fbpx

Trwoga i radość

„Gdy to usłyszał król Herod, zatrwożył się, a z nim cała Jerozolima. (…) A ujrzawszy gwiazdę, niezmiernie się uradowali” (Mt 2:3, 10)

Istnieje głęboki kontrast między Herodem a mędrcami.

Herod i Jerozolima

Z jednej strony mamy lud wybrany, lud ciemiężony i oczekujący Zbawiciela. Lud modlący się i patrzący z nadzieją w przyszłość. Gdy ta przyszłość się spełnia, stając się rzeczywistością, reakcją ludu jest trwoga. Oczywiście, przede wszystkim jest to reakcja Heroda, który w swoim paranoicznym lęku przed zdradą zabijał większość swoich współpracowników i rodziny – arcykapłana Hirkana, stryja (i szwagra jednocześnie) Józefa, żonę Mariammę i teściową Aleksandrę. Swoją drogą, znając chociaż trochę tę postać, dalszy rozwój wypadków – rozkaz zabicia wszystkich niemowląt w okolicach Betlejemu (Mt 2:16-18) – w ogóle nie dziwi.

Jest to jednak reakcja nie tyko Heroda, ale i „całej Jerozolimy”. Powiedzielibyśmy dzisiaj: establishmentu, warstwy panującej, mającej wpływ. I widać w niej typowy lęk, zapewne, który i my czasami odczuwamy: przed nadchodzącymi zmianami. Szczególnie, gdy jesteśmy zmęczeni, albo wtedy, gdy spokój, którego doświadczamy okupiony był wysiłkiem, reagujemy w sposób podobny: lękiem, ze coś może się zmienić. Nawet wtedy, gdy są to potencjalnie zmiany na lepsze. Bo przecież może się okazać, że nie będzie to takie proste. I skąd wiem, że ostatecznie trud okaże się tego wart?

Nasz Pan urodził się właśnie w takiej skomplikowanej rzeczywistości. Boży Lud istniał, ale było to istnienie w różnych zależnościach, pomiędzy Rzymem, radykałami, różnymi grupami interesów. Świat jak dziś. Nasz Pan wkracza w ten świat nie pytając o zgodę. Nie czekając na ludzkie przyzwolenie. Wkracza do siebie. „Do swojej własności przyszedł” - pisze Jan (1:11). Bo jest Bogiem. Bo jest właścicielem. Bo jest tym, który nad tą całą historią, z jej skomplikowaniem i niuansami, które dla nas są wielkim wyzwaniem, sprawuje kontrolę. Nasz Pan wchodzi i oczekuje poddania, zgody, bo ma do tego prawo. Nie jest i nigdy nie będzie cichym pasażerem w samochodzie naszego życia. Nie jest również gościem, który pokornie dostosuje się do naszych wewnętrznych, domowych zasad. On jest Panem. I nigdy z tego nie zrezygnuje. Bo gdyby zrezygnował, nastał by ludzki porządek. Czy faktycznie tego byśmy chcieli? Czy nie pamiętamy? „Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je” - mówi Jezus (Mt 10:39).

Jak to jest z twoim życiem? Zyskujesz z Chrystusem, tracąc je dla siebie, czy tracisz bez niego, zyskując – pozornie, albo na krótki czas – zachowując własne zasady i porządek?

Nie ma trzeciej opcji. Trzecią opcją, gdy rodził się nasz Pan, próbowali być faryzeusze. Pobożnie i trafnie wskazali Herodowi właściwy tekst w proroctwie Micheasza (Mt 2:5-6). Czyż nie wiedzieli, po co mu ta wiedza? A może uznali, że nie muszą o to pytać, ani się tego domyślać? Mimo, że do Betlejemu mieli kilka kilometrów, nie wybrali się tam wraz z mędrcami. Zostali przy Herodzie. Zostali sam na sam ze swoim niepokojem i pilnowaniem doczesnych interesów.

Co to Słowo mówi dzisiaj do nas? Jakże często łatwo usprawiedliwić brak zdecydowania i jasnego opowiedzenia się po stronie naszego Pana podobnymi względami. Wieczność rozgrywa się w małych wyborach każdego dnia. Utrwalamy wzorce postępowania właśnie w taki sposób. Nie liczmy, że z tych kolein wybije nas jakaś większa okoliczność.

Mędrcy i narody

Przejdźmy do drugiej grupy. Mędrców. Literalnie: magów. Oba tłumaczenia są właściwe, bowiem magowie w czasach Jezusa byli zazwyczaj doradcami królów i władców. Dziwni ludzie. Wyjątkowi. Ludzie znikąd. Ludzie nie mający w zasadzie prawa istnieć. Skąd się wzięli? Co ich przywiodło do Żydowskiego Mesjasza?

Większość teologów wskazuje na zachowane w Babilonii i Persji proroctwo Daniela. Drugi rozdział mówi o posągu, który przyśnił się Nebukadnesarowi. Posąg ten reprezentuje historię w planie Boga, który – jak tłumaczy wszechmocnemu (z ludzkiej perspektywy) władcy Daniel - „zmienia czasy i pory, utrąca królów i ustanawia królów” (Dan 2:21). Głową jest Nebukadnesar: pierś i ramiona kolejnym imperium (medo perskim), brzuch i biodra imperium Aleksandra macedońskiego, a nogi – Rzymem. Wtedy, właśnie w owe nogi, uderzy posąg od góry kamień, i go „skruszy” (2:34). Sam zacznie się rozrastać: „stał się wielką górą i wypełnił całą ziemię” (2:35). O co chodzi? Daniel wyjaśnia: „Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone, a królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe królestwa, lecz samo ostoi się na wieki” (2:44).

To proroctwo, o ile było znane, a najwyraźniej było, skoro rozdział 4 Księgi Daniela jest osobistym świadectwem nawrócenia króla Nebukadnesara, musiało wykonywać swoją pracę. Innymi słowy: wskazywać, że za czasów Rzymian wydarzy się coś ważnego. Że Bóg, którego czcił największy król, Nebukadnersar, a czcił go ze względu na to, iż został przez owego Boga poniżony (przez szaleństwo: 4:28-30), a następnie przywrócony do normalności i godności (patrz 4:31-33), w tym właśnie czasie zacznie działać. I założy nowe królestwo, królestwo dziwne, które odmieni losy świata: „Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone, a królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe królestwa, lecz samo ostoi się na wieki” (2:44). Wprowadzi więc w dzieje królestw i imperiów własną jakość, który uderzy w ludzką historię, jak kamień uderzający w posąg. Poprzez coś małego, co zachwieje całym dotychczasowym porządkiem; co sprawi, że on w końcu runie. I na owych ruinach, zacznie rosnąć i rozwijać się, aż stanie się wielką górą, która wypełni całą ziemię.

W Księdze Daniela mamy również drugie wyjątkowe proroctwo. To Daniela 7 – sen o czterech zwierzętach i Synu Człowieczym. Znów, mamy cztery etapy i zmianę. Cztery zwierzęta wydają się korespondować z czterema częściami posągu. A co widzimy zamiast kamienia? Najwyraźniej zmiana przychodzi poprzez Syna Człowieczego – tajemniczą postać, która „na obłokach” (7:13) przychodzi przed Tron Odwiecznego, czyli Boga. To Jemu właśnie „dano władzę i chwałę i królestwo, aby mu służyły wszystkie ludy, narody i języki, Jego władza – władzą wieczną, niezmienną, jego królestwo – niezniszczalne” (7:14). Mamy więc znowu Boże, nowe, niezniszczalne królestwo. Ale zamiast kamienia mamy człowieka – mamy Syna Człowieczego, któremu owa władza Królestwa zostaje powierzona.

Nie wiem ile z tego owi magowie rozumieli, ale myślę, że uchwycili sens najważniejszy. To, co ów wielki Bóg będzie robił, będzie ich dotyczyć. Bo będzie dotyczyć całej historii świata. Ich również. Czekali więc. Nie mieli zbyt wielu wskazówek, ale mieli dość, by wiedzieć, ze coś ma się wydarzyć. I gdy w tym właśnie okresie – jako badający niebo – dostrzegli wyjątkowy fenomen – nie mieli wątpliwości, że chodzi o „jego gwiazdę” (Mt 2:2). I szli, aby Go powitać. Szli do Izraela. Szli do Jerozolimy – do stolicy, słusznie właśnie w tym miejscu oczekując dowiedzieć się więcej. Dowiadują się więc. Idą dalej, do Betlejemu, gdzie owa gwiazda w jakiś sposób opisana słowami „zatrzymała się” (istnieje kilka różnych wyjaśnień), wskazała im, że trafili do celu.

Jak to Słowo zastosować? Bóg pobłogosławi i pomoże, gdy Go szukasz. Choćbyś był w najgorszym położeniu – jeśli On w tym jest, On to doprowadzi do celu. Ten, który dobre dzieło rozpoczyna, ten również pełni je aż do dnia ostatecznego (Flp 1:6). Nie bój się więc iść, sięgać, wychodzić do Chrystusa i ze względu na Chrystusa!

Sedno

Oto paradoks Bożego narodzenia. Najpiękniej ujął go Charles Spurgeon w jednym ze swych kazań: „bliscy odchodzący daleko, dalecy przyprowadzeni blisko”.

Bliscy odchodzący daleko. Zastygli, zasiedziali. Zbyt pewni siebie. Zżyci z Bożą obecnością, ale niestety w spoufaleniu. W przekonaniu, że Bóg innych dzieci nie ma i mieć nie będzie, bo mieć nie może. Pewni, że Bóg skazany jest na nas i tylko na nas. Poważnie?

To postawa niestety nie tylko Żydów (i też nie wszystkich) w czasach pierwszego przyjścia naszego Pana, ale również bardzo szybko i Kościoła. Już w Objawieniu czytamy, że niestety, Kościół może okazywać podobnie niebezpieczną poufałość wobec Boga, obojętność na Jego prowadzenie. Nieświadomość własnej głupoty, życie bez Boga ale w doskonałym samozadowoleniu: „Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły, radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, abyś przejrzał” (Obj 3:17-18). Obyśmy nigdy tacy się nie stali. Test jest prosty: jak reagujesz na Boże zmiany? Na nowe sytuacje, w których Bóg Cię stawia, wymagając od Ciebie posłuszeństwa, wbrew przyzwyczajeniom, szukania nowych sposobów wierności i oddania, odwagi, poddania wobec osób które sam nawraca i przyprowadza, czy w projektach, które On sam inicjuje i które wymagają Twojego zaangażowania?  Czy się zatrwożysz z Herodem, że oto Bóg coś robi, czy może zareagujesz posłuszeństwem?

I dalecy przyprowadzeni blisko. Ludzie znikąd. Pogańscy magowie, mający więcej wiary niż wykarmieni Bożymi obietnicami Żydzi. Ludzie z pogaństwa, mrocznego i tajemniczego (pamiętajmy, że magia w tamtych czasach nie była, jak nigdy zresztą, zbyt cywilizowana), przychodzą, aby okazać swój szacunek i poddanie rodzącemu się Królowi; kamieniowi, który uderzy w posąg historii; Synowi Człowieczemu, który na obłokach zostanie przywiedziony przed oblicze Boże i otrzyma – jako zmartwychwstały nowy Adam, wstępujący w niebo i zasiadający po prawicy Ojca – wspaniałą Obietnicę: Ducha, którego zsyła na swoje ciało na ziemi, na Swój Kościół, dzięki któremu i poprzez który faktycznie Jego Królestwo się rozprzestrzenia, zgodnie z Wielkim Nakazem Misyjnym: „Dana mi jest WSZELKA moc na niebie i na ziemi... idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody... A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 20:27-28). Ludzie nowi; znikąd, którzy stają się proroczym znakiem owej wielkiej zmiany, która właśnie się na świecie rozpoczyna: kamienia, który stanie się górą; Królestwa, które nadchodzi i które ma dotrzeć do każdego narodu i języka; kwasu, który zakwasza całe ciasto i drzewa, które powstaje z maleńkiego ziarenka (Mt 13:31-33). Albo, jak nauczał w kazaniu na Górze, soli dla ziemi, światłości dla świata, która ma świecić wszystkim, którzy są w domu, czy miasta położonego na górze, które ukryć się nie może (Mt 5:13-16).

Oto nadchodzi. Nadchodzi Król i Jego Królestwo. Oto nadchodzi – nie tylko tam i wtedy, ale i dzisiaj, i tutaj, w moim gabinecie i w miejscu, gdziekolwiek czytasz te słowa; oto przenika, zmienia, poddaje, kształtuje, zakwasza, świeci, rośnie. Oto jest. „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”. „Idźcie więc i czyńcie uczniami wszystkie narody”. „Oto ja jestem z wami po wszystkie dni”. „Aż do skończenia świata”.

Patrząc z tej perspektywy tak musiało się stać. Oto Duch Święty przyprowadza owych dziwnych ludzi z nieznanego miejsca, aby zaświadczyć, że to wielkie dzieło faktycznie rozpoczyna. Tu nie ma miejsca na domysły. Oto zapowiadane nowe nadchodzi. Czas dla narodów rozpoczęty.

Bóg powołuje sobie nowe narody. Patrząc na świat – to całe Południe; świat po drugiej stronie równika. Ameryka Łacińska, Afryka, ale i Azja. Świat dla nas daleki i mało znany. A jednak: znany Bogu i doświadczający przebudzenia. Świat, który już przejmuje prym w chrześcijaństwie – z rąk Europy i Zachodu. Świat, który zapewne w ciągu kilku pokoleń będzie ewangelizował zeświecczałą, a może i upadłą Europę. Oto Boża rzeczywistość. Żadna Jerozolima nie może szantażować ani ubezwłasnowolnić Boga. On idzie i zmienia!

I to daje radość. Radość Jego prowadzenia w rzeczywistości nieznanej, nowej, wymagającej naszego zaangażowania – co jest wyłącznie łaską. On idzie. Niech nas, pełnych radości, za dawane nam znaki z Góry, za Nim nie zabraknie.