fbpx

W tym świecie, ale nie z tego świata

Wiele tekstów biblijnych wzywa do oddzielenia się od tego świata. Izrael stale był napominany do życia w oddzieleniu, ponieważ jest on wybranym przez Boga narodem, a Bóg jest święty, to znaczy oddzielony i dlatego oczekiwał takiej świętości czyli oddzielenia od świata swego ludu. Lud izraelski nie powinien był angażować się w pogańskie praktyki narodów, które go otaczały. Lud Starego Testamentu miał prowadzić życie oddzielone – od praktyk religijnych otaczających je narodów, nie mógł składać ofiar ze swoich dzieci, musiał stronić od wróżb i pogańskich przepowiedni (5 Mojż. 18,9-14), unikać nieczystych pokarmów, nie wchodzić w związki małżeńskie z wyznawcami obcych religii.

W Nowym Testamencie jeszcze silniej akcentuje się fakt Bożego powołania (1 Ptr. 2,9), co zobowiązuje do powstrzymywania się od cielesnych pożądliwości (1 Ptr. 2,11), odrzucenia starej natury i pogańskich praktyk (Ef. 4,17-32; Kol. 3,5). Stale podkreśla się, że naśladowcy Jezusa są nowym stworzeniem, że należą do Pana, zamieszkuje w nich Duch Święty i dlatego mają zachowywać się według nowych zasad. Czasem to oddzielenie ma postać zewnętrznych zachowań, ale idzie ono o wiele głębiej. Jezus wskazywał na ważność myśli i postaw. Wiele grzechów ciała, o których mówi Paweł, nie ma charakteru fizycznego lub cielesnego, są to raczej postawy i grzechy o charakterze duchowym, jak niezgoda, zazdrość, złość, gniew. Dlatego zachęca on wierzących, aby przez odnowienie swoich umysłów nie podporządkowywali się zwyczajom tego świata (Rzym. 12,1-2). Nie powinni oni miłować świata, ani tych, rzeczy, które są na świecie (1 Jana 2,15).

Jest jeszcze pośrednie oddzielenie, oddzielenie od braci w Chrystusie, którzy współpracują w dziele ewangelizacji z tymi, którzy wierzą inaczej od nas. I tak w czasie ewangelizacji Franklina Grahama w Warszawie w czerwcu 2014 roku, wielu ewangelikalnie wierzących odmówiło uczestniczenia w tym przedsięwzięciu, ponieważ brali w nim udział również katolicy. Choć nabożeństwo było ściśle ewangeliczne – kazanie baptysty Franklina Grahama, z ewangelicznych zborów śpiewały chóry, pastorzy byli duchowymi doradcami – to jednak sama obecność katolików zgorszyła wielu wierzących, którzy nie tylko odmówili wsparcia tej ewangelizacji, ale wielu z nich nawet wystąpiło ze swoich kościołów. Uważali oni, że oddzielenie musi być radykalne, niedopuszczalne są jakiekolwiek kontakty z tymi, którzy nie podzielają ich przekonań religijnych.

To prawda, trzeba radykalnie odwrócić się od wszelkiego rodzaju zła i grzechu i nawrócić się do Pana Jezusa Chrystusa. Nie wolno wikłać się w grzechy tego świata i nie dać się splamić przez ten świat (Jak.1,27). W życiu człowieka wierzącego stało się to już w czasie jego pokuty i uwierzenia w Pana Jezusa jako swego Zbawiciela. Nam, wierzącym w Jezusa Chrystusa, stale trzeba przypominać słowa Psalmu: „Wy, którzy miłujecie Pana, miejcie w nienawiści zło” (Ps. 97,10).

Nieraz członkowie ewangelicznych kościołów traktują wszystkich wiernych kościołów tradycyjnych, historycznych, jako nominalnych chrześcijan, a nawet uważają ich za ludzi duchowo martwych. Dlatego czasem wprost litują się nad ich duchowym stanem, a często nawet nimi pogardzają. Ale chyba wszyscy pamiętamy, jak w lutym 2015 roku radykałowie islamscy na libijskim wybrzeżu zamordowali 21. koptyjskich chrześcijan, którzy odmówili zaparcia się Chrystusa. A potem 25. maja 2017 roku ci sami radykałowie zatrzymali samochód, którym koptyjscy chrześcijanie udawali się na nabożeństwo. Kazali im opuścić samochód i wyprzeć się wiary w Chrystusa. Ale wszyscy, nawet dzieci, odmówili i strzałem w głowę zostali pozbawieni życia. Kościół koptyjski też można uważać za tradycyjny, składający się z nominalnych chrześcijan. A jak widać i w nim są tacy, którzy woleli poświęcić swoje życie niż zaprzeć się wiary w Chrystusa, który powiedział: „Nikt nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś daje swoje życie za swoich przyjaciół” (Jan 15,13). Oni umiłowali Chrystusa ponad swoje życie. Dlatego powinniśmy być ostrożni w ocenianiu duchowości innych chrześcijan, nawet tych tradycyjnych. Przede wszystkim należy pamiętać o nakazie Jezusa: „Nie sądźcie, abyście nie zostali osądzeni. Jaki bowiem wydajecie wyrok, taki i na was wydadzą, jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mat. 7,1-2). Nikt z nas nie jest bez grzechu i dlatego nie mamy prawa osądzać innych, bowiem każdy z nich odpowie za swoje życie przed Bogiem. Naszym obowiązkiem jest głoszenie im wszystkim ewangelii zbawienia w Jezusie Chrystusie, które musi odbywać się w atmosferze pozytywnego nastawienia i miłości.

Do czego prowadzi całkowita izolacja od otoczenia

W dążeniu do świętości niektórzy chrześcijanie całkowicie izolują się od swego otoczenia. Unikają kontaktów z tzw. „światem”, nie rozumieją go, zaczynają rozmawiać swoim „świętym” językiem, którego ludzie z zewnątrz już zupełnie nie rozumieją. Są i w Polsce takie grupy chrześcijan, akcentujące przede wszystkim uświęcenie swego życia i odwracanie się od tego świata. Ich życie chrześcijańskie nieraz wyróżnia się innym ubiorem, nie używają oni takich wynalazków techniki jak telefon komórkowy czy komputer. Ostatnio spotkałem w Radości amisza. W rozmowie przyznał: „Bracie, jaki tam ze mnie amisz, skoro posługuję się komputerem”!

Różne grupy kościelne na przestrzeni wieków były ruchami odnowy, a potem stawały się samodzielnymi wspólnotami. Dążenie do świętości i czystości doprowadziło ich do zawężenia zasad wiary, separatyzmu czyli zupełnego oddzielenia się od świata i wewnętrznych podziałów. Nastąpiło spłycenie teologii Kościoła, ograniczenie jego wymiaru społecznego, zaniechanie ewangelizacji, przeakcentowanie autonomii, szerzenie negatywnego poglądu na współpracę międzykościelną aż do praktykowania sekciarstwa. Taka postawa doprowadziła te grupy do niemal całkowitej izolacji i w końcu do wymierania. Kościoły tego typu potrzebują szerszego zrozumienia swego charakteru i zadań, praktykowania jedności i współpracy z innym wierzącymi. Muszą odpowiedzieć na pytanie, w jakim celu zostali przez Chrystusa powołani do zbawienia.

Są zbory i całe Kościoły, które dosłownie traktują oddzielenie od tego świata. Zamykają się w czterech ścianach swoich budynków kościelnych czy własnych domów i stale dziękują Panu za zbawienie, obruszają się na okropności grzechów tego świata, ale nie chcą, a może już i nie mogą w niczym mu pomóc. Nie głoszą już temu światu ewangelii, bo radykalnie zerwali wszelkie kontakty ze swoim otoczeniem. Zresztą nie wiedzą już jak do tego świata dotrzeć z ewangelią. Nie poczuwają się do odpowiedzialności za ten świat, dlatego w tym zakresie są już dla Boga nieużyteczni. Prawdziwy Kościół nie żyje dla siebie samego, lecz dla świata, który go otacza, ma wyjść poza ściany swoich budynków i przenikać otaczające go społeczeństwo. Tak samo uczestnicy każdej grupy biblijnej nie zbierają się dla własnej satysfakcji, lecz przygotowują się do głoszenia ewangelii w swoim otoczeniu.

Kościół często wycofuje się ze świata, zostawiając go własnemu losowi. A dzieje się tak dlatego, że chrześcijanie często jak ten faryzeusz w świątyni, są zapatrzeni we własną sprawiedliwość. Albo obawiają się o utratę swojej świętości, duchowości, hołdują pobożności monastycznej, zamykają się w sobie, żyją dla siebie samych. Ale pobożność, która nie ma wymiaru poziomego, społecznego, nie ma znaczenia również w wymiarze pionowym, zrywa kontakt z Bogiem. „Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachować samego siebie nieskażonym przez ten świat” (Jak. 1,27). A więc należy troszczyć się o innych i jednocześnie dbać o czystość swego życia. Często powodem zamknięcia się chrześcijan w sobie jest zwyczajne lenistwo i samolubstwo. Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie jest Bogiem kochającym tych, którzy na to nie zasługują. Na pożegnanie Pan Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (Jan 20,21). Misja uczniów ma być podobna do misji Jezusa. Jak On musiał wkroczyć do naszego świata, tak my powinniśmy wkraczać do świata innych ludzi – do ich zwątpień, pytań, osamotnienia. Nie można być nawróconym do Boga bez nawrócenia do swego bliźniego.

 

Dlaczego mamy angażować się w sprawy tego świata?

 

Po pierwsze, ponieważ świat potrzebuje uczniów Jezusa. Wyobraźmy sobie świat, do którego przyszedł Jezus ponad dwa tysiące lat temu. Ludy były pogrążone w ciemności pogaństwa, panowało ogólne przekonanie, że śmierć kończy wszystko, beznadziejność. Rzymskie prawo, grecka filozofia i orientalny mistycyzm nie dawały odpowiedzi na ważne pytania. I oto nagle pojawił się Jezus, który na te pytania odpowiedział, dał ludziom nadzieję. I tę nadzieję Jego uczniowie mają przekazywać innym. Stoją przed ogromnym zadaniem. Jezus przypomniał im, że tak jak Ojciec posłał Go na ten świat z poselstwem nadziei, przebaczenia i zbawienia, tak On posyła ich na ten świat. Mają być solą ziemi i światłem świata. „Idźcie – powiedział im – i opowiadajcie wszystkim kim jestem i co wam uczyniłem”. Nie bójcie się tego świata, bo Ja zawsze będę z wami i będę was wzmacniał i chronił.

Jakże wiele w tym świecie jest jeszcze do zrobienia, dlatego nie módlmy się, aby z tego świata jak najszybciej odejść. Nie zamykajmy naszej wiary w czterech ścianach naszych domów czy kościołów. Jeżeli inni mają stać się jedno z nami w chrześcijańskim przekonaniu i doświadczeniu, to najpierw my musimy stać się jednością z nimi w chrześcijańskim współczuciu i świadectwie. Naśladowcy Jezusa nie są ze świata, ale są na świecie (Jan 17,16.11) i dlatego muszą angażować się w sprawy tego świata, iść do grzeszników, odważnie głosić im poselstwo Chrystusowe. Odwiedzajmy ludzi w ich domach, rozmawiajmy z nimi na ulicy, nie ukrywajmy swojej wiary. Każdy chrześcijanin powinien być zarówno konsekwentny jak i radykalny; konsekwentny w zachowywaniu swojej wiary i radykalny w jej stosowaniu.

Po drugie, świat jest potrzebny dla nas. Ludzie Chrystusa nie są jeszcze gotowi, aby już teraz być tam, gdzie jest Jezus. To nasze krótkie przebywanie na ziemi czyni niebo bardziej przyjemnym. Najprzyjemniejszy odpoczynek następuje po zmęczeniu. Ten świat jest naszym polem treningowym, polem zmagania i walki. To nasza szkoła, gdzie możemy się wiele nauczyć. Mamy tu do czynienia z surowymi nauczycielami, na każdym zakręcie życia zdajemy poważne egzaminy. Jezus za bardzo nas kocha, by chronić przed tą trudną drogą. Dyscyplina ziemskiego życia bardzo korzystnie wpływa na rozwój naszych charakterów, dlatego Pan nieraz nie zważa na nasze modlitwy, by ulżyć różnym przeszkodom. Powiedział swoim uczniom: „Na świecie będziecie mieć ucisk, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat” (Jan 16,33).

Otwierajmy się na otaczający nas świat, poznawajmy jego ból i pragnienie, starajmy się nieść mu zbawienie w Chrystusie Jezusie. Przecież po to Bóg postawił nas w tym świecie. Módlmy się o zbawienie swoich bliźnich, członków rodziny, sąsiadów, znajomych. Róbmy coś, aby dotrzeć do nich z poselstwem ewangelii. Nie skupiajmy się wyłącznie na sobie.

Wyjść ze świata nie znaczy nie kontaktować się z niewierzącymi czy inaczej wierzącymi. Jezus był obecny na weselu w Kanie Galilejskiej, na przyjęciu w domu faryzeusza. Dosyć niebezpiecznie jest nam oceniać, kto jest wierzący, a kto nie. Czasem jesteśmy zbyt podejrzliwi, zbyt krytyczni wobec innych, dlatego nie jesteśmy dobrymi świadkami Jezusa Chrystusa w tym świecie. Paweł pisze do Tymoteusza, że „sługa Pana nie powinien wdawać się w spory, ale być uprzejmy wobec każdego, zdolny do nauczania, cierpliwy” (2 Tym. 2,24). Uprzejmy wobec każdego, nawet niewierzącego. Niech dobry Pan dopomoże nam być dobrymi Jego świadkami w tym świecie.