fbpx

Sprawiedliwość Chrystusa i nasz grzech

Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary... / Flp 3:9

Simul iustus et pecctator”. Jednocześnie i sprawiedliwy i grzesznik. Ten opis kondycji doczesnej chrześcijanina budzi wiele sprzeciwów. Katolicy zazwyczaj dowodzą, że to absurd. Nie da się jednocześnie być sprawiedliwym i niegodziwym. Sprawiedliwy jest sprawiedliwy, a grzesznik grzeszny. Inaczej te słowa tracą sens. Sprawiedliwy grzesznik albo grzeszny sprawiedliwy – to czcza, jeśli nie szkodliwa zabawa słowami.

Czy więc warto iść za Lutrem w tej sprawie? W końcu, nie jest i nigdy nie był natchniony, a jako baptyści w wielu sprawach się z nim nie zgadzamy – choćby względem chrztu niemowląt, czy zrozumieniu Wieczerzy Pańskiej.

W tym artykule postaram się pokazać, że Luter tutaj ma rację, bo sam apostoł Paweł – a przez niego i sam Bóg – spogląda na nasz stan właśnie w ten sposób. Ze względu na to, że możemy być „w Nim” - czyli w Chrystusie.

 

Pielgrzymka wiary

Zanim to jednak nastąpi, zacznę od prostej obserwacji: jeszcze nie doszliśmy. Mamy już swój nowy dom, czy nowe obywatelstwo, mamy już swój nowy paszport, ale jeszcze jesteśmy w rzeczywistości poddanej skażeniu – staremu systemowi. „Nasza ojczyzna jest w niebie” - pisze Paweł - „skąd też Zbawiciela oczekujemy” (Flp 3:20) – który też „przemieni znikome ciało nasze w postać, podobna do uwielbionego ciała swego, ta mocą, która też wszystko poddać sobie może” (w. 21). Mamy obywatelstwo niebieskie, ale ciała znikome. Ciała należą do starego porządku. Czekają na przetłumaczenie na język naszej Ojczyzny. Przemiana dopiero nastąpi, jest przed nami. W wersetach 3:11-14 apostoł na dwa różne sposoby opisuje ten przejściowy stan. Jeszcze nie zmartwychwstałem – mówi w 12 wersecie. Ciało mam jeszcze znikome. „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały” - zastrzega. „Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem” (w. 13) – wyjaśnia jeszcze raz. Raczej – pisze - „dążę do tego, aby pochwycić” (w. 12); czy też „zapominając o tym, co za mną i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie” (w. 13-14).

Życie chrześcijanina to wychylanie się do wieczności. Sięganie ku niej. Próby pochwycenia, złapania tego, co przed nami. Jak zawodnik w biegu: chce być tam, gdzie go nie ma, przed sobą, zawsze o tych kilka centymetrów dalej. I tak biegnie do mety, nawet wtedy, gdy meta jeszcze jest daleko.

Skąd jednak to się bierze? Dlaczego w ogóle biegniemy? Dlaczego chce nam się – o ile nam się chce, oczywiście – podejmować ten wysiłek? Czemu w nim stratujemy? Dlatego, że coś ważnego już się rozpoczęło: „Dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Jezusa Chrystusa” (w. 12) – mówi Paweł. On – Chrystus – już mnie ma. On do mnie nie dąży. Ja się Mu nie wymykam – mówi Paweł. Ja już należę do Niego. On mnie pochwycił, zdobył. I posiada.

A to zmieniło moje życie. Tak, jeszcze nie jestem jak On – nie zmartwychwstałem. Ale mam już tak wiele, że biegnę i wypatruje wieczności. Staram się być tam, gdzie jeszcze mnie nie ma, ale już jakoś tam jestem – wraz z Tym, który tam już jest.

Już wybiegłem. Już należę do miejsca, do którego biegnę. Zmiana nie dokonała się całkowicie, ale to nie oznacza, że już się nie dokonało nic. Przeciwnie, choć jeszcze nie ma mnie tam, gdzie będę, już nie ma mnie tam, gdzie byłem. Już należę do sprawiedliwości i świętości; ale jeszcze tkwię w niegodziwości i słabości. Sprawiedliwy i grzesznik; święty i niegodziwy.

Jak to możliwe? Kim właściwie jestem? Czego mam się trzymać? Na jakiej podstawie? O tym mówi fragment, od którego rozpocząłem.

 

Nowa sprawiedliwość

Mówi on o nowej, innej sprawiedliwości. Apostoł Paweł wszystko uznaje za śmiecie (bądź gnój, jak mówi inne tłumaczenie), „żeby znaleźć się w nim [Chrystusie] nie mając własnej sprawiedliwości” (w. 9).

To bardzo ważne słowa. Dawny faryzeusz, człowiek ściśle przestrzegający wyśrubowanych norm i zasad nie chce takiej sprawiedliwości. Czego więc nie chce? Nie chce sprawiedliwości pozyskiwanych poprzez przestrzeganie norm i zasad. Wydawałoby się: nie chce jedynej możliwej sprawiedliwości, no bo jaka inna sprawiedliwość w ogóle jest dla nas dostępna? To czego chce? I dlaczego nie chce tej, którą pozyskał? W czym ta sprawiedliwość była niedoskonała?

Paweł stwierdza wcześniej: w perspektywie społeczności Starego przymierza – w niczym. „Ja mógłbym pokładać ufność w ciele. Jeśli ktoś inny sądzi, ze może pokładać ufność w ciele, to tym bardziej ja” (w. 4). W ciele, czyli: własnych osiągnięciach, statusie; w tym, kim jest. I dalej wymienia: swoje wspaniałe pochodzenie – dobrą krew, z właściwego, szlachetnego żydowskiego rodowodu („z pokolenia Beniaminowego, Hebrajczyk z Hebrajczyków” - w. 5) – spełnienie wszystkich wymaganych przez Boga obrzędów („obrzezany dnia ośmego” - jego rodzice nie zawiedli) – oraz radykalne podejście do spraw Bożych: przestrzeganie najsurowszych norm („co do zakonu faryzeusz”) i oddanie – szczere i całkowite – sprawie Bożego Przymierza (w Starej wersji): „Co do żarliwości prześladowca Kościoła”. Podsumowuje samego siebie słowami: „Co do sprawiedliwości opartej na zakonie, człowiek bez nagany” (w. 6).

Czy apostoł Paweł mówi tu, że jest bezgrzeszny? W pewnym sensie tak. Nie w tym sensie, oczywiście, że nigdy nie zgrzeszył: ale w tym sensie, że był bez zarzutu, że spełniał plan Boży Starego Przymierza; że nie lekceważył go, ale przeciwnie: szczerze, całym sobą był zgodnie z tymi zasadami oddany Bogu – w tym zapewne i w sposobie wymaganych ofiar za grzechy.

Był sprawiedliwy, jak to tylko było możliwe. A jednak, w następnym wersecie wyznaje: „Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę” (bądź stratę – w. 7). W tej sprawiedliwości jest jakaś niedoskonałość; jakiś brak, który Paweł odczuwał. W kolejnym wersecie z ową nową sprawiedliwością kontrastuje „wszystko”: „więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego” (w. 8). Stratą jest więc nie tylko owa sprawiedliwość, jaką osiągnął, ale w ogóle wszystko to, co uważał w swym życiu za korzyść, radość, zysk. Wszelkie dobro, jakiego doświadczał „w świetle doniosłości poznania Jezusa Chrystusa, mojego Pana, nic się nie liczy” - jak tłumaczy EIB.

W poznaniu Chrystusa leży więc większe dobro, zdaniem Pawła, niż w sumie wszelkich dóbr, jakich doświadczał zanim mógł wybrać między Chrystusem, a tym wszystkim. Dzięki poznaniu Chrystusa ma dostęp do jakiejś innej sprawiedliwości: innej niż własna pobożność, własne oddanie Bogu, własna żarliwość; innej niż własne radości, niż doświadczenie wywyższenia, innej niż dotychczasowa tożsamość członka wybranego narodu, duma z jego historii – Bożej przecież; innej niż wszystko to, co sam, jako człowiek, może stworzyć, przeżyć. To poznanie Chrystusa wiąże się z inną sprawiedliwością: „tą, która wywodzi się z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary, żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do Niego w jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania” (w. 9-11).

Co to za sprawiedliwość? O czym apostoł mówi?

 

To nie jest usprawiedliwienie

Choć usprawiedliwienie jest chwalebne i dobre i mówi o nim List do Rzymian i Galacjan (przede wszystkim), apostoł Paweł mówi tu o czymś innym. Tak jak usprawiedliwienie łączy się z wiarą i bez wiary nijak się tego otrzymać nie da. Ale jest to „sprawiedliwość z Boga” która sprawia doznanie „mocy zmartwychwstania jego” (w.10), która w jakiś doświadczalny sposób sprawia, że uczestniczymy w jego cierpieniach, upodobniamy się do Niego w jego śmierci, co prowadzi nas do kolejnego podobieństwa względem Niego – w zmartwychwstaniu. To coś aktywnego, nie biernego; stworzonego, nie ogłoszonego; istniejącego, nie wypowiedzianego. To jakaś faktycznie istniejąca sprawiedliwość.

 

To bycie w Chrystusie, nie nowa, chrześcijańska pobożność

Dalej jednak, to nie jest również po prostu życie w Duchu/ życie w wierze w Jezusa Chrystusa. Chrześcijańska duchowość, czy pobożność. Oczywiście, ona jest wspaniała i dobra i chwalebna. Ale nie o niej tu mówi. Zwróćmy uwagę, jak apostoł wprowadza swą myśl w w. 9: chce zyskać Chrystusa „i znaleźć się w Nim” (w. 9). Paweł nie chce się jakoś szczególnie zachowywać: on chce w szczególnym miejscu być. On nie chce nowej, żywszej pobożności; on chce nowej przestrzeni, nowego obszaru, nowego miejsca, nowej przynależności: bycia w Chrystusie. Nie poza Chrystusem, ale w Nim właśnie – i to mu wystarczy.

To rzeczywistość niewidzialna; obszar wpływu łaski. Niedostrzegalny dla zmysłów, ale dostrzegalny i zmieniający wszystko – dla Boga. Obszar zdobyty, wypełniony Chrystusem: niewidzialne, ale realne królestwo Boże. Paweł w ten sposób mówi o nowej, Chrystusowej rzeczywistości wiele razy. Efezjan 1:3-14 to modlitwa uwielbienia Ojca za to, jak kompletne jest Jego błogosławieństwo „W Chrystusie” (w. 3): „w Nim” nas wybrał (w. 4), „w Nim” mamy odkupienie i odpuszczenie grzechów, „w nim” łączy w jedną całość wszystko, co jest na niebiosach i na ziemi (w. 10), w Nim przypadło i apostołowi i jego współpracownikom w udziale „stać się – uwaga! - jego cząstką” (w. 11), i to „w Chrystusie” właśnie jest nadzieja. Rzymian uczy, że nie ma żadnego potępienia dla tych, „którzy są w Chrystusie” (Rz 8:1); 1Koryntian 1:30 mówi, że dzięki Bogu „jesteśmy w Chrystusie Jezusie”; 2Koryntian 5:17 uczy, że jeśli „ktoś jest w Chrystusie nowym jest stworzeniem”; Galacjan 3:28 uczy, że wszyscy chrześcijanie są jedno „w Jezusie Chrystusie”, a Kolosan 3:3, że nasze życie „jest ukryte wraz z Chrystusem” w Bogu (Kol 3:3). Zanim będziemy na zawsze z Panem, gdy powróci, jako pierwsi powstaną z martwych ci, którzy „umarli w Chrystusie” (1Tes 4;16), prawdziwa wiara jest „w Chrystusie Jezusie” (1Tm 3:13).

Dodatkowo właśnie „w Chrystusie” jest nasza wolność (Gal 2:4), miłość Boża, od której nikt nad odłączyć nie może (Rz 8:39), w Nim „ukryte są wszelkie skarby mądrości i poznania” (Kol 2:3), wszystkie obietnice Boże znalazły swoje „Tak” (2Kor 1:20), warto wzmacniać się w łasce, która jest „w Chrystusie Jezusie” (2Tm 2:1).

Nowa rzeczywistość wieczności, zmartwychwstania do chwały, przebaczenia, planu zbawienia, błogosławienia grzesznika – jest więc w Chrystusie Jezusie i nigdzie indziej. Trzeba być w Nim aby to wszystko otrzymać; aby tego wszystkiego doświadczać. I można być w Nim – już tu i teraz, przez wiarę w Niego: to nowa rzeczywistość. W tej nowej rzeczywistości trzeba się znaleźć. Ona jest pozyskana i wypełniona błogosławieństwem przez Chrystusa: to coś, czego doświadczamy i w czym uczestniczymy, ale coś, czego żeśmy nie zdobyli, nie wypracowali, nie osiągnęli. To zastawiony przed nami stół; przygotowany pałac; dana nam nowa rzeczywistość „ w Nim.”

Skąd ta rzeczywistość się wzięła? I czym jest?

 

To sprawiedliwość Jezusa Chrystusa

To Jego sprawiedliwość. Jego doskonałe posłuszeństwo Ojcu. Jego bezgrzeszne życie. Jego, Jego, Jego. „Sprawiedliwość z Boga”: nie ze mnie; z Boga, „której źródłem jest Bóg” jak tłumaczy EIB. Tak, „na podstawie wiary,” - ale o co w niej chodzi? - „żeby poznać go [Chrystusa] i doznać mocy zmartwychwstania jego [Chrystusa], i uczestniczyć w cierpieniach jego [Chrystusa], stając się podobnym do Niego [Chrystusa] w jego [Chrystusa] śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania [możemy również spokojnie dodać: Chrystusa]” (Flp 3:10).

W tajemniczy sposób to wszystko, ta cała doskonałość Chrystusa, jego aktywne posłuszeństwo, jego sprawiedliwość, jego świętość, ale i aktywna nagroda Ojca jaką Chrystus za owo posłuszeństwo otrzymuje, zostaje przypisane mi. I każdemu wierzącemu w Niego! Staje się moja przez wiarę: dana mi – jako największy prezent – jako osobie zjednoczonej z Chrystusem. Oto wraz z Nim umarłem i zmartwychwstałem. A nawet – w Ef 2:6 Paweł idzie dalej – wraz z Nim króluję.

Jestem z Nim i w Nim. Z Nim i w Nim mam to, kim On jest. Mam wszystko. „Umarliśmy” - mówi w Kolosan Paweł - „a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu”. Jego doskonałość nie przemija, Nie jest jakąś historią jedynie. Sympatyczną opowieścią o tym, co Bóg kiedyś zrobił. Jest rzeczywistością – teraz właśnie, gdy ja piszę, a Ty, czytelniku czytasz ten artykuł – i na wieki: „Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus” (Kol 2:17).

Co to znaczy? To znaczy, że skoro w tajemniczy sposób przez wiarę w Chrystusa jestem w Nim, ta sprawiedliwość Chrystusa staje się moja. Bóg nie widzi moich grzechów, ale Jego sprawiedliwość. To znaczy również, że skoro w tajemniczy sposób przez wiarę w Chrystusa jestem w Nim, to moje grzechy staja się Nim. A konkretnie, stały się, gdy umierał na krzyżu – i w ten sposób już ich nie ma, choć były, są i będą. Mówiąc jeszcze inaczej: dla Boga ich nie ma, bo jestem w Nim.

Zbawia nas sprawiedliwość Chrystusa i Jego śmierć. Zbawia nas Jego zmartwychwstanie. W tym wszystkim mamy udział – w Nim. A nie ma nic lepszego, co może spotkać człowieka jak to, co spotkało Chrystusa. Choć musiał cierpieć – i my też musimy – mamy „uczestniczyć w Jego cierpieniach” (Flp 3:10) – i być może jak apostołowie będziemy musieli oddać swoje życie za wiarę – czego apostoł Paweł był świadomy i o czym tutaj wspomina - „stając się podobnym do niego w jego śmierci” - to jest to najwspanialsze wywyższenie, jakie może spotkać człowieka. Nic lepszego nas nie może spotkać, niż to, co nas może spotkać „w Nim.” Żadna moralność – tylko to, co przez wiarę jest „w Nim”. Żadne zasługi – tylko Jego sprawiedliwość „w Nim.” Żadne świeckie wywyższenia i chwała – ale zmartwychwstanie „w Nim”. Wszystko inne trzeba odrzucić. Wszystko inne to śmiecie, jeśli nie gnój. Nie dlatego, że nie są ciekawe, czy dlatego, że chcemy je poniżyć. Ale dlatego, że w porównaniu do tego, co jest „w Nim” - Jego sprawiedliwości i wszystkiego, co ona daje - po prostu nierozsądne i absurdalne jest wybranie czegokolwiek innego.

Więc podążajmy. W Nim. To możliwe, dostępne. Przez wiarę. Oto łaska! I nie chodzi o naszą sprawiedliwość. Nie chodzi też o to, że to już wszystko pochwyciliśmy – bo ani Paweł tego nie zrobił, ani my nie zrobimy. Ale nie o to chodzi. Jeśli jesteś „w Nim” jesteś w miejscu, w którym spełniają się wszelkie duchowe błogosławieństwa niebios (Ef 1:3). I tak, dalej grzeszysz i upadasz. Ale – choć to prawdziwe i przykre i smutne i koniecznie należy, będąc ożywionym Duchem, który jest w Nim, podejmować wysiłki, aby to zmienić – musi to wszystko ustąpić w blasku chwały poznania Jezusa Chrystusa, bycia w Nim.

 

Wnioski

Jak to wszystko nazwać? Jak określić? Jak podkreślić tę chwałę, wielkość, doniosłość, piękno rzeczywistości bycia w Chrystusie – nie lekceważąc jednocześnie doświadczenia grzechu? Jak skupić się na Nim – bo to On jest najważniejszy, a nie nasze niedostatki – na tym, co pozyskała i cały czas pozyskuje dla nas Jego świętość, Jego zmartwychwstanie, Jego życie w chwale?

Myślę, że formuła „simul isutus et pecctator” pokazuje odpowiednio tę rzeczywistość. Jestem całkowicie sprawiedliwy w Nim. Już teraz. Choć również teraz jestem niegodziwy i zepsuty, bo jeszcze nie dobiegłem. To może trudne. Ale prawdziwe, bo Chrystus jest prawdziwy. Prawdziwszy niż ja, który mijam, a tylko w Nim trwam na wieki. Skoro On jest prawdziwy, a ja jestem w Nim, to to, co mam w Nim, jest prawdziwe. Prawdziwsze nawet niż to, czego doświadczam.

Oto chwała chrześcijaństwa. Nie nasze dobre uczynki – choć istnieją, oczywiście. Nie jakieś cuda-wianki, jakie dokonujemy przez wiarę, albo jakich Duch przez nas dokonuje – choć chwała za nie Bogu! Nasza chwała to Chrystus. A nasze wywyższenie i nadzieja i radość i zbawienie i pokój i wszystko, co ma sens i co daje cel i wdzięczność i znaczenie – to łaska możliwości bycia w Nim. Poznania Go, jako dostępnego, doskonałego, żyjącego i udzielającego siebie Pana.

Nie zagubmy tej wielkości i wartości w introwertycznym skupieniu na sobie. Chrześcijaństwo nie polega na skupieniu na sobie – choćby dla najlepszych, cnotliwych celów. W chrześcijaństwie chodzi o Chrystusa, który wszystko zmienia. Już bardzo wiele. I wszystko wkrótce, gdy wróci. Maranatha.