Ktoś powiedział, że dwie rzeczy są na ziemi pewne: podatki i śmierć. Ale są jednak tacy, którzy mogą uniknąć podatków, nikomu jednak nie udaje się uciec od śmierci. To pewność nieunikniona. Umierają bogaci i biedni, młodzi i starzy, zdrowi i chorzy, wszyscy. Czasem można ją nieco opóźnić, ale na pewno ona nadejdzie. Wszystkie ludzkie osiedla posiadają swoje cmentarze. Życie jest krótkie, śmierć pewna, a wieczność długa.
Wyruszamy w drogę życia z wielkimi oczekiwaniami, życie wydaje się wspaniałe, a śmierć daleka. Ale czytamy o wielu tych, którzy giną na drodze w wypadkach samochodowych, przyzwyczailiśmy się do wiadomości z innych krajów, gdzie z różnych przyczyn giną setki, a nawet tysiące ludzi. Dopiero gdy umiera nasz sąsiad, krewny czy członek rodziny, dociera do nas fakt zbliżającej się śmierci. Każdej sekundy ktoś na świecie umiera. Piotr ze smutkiem stwierdza, że „wszelkie ciało jest jak trawa, a wszelka jego chwała jak kwiat trawy. Trawa więdnie i kwiat opada” (1 Ptr.1,24). Mówiąc to, jedynie przytacza słowa proroka Izajasza (40,6-8), które już wtedy były aktualne.
Przyczyny naszej śmiertelności
Bez Bożego objawienia nie jesteśmy w stanie pojąć tajemnicy śmierci. A objawienie to stale powtarza, że przyczyną śmierci jest grzech. Umieramy, ponieważ jesteśmy grzesznikami. Nasi pierwsi rodzice świadomie okazali Bogu nieposłuszeństwo, zbuntowali się przeciwko Niemu i dlatego według Jego prawa zostali ukarani śmiercią. „Dlatego przez jednego człowieka grzech przyszedł na świat i przez grzech śmierć, tak też na wszystkich ludzi przyszła śmierć, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rzym. 5,12). Gdy Adam zgrzeszył, w jego ciele natychmiast pojawiły się wirusy jego fizycznej śmierci, w jego życiu rozpoczął się proces umierania. A zatem śmierć nie jest skutkiem naturalnego prawa – jak niektórzy uważają – lecz grzechu nieposłuszeństwa wobec Boga. Grzech Adama przeszedł na wszystkich jego potomków, a wraz z nim pojawiła się tez śmierć. Jest ona czymś nienaturalnym i dlatego napawa śmiertelnego człowieka obawami i lękiem.
Śmierć duchowa, fizyczna i wieczna
Ta kara za grzech nie wyraziła się jedynie w postaci natychmiastowej fizycznej śmierci, lecz w śmierci duchowej. Pierwsi rodzice umarli duchowo, w chwili popełnienia swego grzechu zerwali więzi z Bogiem. Poczuli się tak jak ryba wyciągnięta z wody czy roślina pozbawiona wilgoci. Dlatego natychmiast zostali wypędzeni z raju. I natychmiast rozpoczął się proces ich starzenia się. Od tego czasu życie zaczęło zmierzać do grobu. Śmierć duchowa to całkowite oddzielenie od Boga i poddanie się pod wpływy Złego. Pełne życie trwa tylko w społeczności z Bogiem, ale gdy społeczność ta zostanie zerwana, sytuacja człowieka zmierza ku gorszemu. Śmierć duchowa jak zatrute źródło zanieczyszcza cały bieg życia.
Natomiast śmierć fizyczna to oddzielenie części duchowej człowieka od jego ciała. To też jest karą za grzech, ale jak wskazano powyżej, nie jest to najważniejsza część tej kary. W czasie śmierci człowiek traci kontakt z tym światem. Jego ciało, złożone z ponad 30 pierwiastków chemicznych, wraca do ziemi, z której powstało. Ta część śmierci też została pokonana przez Chrystusa w czasie Jego chwalebnego zmartwychwstania.
Jest też śmierć wieczna – ostateczny skutek śmierci duchowej. Oddzielenie od Boga jako źródła życia i radości prowadzi do ostatecznej, wiecznej śmierci. Wewnętrzna sytuacja duszy grzesznika zamieni się w jej zewnętrzną postać – wyrzuty sumienia i fizyczne cierpienie. „A dym ich męki wznosi się na wieki wieków i nie mają odpoczynku dniem i nocą” (Obj. 14,11). Śmierć fizyczna jest udziałem każdego człowieka, natomiast śmierci duchowej ulegają ci, którzy są poza Chrystusem. Prowadzi ona do śmierci wiecznej, skazania na wieczne męki tych, którzy nie zostali zapisani w księdze życia (Obj.20,15). Inaczej mówiąc ci, którzy narodzili się tylko raz (fizycznie), umierają dwa razy (fizycznie i duchowo), zaś narodzeni dwa razy (fizycznie i duchowo), umierają tylko raz (fizycznie), ponieważ są odkupionymi przez Pana.
Każdy człowiek z natury kocha życie i instynktownie boi się śmierci. Śmierć bowiem jest utratą wszystkiego, co posiadamy i wszystkich przyjemności życia. W świecie fizycznym śmierć jest unicestwieniem, końcem świadomej egzystencji. Przy grobie gaśnie pochodnia nauki i lampa filozofii. Dla grzesznika nie pojednanego z Bogiem przez Chrystusa śmierć jest jednym z najtragiczniejszych wydarzeń. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest uwolnienie się od brzemienia grzechu. Ale Bóg nie może tego uczynić, lekceważąc zgodne ze swoją naturą prawo. To prawo jest tożsame z Jego naturą. Jak zatem spełnić Jego prawo? Sam człowiek nie jest w stanie go wypełnić.
Dlaczego chrześcijanie nadal umierają?
Można byłoby zapytać: Skoro powodem śmierci jest grzech, a nasze grzechy zostały już przebaczone, to dlaczego ludzie odkupieni z grzechu przez Chrystusa nadal umierają? Dlaczego nadal muszą ponosić karę za grzech? Dlaczego tak jak Enoch czy Eliasz od razu nie są przenoszeni do nieba? Jednak wszyscy wiemy, że nawet najświętsi ludzie cierpią i umierają. Ba, czasem nawet bardziej cierpią od niewierzących.
Chrześcijanie umierają, bo choć duchowo są ludźmi odkupionymi i przeznaczonymi do życia wiecznego, to żyją w grzesznym świecie i z natury są grzesznikami. Ich śmierć fizyczna jest koniecznym środkiem wychowawczym. To złe i smutne doświadczenie Bóg wykorzystuje dla dobra człowieka wierzącego. Daje ono duchowe korzyści, odpowiednie tylko dla grzesznych dzieci Bożych. Aniołowie czy inne bezgrzeszne istoty nie potrzebują takiego doświadczenia, bo gdzie nie ma winy, tam też nie ma cierpienia. Korzyści z zasług Chrystusa zostaną w pełni udostępnione wierzącym w odpowiednim dla nich czasie. Oczekiwanie na śmierć, zmaganie z cierpieniem i pokonywanie różnych trudności, skłania ludzkie dumne serce do pokory, umartwia jego cielesność, pogłębia wymiar duchowy i rozwija uświęcenie. Choroba i śmierć same w sobie pozostają naturalnym złem, ale w wymiarze łaski służą duchowemu rozwojowi, bo „jeśli nawet nasz człowiek zewnętrzny ulega zniszczeniu, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień” (2 Kor. 4,16). Ziemskie, fizyczne ciała, rządzą się ziemskimi, doczesnymi prawami i dopóki nie przemienią się w trakcie swego zmartwychwstania, nie mogą uczestniczyć w życiu wiecznym. „To zaś mówię, bracia, że ciało i krew nie mogą stać się dziedzicami Królestwa Boga, ani to, co zniszczalne, nie stanie się dziedzicem tego, co niezniszczalne” (1 Kor. 15,50). Ciało musi wrócić do ziemi, ponieważ Bóg powiedział do Adama: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” (1 Mojż. 3,19).
Chrześcijańska postawa wobec śmierci
W prawdziwych chrześcijanach śmierć nie wywołuje strachu. „I usłyszałem głos z nieba, jak mówił: Napisz: Szczęśliwi są ci, którzy odtąd umierają w Panu. Tak mówi Duch: Niech odpoczną od swoich trudów, ponieważ ich czyny idą wraz z nimi” (Obj.14,13). A Paweł powiedział: „Obydwie możliwości są przede mną: chciałbym umrzeć i być z Chrystusem, bo to znacznie lepsze” oraz „Wiemy przecież, że nawet jeśli nasz ziemski namiot, w którym przebywamy, zostanie zniszczony, to mamy mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, wieczny w niebiosach... Mamy ufność i chcemy raczej opuścić nasze ciało i zamieszkać z Panem” (Fil. 1,23; 2 Kor. 5,1.8).
Śmierć chrześcijanina jest uważana za linię oddzielającą świat doczesny od wiecznego, za drzwi, przez które wchodzi on do swojej świetlanej przyszłości. Pozostawia za sobą świat grzechu i smutku, trudów i cierpień, i wchodzi do świata o wiele lepszego, świata świętości i błogosławieństwa, wolności i społeczności z Bogiem. To świat, do którego chrześcijanin tęsknił przez całe swoje ziemskie życie. „Opuścić ciało i zamieszkać z Panem” to przenieść się do wiecznego domu. Dla Jezusa oznaczało to powrót do swego Ojca (Jan 16,5). Nie jest to więc koniec życia, lecz przejście do o wiele lepszej, chwalebnej egzystencji. Życie na ziemi jest tylko przedsionkiem naszego prawdziwego mieszkania. Grób nie jest już ślepą uliczką, lecz drogą prowadzącą do lepszego świata.
Śmierć dla chrześcijanina posiada dwa aspekty. Z jednej strony przez dzieło Chrystusa jej żądło zostało usunięte i jest ona teraz ostatnim środkiem dyscyplinarnym, który przygotowuje go do przyszłego świata. Teraz umierający już nie tylko jest gotów, ale pragnie pozostawić ten świat i wejść do społeczności ze swoim Odkupicielem. Z drugiej zaś strony nie należy śmierci uważać za błogosławieństwo. Jest ona okrutnym wrogiem, który wnosi do ludzkiego serca wielki smutek. Jest to gwałtowne i nienaturalne oddzielenie duszy od ciała. W normalnych warunkach nie powinno to nigdy się wydarzyć, ale staje się konieczne ze względu na grzech. Biblia uczciwie informuje, że śmierć jest zapłatą za grzech. „Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć” (1 Kor.15,26). Nawet najświętszych w godzinie śmierci nawiedza dziwne, tajemnicze uczucie, ponieważ dusza bez ciała jest pozbawiona pełni.
Taką postawę wobec śmierci okazywali święci Starego i Nowego Testamentu. Czasem sprzeciwiali się jej. Dawid mówił o dolinie cienia śmierci. A Paweł określił ją wielkim nieprzyjacielem, który żądli jak żmija. „My sami, którzy mamy pierwsze plony Ducha, wzdychamy, oczekując usynowienia, odkupienia naszego ciała” (Rzym.8,23). Jest ona naszym wrogiem, ponieważ jest narzędziem szatana. Jest ona skutkiem wtargnięcia do stworzonego przez Boga świata mocy zła, elementu przeciwnego naturze Boga. Przy grobie Łazarza, widząc smutek wielu swoich przyjaciół, nawet sam Chrystus zapłakał. A zatem choć sama śmierć już nie straszy, to jednak pozostaje dosyć nieprzyjemnym przeżyciem, ponieważ bytowanie bez ciała jest okresem przejściowym, dlatego „wzdychamy, pragnąc wdziać na siebie nasze mieszkanie z nieba” (2 Kor. 5, 2).
A zatem czy chrześcijanin ma obawiać się swojej śmierci? Bać się spotkania ze swoim Zbawicielem, który bardziej nas ukochał i zrobił dla nas więcej niż ktokolwiek na świecie? „Choćbym nawet szedł doliną cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” - wyznaje psalmista (23,4). Śmierć w rzeczywistości jest przejściem z jednego stanu życia w inny. Jest ona końcem życia doczesnego i początkiem pełniejszego i wspanialszego życia. „Nasza ojczyzna jest w niebie” (Fil.3,20) – pisze Paweł. Życie w tym świecie jest jedynie przygotowaniem do życia przyszłego. Bóg nie chce, abyśmy zadowalali się życiem w tym świecie, dlatego posyła nam smutki, cierpienia i rozczarowania, abyśmy tam bardziej tęsknili za pełniejszym i szczęśliwszym życiem po drugiej stronie śmierci.
Przygotowanie się na śmierć
Jak przeżyłbyś dzień dzisiejszy, gdybyś wiedział, że jutro umrzesz? Czy prosiłbyś Boga o przebaczenie swoich grzechów, bo lepiej uczynić to późno niż wcale? Wielu odkłada tę chwilę na później, a wtedy często nagle traci świadomość i umiera w grzechu. Umierają młodzi i starzy, ludzie pojednani z Bogiem jak i ci, którzy w Niego nie wierzą. Giną w katastrofach na drogach, w powietrzu czy na wodzie. Chrześcijanin powinien zawsze być gotowy na śmierć. Pan Jezus powiedział: „Dlatego i wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie spodziewacie” (Mat.24,44).
Wielu zbliża się do tej ważnej chwili bez jakiegokolwiek przygotowania, a później już nawet nie potrafią o tym myśleć. Śmierć chrześcijanina to spokojne odejście na odpoczynek. Natomiast ci, którzy nie pojednali się z Bogiem przez wiarę w Chrystusa, są pełni obaw i lęku. I mają rację, ponieważ po śmierci czeka ich sąd. Nie są oni przygotowani na to wydarzenie. Poza tym zostawiają za sobą swoich bliskich, wartości materialne. Natomiast umierający w Panu odchodzą na odpoczynek, a „ich czyny idą wraz nimi” (Obj.14,13). Jedynymi wartościami, jakie możemy ze sobą zabrać, to te, które poświęciliśmy tutaj dziełu Bożemu (Mat.6,19-20).
Wcześniej czy później śmierć nas dopadnie, bo nic nie jest tak pewne jak śmierć i nic nie jest tak niepewne jak czas jej nadejścia. „Albowiem nikomu nie wyznaczono pory, kiedy ma się stawić przed Bogiem na sąd” (Hiob.34,23). Dlatego trzeba o tym mówić, ponieważ im bardziej unikamy tego tematu, tym głębiej chowamy go w swojej podświadomości. A im głębiej pozostaje on w naszej podświadomości, tym bardziej będzie nas niepokoił i zniewalał. A przecież Jezus przyszedł, „aby uwolnić tych, którzy z lęku przed śmiercią całe życie podlegali niewoli” (Hebr. 2,14-15). Zanim Chrystus ich uwolnił od tego lęku, żyli w niewoli strachu przed niewiadomym. Diabeł nie może już straszyć ich śmiercią, ponieważ teraz jest on podobny do zranionego lwa, który „krąży i szuka, kogo pożreć” (1 Ptr. 5,8). Chrystus pozbawił go już pierwotnej mocy, można go teraz jedynie porównać do psa łańcuchowego, który nadal straszy, ale nie jest w stanie wierzącemu człowiekowi zaszkodzić. Świadomość tego faktu pozwala mu uwolnić się od lęku przed śmiercią. A zatem zamiast rozmawiać o okropności śmierci, nie trzeba się jej bać i w naturalny i zdrowy sposób mówić o niej jako o podstawowym składniku życia.