fbpx

Panie, daj odwagę, by kochać

Od marca 2020 cały świat opanował strach, związany z zagrożeniem zdrowia i życia. Nowa rzeczywistość stała się zupełnie nieprzewidywalna. Strach przed groźnym wirusem zdominował wszystko. Pojawiały się coraz to nowe procedury odnośnie codziennego funkcjonowania, które miały nas chronić. SMS-owe alerty bezpieczeństwa RCB, które wcześniej docierały do nas jedynie z powodu nadchodzącej burzy, wichury czy gradobicia, znowu zawierały nakazy: pozostań w domu. Tym razem jednak to polecenie nie dotyczyło jedynie kilkugodzinnego powstrzymania się od wyjścia na czas burzy. Życie w sytuacji zagrożenia i konieczność izolacji na wiele tygodni, nakaz stosowania się do różnych uciążliwych procedur nasiliły wszechobecny lęk i strach.

Lęk wdziera się w każdą dziedzinę naszego życia. W życiu każdego z nas zdarza się wiele kryzysów bez zapowiadających SMS-ów i bez podpowiedzi jak się zachować. Bywa wiele realnych powodów, by się bać. Są to: ryzyko utraty pracy, brak stabilizacji finansowej, niebezpieczeństwa czyhające na dzieci i młodzież, konflikty międzynarodowe czy niepewna przyszłość.

Z jednej strony, gdy myślimy o lęku to pamiętamy, że jest to podstawowa emocja, która pomaga człowiekowi przetrwać w trudnych warunkach, podczas zmagań się z wieloma niebezpieczeństwami. Lęk informuje o zagrożeniu. Wysyła sygnał: uciekaj albo walcz. Każdy z nas od czasu do czasu czegoś się boi. I jest to całkiem naturalne. Strach pełni bardzo ważną funkcję - chroni nasze zdrowie i życie. To właśnie dzięki niemu nie wejdziemy pod nadjeżdżające auto czy nie skoczymy do wody w miejscu niedozwolonym. Strach jest więc obronną reakcją organizmu na realne zagrożenie.

Niestety ten sam strach paraliżuje i zaślepia. Znamy to uczucie „zamrożenia” wywołanego przez strach. Ten paraliżujący lęk pojawia się często w naszych relacjach. Obawiamy się trudnych rozmów, obawiamy się odrzucenia ze strony bliskich. Obawiamy się zranienia, śmieszności, niezrozumienia, braku akceptacji. I tutaj znowu lęk popycha nas do ucieczki, do wycofania się. A przecież budowanie każdej zdrowej relacji wymaga odwagi.

Podczas wakacyjnych rodzinnych spotkań, obserwowałam moją pięcioletnią wnuczkę, która „zapoznawała się” ze swoją dalszą kuzynką. Dziewczynki najpierw zawstydzone, pełne obaw obserwowały się z daleka. Po jakimś czasie odważyły się, by się zbliżyć do siebie. Po kilku godzinach coraz bliższej, odważniejszej zabawy, mogłam widzieć prawdziwą, niczym nieskrepowaną radość u obu dziewczynek. Radość z zyskania „nowej kuzynki”. Wymagało to od każdej z nich przełamania lęku, niepewności, obaw.

Poprzez codzienne, małe akty odwagi, by zbliżyć się do drugiego człowieka, budujemy zdrowe relacje, zyskujemy przyjaciół. Zyskujemy pewność siebie. A radość z bycia wśród ludzi wypiera lęk przed nieznanym. Jednak dobrze mieć świadomość, że strach i lęk nie dają za wygraną, Czają się, by wkroczyć do akcji przy każdej nadarzającej się okazji, podczas każdej życiowej burzy. Pojawiające się trudności w komunikacji, brak zrozumienia, zawód, rozczarowanie, sprawiają, że lęki w naszych relacjach wracają. I tutaj niestety nie da się zastosować rozwiązania sprawdzającego się w przypadku zwykłego gradobicia: ukryj się, pozostań w domu…

Jakiś czas temu rozmawiałam ze swoją znajomą. Z niepokojem opowiadała o swojej dorosłej już córce. Młoda kobieta, po kilku nieudanych próbach budowania relacji z mężczyznami, z radosnej osoby - stała się wycofana, zamknięta w sobie. Dzisiaj już nie chce podejmować żadnych prób nawiązywania znajomości. Na wszystkie propozycje spotkania się z kimś, zdecydowanie odpowiada - nie. Zdaniem matki te zranienia z przeszłości zbudowały w niej obawę, lęk przed kolejnym odrzuceniem, niepowodzeniem. Młoda kobieta straciła entuzjazm i otwartość na ludzi. Lęk chorobliwie sparaliżował jej życie.

Wszyscy jesteśmy stworzeni do relacji. Budowanie i trwanie w relacji z drugą osobą jest podstawową potrzebą ludzką. Relacje stanowią istotną część naszego życia: rodzinnego, osobistego, towarzyskiego, a także biznesowego. Jednak zranienia, rozczarowania, niezrozumienie, konflikty bolą. Odruchową reakcją jest unikanie bólu, co prowadzi do wycofywania się w relacjach, do izolacji, do unikania konfliktów, do unikania trudnych rozmów. Pojawia się lęk przed bólem. Reakcją jest wycofanie się, by nie zostać zranionym. Żeby się po raz kolejny nie sparzyć. Żeby ochronić siebie.

Na pierwszy rzut oka to unikanie bólu wygląda na rozsądne. Długotrwałe unikanie kontaktów z innymi ludźmi w obawie przed utratą zdrowia wydaje się być też rozsądne. Jednak bliższe przyjrzenie się problemowi odkrywa, że zawalczenie o swoje poczucie bezpieczeństwa, trwanie w lęku przed ryzykiem choroby, cierpienia, rozczarowania i bólu doprowadza do patowej sytuacji. Dobrze wiedzieć, że lęk poza ratującym życie dobroczynnym działaniem, ma moc paraliżowania i oślepienia. A życie w permanentnym paraliżu nie jest niczym zdrowym. Nie można bowiem prawdziwie kochać będąc sparaliżowanym przez lęki. Z powodu strachu przed kolejnym odrzuceniem, przed kolejnym rozczarowaniem budujemy wokół siebie mur. Nasze serca zatwardzamy. Nie zbliżamy się zbytnio do innych i nie pozwalamy się zbliżyć się do siebie. Skupiając się na lęku przed tym co zagraża, co boli, zaprzestajemy sięgania głębiej w relacjach. Rezygnujemy ze spotkania z człowiekiem. Rezygnujemy z próby wyjaśnienia nieporozumień. Rezygnujemy z rozwiązywania konfliktów. Unikamy ... odsuwamy się … Zaślepieni przez strach przestajemy widzieć sprawy takimi jakie są.

Chronienie siebie i miłość to dwie przeciwności. Max Lucado w jednej ze swoich książek pisze, kiedy strach dominuje w naszym życiu, potrzeba bezpieczeństwa staje się naszym bogiem. A kiedy bezpieczeństwo staje się bogiem, szukamy życia pozbawionego wszelkiej niepewności i ryzyka. A ten, kto wypełniony jest lękiem, nie potrafi kochać głęboko, bo miłość jest ryzykowna. Zatem zabieganie o własne poczucie bezpieczeństwa sprawia, że przestajemy kochać. A zaniechanie miłości jest jawnym łamaniem najważniejszego przykazania, byśmy kochali Boga i bliźniego swego. Trudno jest kochać tkwiąc w lęku przed zagrożeniem, odrzuceniem, rozczarowaniem.

Czy te sytuacje, które wywołują lęk powinny być dla nas zaskoczeniem? Czy aby Jezus uczciwie nie uprzedzał swoich uczniów, na świecie ucisk mieć będziecie? Zatem spodziewanie się życia bez zagrożeń, bez rozczarowań, bez bólu wyraźnie rozmija się z biblijnym opisem świata, który ostatecznie nie jest bezpiecznym domem mym.

Kochać to być zdolnym do ponoszenia ryzyka i zarazem chcieć ryzykować życiem dla innych. Bóg podjął to ogromne ryzyko. Jak mówią słowa pieśni, że sam Jezus przyszedł bezbronny na świat, do ludzi, których stworzył sam. W Ewangelii Jana czytamy, do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli (J 1:11). Skoro zatem, Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady (1 P 2:21), za przykładem Jezusa nie ulegajmy lękom przed bólem, odrzuceniem, rozczarowaniem i nie izolujmy się w zaciszu swoich domów. Jezus powiedział do swoich uczniów, ten, który zabiegać będzie o życie swoje, by je zachować straci je (Łk 17:33a). Pismo zachęca, nic nikomu winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej; kto bowiem miłuje bliźniego, zakon wypełnił (Rz 13:8).

Biblia w wielu miejscach chwali rozwagę i ostrożność, ale tchórzostwo potępia. Dobrze pamiętać, że Boże przykazanie miłości nie jest jedynie szeregiem rozkazów; kochaj, pomimo, że nikt cię nie kocha, postaraj się, dasz radę… Słowa Jezusa brzmią, nowe przykazanie daję wam abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem, abyście się i wy wzajemnie miłowali (J 13:34). Jan zachęca, miłujmy więc, gdyż On nas przedtem umiłował (1 J 4:19). Paweł zaś uspokaja, że nic nas nie odłączy od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie (Rz 8:35-39).

Zanućmy z odwagą: miłość Bożą w sercu swym dzisiaj mam, tą miłością coraz bardziej kocham cię… Kocham, więc nie musze się bać… Jezus mówi, że miłość ta zabiera strach. Jezus daje ci miłość swą. Nie lękaj się, nie lękaj się, nie lękaj się…