fbpx

Od korzysci do relacji

Biblijną Księgę Rut czyta się niemal jak bajkę o Kopciuszku. To opowieść z ciekawymi zwrotami akcji, mówiąca o odmianie losu i niespodziewanym błogosławieństwie. Oto młoda kobieta z pustynnego kraju Moab, która przez krótki czas była żoną syna Izreality przybyłego z rodziną na obce tereny, została wdową. Jednak zamiast skorzystać z możliwości powrotu do rodziców, postanowiła pojechać ze swoją teściową Noemi – samotną wówczas po stracie męża i dwóch synów – do jej rodzinnej miejscowości. Nie wiemy, co dokładnie zmotywowało Rut. Być może bała się powrotu do dawnego życia lub ponownego zamążpójścia za nieokrzesanego miejscowego mężczyznę, może doświadczyła wiele miłości od teściowej, a może zdawała sobie sprawę, że Noemi nie da sobie rady bez jej pomocy. Okazała starszej kobiecie przyjaźń i oddanie, wybierając ją jako swoją rodzinę i łącząc swój los z jej losem. Przyjęła Boga, w którego wierzyła Noemi, za swojego oraz obcy kraj – za swój. Ale tak naprawdę dla Rut była to podróż w nieznane i choć nie spodziewała się zbyt wiele dobrego dla siebie, zaufała Bogu.

Powrót Noemi wywołał poruszenie wśród jej rodaków, a młoda cudzoziemka wzbudziła nie mniejsze zainteresowanie, ale sytuację kobiet trudno było nazwać dobrą. Miały gdzie mieszkać, ale głodowały. Noemi wysłała więc Rut do „pracy”, polegającej na zbieraniu kłosów po żniwiarzach. Na polach niektórych właścicieli celowo nie podnoszono pojedynczych kłosów, aby najbiedniejsi ludzie mogli te resztki zabrać dla siebie, a przy tym zachować godność, ponieważ mieli zajęcie i nie musieli żebrać. Gdy Rut pozwolono zbierać kłosy, okazała się przy tym bardzo pracowita, pokorna i wytrwała. Wtedy spotkała ją nieoczekiwana życzliwość: właściciel tych pól o imieniu Boaz zwrócił się do niej, aby swobodnie chodziła za żeńcami, bo zabronił im nagabywania jej, i by piła ze wspólnych dzbanów, kiedy tylko zechce.

„Wtedy ona upadła przed nim na twarz i pokłoniwszy mu się aż do ziemi, rzekła do niego: Skąd to znalazłam łaskę w twoich oczach, że zwracasz na mnie uwagę, chociażem cudzoziemka? A Boaz odpowiedział jej, mówiąc: Opowiedziano mi wszystko dokładnie, jak postąpiłaś ze swoją teściową, gdy umarł twój mąż, że opuściłaś swego ojca i swoją matkę, i swoją ziemię, w której się urodziłaś, i poszłaś do ludu, którego przedtem nie znałaś. Niech ci wynagrodzi Pan twój postępek i niech będzie pełna twoja odpłata od Pana, Boga izraelskiego, do którego przyszłaś, aby się schronić pod jego skrzydłami” (Rut 2, 10-12).

W porze posiłku Boaz zaprosił ją do grupy żniwiarzy i osobiście częstował ją jedzeniem. A później polecił swoim sługom, aby nie czynili dziewczynie żadnych wymówek, gdy zbiera zbyt blisko snopów i aby specjalnie „gubiono” dla niej dodatkowe kłosy. A potem zaproponował, by Rut przyłączyła się do jego pracowników aż do końca żniw.

Noemi była zaskoczona, jak dużo zboża przyniosła jej synowa. Zanim żniwa się skończyły miała już pomysł na wyswatanie dziewczyny, jednak powiedziała jej o tym dopiero w dzień świętowania zbiorów. Poradziła, by Rut poszła nocą do Boaza i położyła się u jego stóp. Dla nas gest wydaje się zupełnie niezrozumiały, wręcz upokarzający, jednak przyjrzyjmy się efektom: „A o północy poderwał się ten mąż, obrócił się i spostrzegł kobietę u swoich nóg. Zapytał więc: Kto ty jesteś? Ona zaś odpowiedziała: Ja jestem Rut, służebnica twoja. Rozciągnij swój płaszcz na swoją służebnicę, boś ty wykupiciel. A on na to: Błogosławionaś ty u Pana, córko moja. Ten drugi dowód twojej miłości lepszy jest niż pierwszy, gdyż nie uganiałaś się za młodzieńcami ani biednymi, ani bogatymi. Nie kłopocz się teraz, córko moja, uczynię dla ciebie, cokolwiek sobie życzysz, wie bowiem całe miasto, żeś dzielna kobieta (Rut 3,8-11).

W Izraelu panował zwyczaj, że jeśli mężczyzna umarł nie pozostawiając potomstwa, najbliższy mężczyzna z rodziny powinien wykupić ziemię zmarłego, poślubić wdowę i spłodzić z nią dziecko, które będzie mogło dziedziczyć po zmarłym i przedłużyć jego ród. Dzieci były też gwarancją pomocy w starości, aby sytuacja bezdzietnych kobiet nie była tragiczna. Boaz miał prawo do wykupu ziemi, ale był jeszcze bliższy krewny Noemi i mężczyźni musieli się dogadać w tej sprawie. Pierwszy mógł kupić ziemię, ale nie chciał Rut, dlatego wycofał się z pierwszeństwa wykupu. Dopiero załatwiwszy prawnie tę sprawę, Boaz mógł dziewczynę poślubić. I tak się stało. Rut urodziła Obeda, ten był ojcem Issajego, który był ojcem Dawida – króla nad Izraelem. I tak Rut znalazła się w rodowodzie Jezusa.

Rut urzekała skromnością, pracowitością i oddaniem w relacji z Noemi. Zrobiła pozytywne wrażenie na całym mieście i z pewnością na Boazie, a jednak dopiero nocna rozmowa po świętowaniu końca żniw odmieniła jej los. Mężczyzna zauważył, że Rut okazała miłość i to większą niż za pierwszym razem. Ale komu ją okazała? Przede wszystkim Noemi - za sprawą swojego posłuszeństwa i posłuchania rady. Dlaczego to była większa miłość niż wtedy, gdy postanowiła z nią przyjechać do obcego kraju i przyjąć jej wiarę i zwyczaje? Ponieważ chodziło o przedłużenie rodu, o oddanie swojego ciała, życia i losu, o całkowite uniżenie się. A przecież mogła zapragnąć ułożyć sobie życie po swojemu, związać się z kimś, kto po prostu zawróciłby jej w głowie.

Być może uczucie między Rut i Boazem rozwijało się powoli, gdy poznawali się i obserwowali podczas pracy. Ale dopiero powołanie się na prawo wykupu pokazało Boazowi, że Rut chce jego, a nie żadnego innego mężczyznę. Od tej pory jej los nie był mu już obojętny. Zrobił wszystko co trzeba, aby móc prawnie stać się jej „wykupicielem” i mężem.

Historia Rut nie jest tylko zachętą i pocieszeniem dla samotnych kobiet. Jest alegorycznym obrazem wyjaśniającym miłość Boga do człowieka i rodzącą się człowieczą miłość dla naszego „wykupiciela” - Jezusa, który oddał swoje życie, abyśmy mogli żyć wiecznie. Z powodu potrzeb i niedostatków ludzie stale przychodzą do Boga po pomoc. Szukają i potrzebują duchowych podarunków wszelkiego rodzaju, ale myślą podobnie do Rut, że nie zasługują na tę pomoc. Przyjmują skromne dary z nieba – dowody Bożej łaskawości – jak te kłosy, które oderwały się ze snopów lub zagubiły na ściernisku. A czasem otrzymują coś ekstra, jak te kłosy pozostawiane specjalnie dla nich i cieszą się, gdy najedli się duchowo i jeszcze mogli wziąć część dobra w swoich sercach, by zanieść najbliższym. Chętnie poznają Bożą życzliwość, są wdzięczni za duchowe podarunki i w końcu przyłączają się do grupy Bożych pracowników, czyli do kościoła. Wtedy jest im jeszcze łatwiej korzystać ze wszystkiego, co wpadnie do ich serc, co Bóg daje kościołowi przez siostry i braci w wierze oraz przez działanie Ducha Świętego. Niektórzy pozostają „zbieraczami kłosów” aż do końca życia. Nie muszą wtedy orać pola, ani siać, ani martwić się pogodą i szkodnikami. Bóg jest hojny i życzliwy, więc można uzbierać sobie wystarczająco „kłosów” na własne potrzeby.

Na szczęście są w kościele takie osoby jak Noemi, które powiedzą Ci, że nie musisz korzystać tylko z ludzkiej życzliwości oraz z tego co zostaje po pracy i zaangażowaniu innych osób. Bo jest inny sposób, aby pójść dalej w rozwoju duchowym i mieć więcej możliwości. Mam na myśli to, aby zapragnąć zbliżyć się bardziej do Jezusa i poznać Go lepiej. By pokochać Go z całych sił i więcej z Nim przebywać - poprzez skupioną osobistą modlitwę, czas refleksji i czytanie Słowa Bożego. A za szczerą miłością do Boga idzie pragnienie, by poddać się Jego woli, miłości i prowadzeniu z tą pewnością, że On wie co jest dla nas najlepsze. Gdy szczerze Mu się poddajemy, On bierze nas w ochronę, odpowiada na miłość swą ogromną niezmierzoną miłością, a w modlitwach docierają też Jego odpowiedzi. Rodzi się wzajemne zaufanie i współpraca. Tworzy się bliska, fascynująca, niepowtarzalna więź.

Bliskość z Bogiem przemienia nasze serce, nasze nastawienie, myśli, plany i marzenia. Otwiera nowe możliwości, co najczęściej oznacza więcej pracy i odpowiedzialności, bo zamiast przysłowiowych ryb, dostajemy wędkę i uczymy się łowić ryby. Podobnie jak Rut ze zbieraczki kłosów stała się żoną właściciela pól, tak i my z wiecznie potrzebujących wierzących stajemy się dojrzałymi chrześcijanami świadomymi swojej pozycji w Chrystusie – przy czym nie mamy potrzeby wyrażać swej wiary poprzez dumę i poczucie wyższości, lecz poprzez miłość i chęć służenia innym. Bo miłość rodzi miłość. Kto przebywa z Bogiem, ten pragnie się dzielić miłością, chce dawać i postępować dojrzale. Nadzieja i wiara w wieczności nie będą potrzebne, a miłość zawsze ma i będzie mieć swoją wartość. Przyjdź więc do Jezusa i oddaj Mu się, jak Rut, gdy położyła się u stóp Boaza. Bóg nie chce cię wykorzystać, ale ukochać i nauczyć prawdziwego kochania. Chce Twoje zaufanie do Niego uhonorować tym, że będzie zawsze blisko Ciebie.

Z bliskości z Panem zawsze rodzą się dobre duchowe owoce, czyli wszystko, co jest potrzebne, aby dać sobie radę, a nawet by się wyróżniać i jaśnieć jak światło w ciemności. Ze zbieraczy i pracowników stajemy się domownikami – i wszystko, co jest dostępne w domu Bożym, prawnie należy do nas. Każda Boża obietnica należy do wierzących dzięki Chrystusowi, który zapłacił wystarczającą cenę. Ale to, jak bardzo z nich skorzystamy, zależy od nas, od tego, jak blisko siebie dopuszczamy Boga i Jego Słowa.

Zawsze potrzebujemy Boga – czy Go kochamy, czy lekceważymy - ale o wiele lepiej skupić się na dawcy niż na darach, na zaopatrzycielu a nie na potrzebach. To, co otrzymujemy od Boga zasila nas na krótko, ale trwanie w Nim zapewnia stały solidny dostęp do źródła wszelkiego wzmocnienia, pocieszenia, uzdrowienia, zaopatrzenia itp. Nic nie zastąpi bliskiej więzi z żyjącym, działającym i kochającym Bogiem. Nie czekaj więc do momentu, aż Twoje życie się odmieni i wtedy z wdzięczności zainteresujesz się Bogiem... Pokochaj Go wcześniej, poznawaj jaki jest i jak możecie się dogadać, bo ta relacja zmieni zupełnie Twoje życie.

Aneta Krzywicka