fbpx

Niezwykłe błogosławieństwa

Kazanie na Górze jest podsumowaniem całego nauczania Jezusa. Fakt, że zostało wygłoszone na górze świadczy o szczególnym znaczeniu tej nauki. Stanowi kompendium całej publicznej działalności dydaktycznej Chrystusa. Fakt, że Jezus wygłosił Kazanie na Górze w pozycji siedzącej dodatkowo świadczy o powadze tego nauczania. W tamtych czasach, gdy nauczyciel wygłaszał oficjalny wykład, zwykle czynił to w pozycji siedzącej („ex katedra”). Rabin zwykle podawał krótkie, dorywcze instrukcje stojąc lub chodząc, ale oficjalny wykład przekazywany był na siedząco. Kazanie na Górze jest oficjalnym nauczaniem Chrystusa, w którym dokonuje On podsumowania dotychczasowego nauczania. Kazanie na Górze rozpoczyna się od 8 błogosławieństw.

Każde z błogosławieństw ma dokładnie tę samą formę w języku aramejskim. Jest to forma wykrzyknikowa zdania (w j. pol. - wołacz). Moglibyśmy to przetłumaczyć: „O jakże szczęśliwy!”. Podobna forma występuje w Ps. 1 „O jakże szczęśliwy człowiek, który nie poszedł za radą bezbożnych...”. Jest to bardzo ważne i świadczy o tym, że błogosławieństwa nie są jakimiś pobożnymi życzeniami. Są to raczej gratulacje z powodu tego, co już istnieje. Jest to rzeczywistość, która już istnieje, tu i teraz. Błogosławieństwa wyrażają myśl: „O, jakie to szczęście być chrześcijaninem! Jakaż radość jest udziałem tych, którzy znają Chrystusa!”. Błogosławieństwa wyrażają rzeczywistość normalnego życia chrześcijańskiego.

Słowo szczęśliwy - gr. „makarios”, użyte w każdej z tych 8 wypowiedzi, ma szczególne znaczenie. Oznacza ono „radość, wynikającą samą z siebie, niezależną od okoliczności i warunków zewnętrznych, niczym nie zakłóconą”. Jako ciekawostkę można podać fakt, że Grecy określali tym terminem wyspę Cypr. Byli przekonani, że człowiek nigdzie indziej na ziemi nie znajdzie lepszego miejsca: łagodny klimat, urodzajna ziemia, bogactwa mineralne, obfitość owoców i zieleni - warunki zapewniające pełnię szczęścia doczesnego.

Błogosławieństwa w Kazaniu na Górze określają postawę duchową człowieka, szczęście i radość, satysfakcję i spełnienie w wymiarze duchowym.

 

1. „Szczęśliwi ubodzy w duchu, gdyż ich jest Królestwo Niebios” - Mat. 5,3.

Na pewno błogosławieństwo wynikające z ubóstwa brzmi nieco dziwnie. W j. gr. występują dwa słowa na określenie ubóstwa: (1) „penes” oznacza człowieka, który „sam musi pracować na swoje utrzymanie i nie jest ani szczególnie bogaty ani skrajnie ubogi” oraz (2) „ptochos” określa „absolutne i skrajne ubóstwo, dno nędzy”. To drugie słowo występuje w tym tekście, a używane było w stosunku do trędowatych, którzy nie mieli absolutnie nic, oprócz rzeczywistych potrzeb w każdym możliwym aspekcie. Mając to na uwadze błogosławieństwo może wydać się jeszcze bardziej dziwne.

Logika tego sformułowania jest następująca: biedny, skoro biedny przeto pozbawiony znaczenia i prestiżu, skoro pozbawiony wpływu przeto poniżany i uciskany, a zatem nie posiadający żadnych środków doczesnych i zmuszony do pokładania całej swojej ufności w Bogu. Takie znaczenie nadaje temu słowu Psalmista, kiedy pisze: „Oto biedak wołał i Pan go usłyszał i wybawił go z jego ucisków” (Ps. 34,7). W Psalmach określenie „biedny” często występuje w znaczeniu „pobożny, drogi Bogu” - Ps. 9,19; 35,10; 68,11; 72,4; 107,41; 132,15. Psalmista zwykle utożsamia ubogiego z pokornym, bezradnym, który pokłada swoją ufność w Bogu. Nie oznacza to jednak automatycznie, że ubóstwo materialne jest cnotą samą w sobie. Błogosławieństwo to wcale nie uświęca ubóstwa materialnego, które jest nieszczęściem. Jezus zapewne nie nazwałby błogosławieństwem sytuacji, gdzie ludzie żyją w slumsach, są niedożywieni i chorują z powodu złych warunków życia. Faktycznie jednym z celów działania ewangelii jest przezwyciężanie ubóstwa materialnego.

Według Biblii Warszawskiej: „Błogosławieni ubodzy w duchu”, tak samo NIV (angielska), ale w tł. na j. rosyjski ‘błażennyje niższyje duchom’ (przeciwieństwo wywyższenia) znaczy „Błogosławieni, którzy uświadomili sobie własną absolutną bezradność i całą ufność złożyli w Bogu”. Jeśli człowiek uświadamia sobie własną bezradność i zaczyna swoją ufność pokładać w Bogu, to po pierwsze, uniezależnia się od okoliczności zewnętrznych - wiedząc, iż rzeczy doczesne nie mogą mu zapewnić szczęścia lub poczucia bezpieczeństwa, a po drugie, staje się całkowicie zależny od Boga - wiedząc, że tylko Bóg może okazać mu pomoc, wzmocnić go, natchnąć nadzieją itp.

Można przecież być bogatym materialnie, a jednocześnie ubogim w duchu. W Obj. 2,9 jest pochwała biednego materialnie Zboru w Smyrnie, który mimo to określony jest jako bogaty, zaś w 3,17 pojawia się zarzut do opływającego w dostatek Zboru w Laodycei, który nazwany jest duchowym nędzarzem. W Jak. 2,5 ubóstwo materialne jest bogactwem duchowym i w 2 Kor. 8,9 mowa jest o Chrystusie, który będąc bogaty stał się ubogi, aby ubogacić wierzących w Niego. W postawie Chrystusa widzimy pragnienie obdarowania i przez to zmiany położenia ludzi, ale staje się to udziałem jedynie „ubogich w duchu”, czyli tych, którzy uświadamiają sobie swoje braki. Udziałem takich będzie Królestwo Boże.

Pierwsze błogosławieństwo można wyrazić w ten sposób: „Jakże szczęśliwy jest człowiek, który uświadomił sobie własną absolutną bezradność, który całą swoją ufność złożył w Bogu i dzięki temu może stać się obywatelem Królestwa Bożego będąc całkowicie posłusznym Bogu”.

 

2. „Szczęśliwi, którzy się smucą gdyż oni będą pocieszeni” - Mat. 5,4

Trzeba wyjaśnić, że użyte tutaj słowo ma znaczenie „przejmującego smutku”, tak jak smucimy się po utracie kogoś ukochanego, opłakujemy zmarłego, który był dla nas bliską osobą. NIV – ‘blessed are those who mourn…’, ros. ‘błażennyje płaczuszczyje’. Mowa jest tu o smutku, który opanowuje człowieka i ten nie jest w stanie się z nim ukryć. Jest to rodzaj smutku, który nie tylko sprawia ból serca, ale też wyciska łzy z oczu. Drugie błogosławieństwo brzmi niemniej paradoksalnie niż pierwsze: „szczęśliwy człowiek, który smuci się tak, jak po śmierci najbliższej osoby”. Co Jezus miał tutaj na myśli? Czy można w ogóle być szczęśliwym w smutku? Istotna jest jednak przyczyna, poza tym jest tutaj obietnica pocieszenia, które ma być jednocześnie źródłem pociechy.

Błogosławieni są ci, którzy smucą się z powodu niedoli i cierpień na świecie, spowodowanych obecnością grzechu. Chrystus smucił się z powodu grzechu, który widział na świecie, a nieraz płakał z tego powodu. Grzech zbiera swoje smutne żniwo niezależnie od szerokości geograficznej, narodowości, stanu wykształcenia lub posiadania ludzi. Grzech jest największym problemem człowieka, na który człowiek nie ma rozwiązania. Podobnie jak trąd w czasach Chrystusa, a rak lub AIDS w dobie współczesnej - choroby nieuleczalne pomimo ogromnego postępu w dziedzinie medycyny. Wszędzie widzimy symptomy i skutki obecności grzechu: niemoralność, choroby, głód, wojny, rozwody, uzależnienia itd. To wszystko kładzie się wielkim cieniem na osiągnięciach cywilizacji ludzkiej.

Błogosławieni, którzy smucą się z powodu obecności grzechu na świecie. Ale czy chodzi tutaj o jakiś idealizm albo truizm? Trzeba by powiedzieć bardziej konkretnie: błogosławiony jest człowiek, który jest do głębi zasmucony własnym grzechem i niegodziwością. Chrystus rozpoczął swoją publiczną działalność od wzywania do upamiętania. A przecież upamiętanie zaczyna się od smutku z powodu grzechu. Człowiek może odwrócić się od grzechu tylko wtedy, gdy uświadomi sobie jak straszne zło powoduje grzech. Jeśli człowiek dostrzeże grzech w całej jego okropności, to na pewno też odczuje głęboki smutek w swoim sercu oraz zapragnie zmiany. Taki smutek prowadzi do błogosławieństwa pocieszenia.

Są dwa rodzaje smutku - 2 Kor. 7,10. Może być smutek, który sprawia refleksję, zastanowienie, upamiętanie i prowadzi do zbawienia. Taki rodzaj smutku widzimy u syna marnotrawnego, który powrócił do domu rodzinnego po latach tułaczki i poniewierki po świecie. W pewnym momencie zasmucił się nad sobą, nad swoim grzechem i postanowił wrócić do domu, gdzie został pocieszony. Podobne doświadczenie opisane jest w Psalmie 51 - pokuta Dawida. Drugi rodzaj smutku widzimy u bogatego młodzieńca, który został postawiony przed wyzwaniem zaufania Chrystusowi. Nie był na to gotowy, gdyż bardziej kochał swoje majętności niż Boga. Dlatego odszedł zasmucony. Innym przykładem jeszcze bardziej beznadziejnego smutku jest Judasz, który poszedł i powiesił się.

Smutek spowodowany świadomością grzechu powoduje upamiętanie i zmianę oraz prowadzi w efekcie do pocieszenia. Jednak droga do przebaczenia i radości prowadzi nieraz przez przeżycie głębokiego i przejmującego smutku.

Drugie błogosławieństwo można sparafrazować słowami: „Jakże szczęśliwy jest człowiek, który odczuwa ból z powodu obecności grzechu na świecie, który smuci się z powodu własnego upadku i pokutuje, gdyż jego smutek zamieni się w radość”.

 

3.  „Szczęśliwi łagodni, gdyż oni odziedziczą ziemię” - Mat. 5,5

BW – ‘błogosławieni cisi’, NIV – ‘blessed are the meek’, ros. ‘błażennyje krotkije’. W naszych czasach łagodność lub cichość jest często kojarzona z uległością, potulnością i brakiem inicjatywy. Co ma na myśli Jezus zaliczając cichość do najwyższych cnót?

W języku greckim użyte jest w tym miejscu słowo „praus”, które było podstawowym określeniem etycznym starożytnych, a w tłumaczeniu można to przekazać jako „cichość, łagodność, umiar”. Arystoteles twierdził, że każda cnota jest czymś pośrednim między skrajnościami, np. szczodrość jest wypadkową między skąpstwem i rozrzutnością. Cichość według Arystotelesa to stan pośredni między emocjonalnym uniesieniem a apatią, obojętnością, czyli cichość to stan pośredni między nieopanowanym gniewem, a całkowitym brakiem gniewu. W formie opisowej można by to wyrazić następująco: „błogosławiony człowiek, który gniewa się tylko wtedy, gdy jest to uzasadnione, a nie wtedy, gdy ponoszą go emocje”.

Chrystus powiedział pewnego razu do ludzi: „uczcie się ode mnie łagodności i pokory serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mat. 11,29). Wiemy, że nawet On, Chrystus, rozgniewał się, gdy wstąpił do świątyni w Jerozolimie. Był to słuszny gniew, ale też Chrystus w tym gniewie panował nad sobą i nie stracił kontroli. Ap. Paweł pisze: „gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym i nie dawajcie diabłu przystępu” (Ef. 4,26-27). Człowiek jest emocjonalną istotą, ale ma panować nad swoimi uczuciami. Opanowanie, pokój duszy, stabilność, wstrzemięźliwość jest cnotą omawianą w trzecim błogosławieństwie, w przeciwieństwie do skrajnych postaw. Postawa cichości nie ma nic wspólnego z potulnością, brakiem inicjatywy lub obojętnością. Jest za to blisko spokrewniona z pokorą i łagodnością.

Chrystus obiecuje cichym, że posiądą ziemię. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to sprzeczność, bo zwykle najwięcej zdobywają hałaśliwi, robiący dużo szumu i zwracający na siebie uwagę innych. A jednak łagodność, pokora i opanowanie to cechy, które pomagają w osiąganiu trwałych efektów. Można skutecznie działać i bez wielkiego rozgłosu. Niech lepiej konkretne dowody świadczą o nas niż wybujałe deklaracje. Przykład Józefa jest dobitnym przykładem na to, że Bóg był z nim gdy został sprzedany do Egiptu, przebywał w obcym kraju więziony całkowicie niewinnie cierpiąc w cichości, aby w swoim czasie doświadczyć wywyższenia i przejść do aktywnego działania. Józef był cichym i cierpliwym człowiekiem, a jednocześnie niezwykle skutecznym, gdyż Bóg użył go do zachowania przy życiu całego rodu izraelskiego w czasie długotrwałego głodu w Palestynie.

Trzecie błogosławieństwo można wyrazić następująco: „Jakże szczęśliwy jest człowiek, który nie jest miotany skrajnymi uczuciami i namiętnościami, gdyż łagodność, pokora i opanowanie zapewniają mu prawdziwą skuteczność w życiu”.

 

4. „Szczęśliwi głodni i spragnieni sprawiedliwości, gdyż oni będą nasyceni”  - Mat. 5,6

Mowa jest tutaj o głodzie i pragnieniu. W obecnych czasach, w cywilizowanym świecie niewielu ludzi doświadcza intensywnego głodu lub pragnienia. Pod naszą szerokością geograficzną żyjemy w czasach względnego dostatku, a nawet dobrobytu, jeżeli chodzi o zaspokojenie potrzeb materialnych. Większość ludzi w naszym otoczeniu ma pod dostatkiem żywności i wody oraz dostępna jest opieka medyczna. Mogą być wyjątki w tym zakresie w krajach objętych wojną, dotkniętych klęskami żywiołowymi lub krajach tzw. trzeciego świata. Jeżeli się tak zdarza, zaraz organizowane są akcje pomocy humanitarnej, jak np. ostatnio w ramach pomocy uchodźcom. W starożytności jednak było inaczej, gdy ludzie nieraz umierali z braku pożywienia i wody pitnej. W czasach Chrystusa ludzie często doświadczali uczucia głodu i pragnienia, więc rozumieli o czym mówił Jezus.

W rozważanym zdaniu nie chodzi jednak o fizyczne pragnienie i głód. Mowa jest raczej o pragnieniu sprawiedliwości. Jest tu zawarte pytanie i wyzwanie jednocześnie, które Mistrz z Nazaretu kieruje do swoich naśladowców: Czy za sprawiedliwością tęsknisz podobnie jak umierający z głodu i pragnienia za chlebem i wodą? Zdaje się, że żyjemy w czasach, kiedy główną chorobą społeczną jest brak głębszych, duchowych pragnień. A jeśli pojawiają się, to spychane są na dalszy plan lub po prostu zagłuszane. Wszędobylskie i głośne reklamy oraz dysponujące ogromnymi możliwościami środki masowego przekazu mają ogromny wpływ na kształtowanie modelu życia nowoczesnego człowieka. W naszych czasach uważa się, że strażnikiem sprawiedliwości są powołane do tego organa. Cały wymiar sprawiedliwości jest odpowiednio przygotowany i tam współczesny pokrzywdzony powinien szukać dla siebie sprawiedliwości. Czy o takim pragnieniu sprawiedliwości mówi Jezus?

Jednak każdy człowiek ma w sobie wewnętrznego sędziego, który nazywa się sumienie. Tam podejmowane są decyzje, dokonują się wybory, zapadają werdykty. Pytanie jest: jakimi kryteriami kierujemy się w naszym sumieniu? Czy pragniemy sprawiedliwości tak bardzo jak ktoś, kto umiera z pragnienia lub głodu? Jak rozumiemy sprawiedliwość?

Problem człowieka współczesnego, to zadowalanie się cząstkową, nie pełną sprawiedliwością ludzką. Istnieje sprawiedliwość ludzka, niedoskonała, stronnicza i ułomna. Taka sprawiedliwość jest na dobrą sprawę niesprawiedliwością. Ludzie, którzy szukają takiej sprawiedliwości, nigdy nie zostaną usatysfakcjonowani. Jest też sprawiedliwość Boża, doskonała i pełna. On jest sędzią sprawiedliwym - od Jego wyroków nie ma odwołania. Chrystus polecił swoim uczniom: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6,33). Mamy też obietnicę w tym zakresie wynikającą z czwartego błogosławieństwa.

Można je wyrazić w ten sposób: „O, jakże szczęśliwy człowiek, który tęskni za pełną sprawiedliwością Bożą i nie zadowala się jej ludzką namiastką; pragnie jej jak umierający z głodu chleba, jak ginący z pragnienia wody; taki będzie nasycony”.

 

5. "Szczęśliwi miłosierni, gdyż oni dostąpią miłosierdzia” - Mat. 5,7

Miłosierdzie (hebr. hesed) to przede wszystkim umiejętność wczuwania się w sytuację drugiego człowieka (empatia). Nie chodzi tutaj jedynie o emocjonalne współczucie, przypływ litości czy sympatię, ale zaangażowanie umysłu i woli - tak, aby patrzeć na daną sprawę oczami bliźniego, myśleć jego umysłem i być gotowym na poniesienie kosztów. Istotą miłosierdzia jest utożsamienie się z drugą osobą, z jej problemem i ciężarem, po to, aby dodać jej otuchy, poradzić i uczestniczyć w niesieniu pomocy. Idealnym przykładem biblijnym jest podobieństwo o miłosiernym samarytaninie, który ulitował się nad biednym i pokrzywdzonym człowiekiem. Następnie opatrzył jego rany i dostarczył do hotelu oraz zapłacił rachunki za tego obcego człowieka, którego potraktował jak kogoś bliskiego sobie. Wydaje się, że taka praktyczna pomoc bliźniemu jest istotą miłosierdzia.

W jaki sposób mamy praktykować miłosierdzie w naszych czasach? Wbrew pozorom, nie jest to takie proste i możemy czuć się nieraz rozdarci. Czynienie dobra innym może być dylematem w życiu chrześcijanina. Z jednej strony mamy ogrom potrzeb. Wystarczy przejść się ulicą dużego miasta, a spotkamy bezdomnych, żebraków, narkomanów i innych potrzebujących. Nieraz przychodzą oni i pukają do naszych drzwi. Z drugiej strony, mamy świadomość, że niektórzy z nich to naciągacze i oszuści. Czy w ogóle da się praktykować miłosierdzie w naszych czasach? A może zostawić to zadanie odpowiednim instytucjom społecznym?

Spójrzmy jednak na Chrystusa, który pierwszy okazał hesed nam, ludziom. Postawa Chrystusa jest dokładnie postawą miłosierdzia. Wszyscy okazaliśmy się grzesznikami i byliśmy jak żebracy przed Bogiem. On jednak ulitował się nad nami i nie poprzestał jedynie na emocjonalnym odruchu współczucia. On wczuł się w naszą sytuację do tego stopnia, że sam stał się człowiekiem i poniósł najwyższą cenę, aby nam pomóc. Czy nas to nie zobowiązuje? Uczmy się od Mistrza z Nazaretu, aby nasze miłosierdzie choćby w części było tak mądre i skuteczne jak jego postawa wobec nas. Okazujmy postawę miłosierdzia wobec innych, bo może się okazać, że pewnego dnia sami możemy być w podobnej potrzebie.

A oto parafraza piątego błogosławieństwa: „O, jakże szczęśliwy jest człowiek, który wczuwa się w położenie innych i jest gotów ponieść koszty; kto tak czyni, sam doświadczy miłosierdzia w obfitości od Boga”.

 

6. „Szczęśliwi czystego serca, gdyż oni Boga oglądać będą” - Mat. 6,8

Treść tego błogosławieństwa mobilizuje do przeegzaminowania siebie samego i wejrzenia w motywacje naszego postępowania. Użyte jest tu gr. słowo „katharos”, które znaczy „niesfałszowany, niestopiony, bez domieszki”. Słowa tego używano na określenie czynności polegającej na oczyszczaniu zboża z zanieczyszczeń poprzez przesiewanie, przewiewanie. Może też określać czynność oczyszczania metalu poprzez wytapianie go lub w przypadku armii szykującej się do wojny pozbywanie się żołnierzy tchórzliwych i niezdyscyplinowanych, niezdatnych do walki.

Jakie są motywy naszego postępowania? Czy nasze zaangażowanie w kościele jest całkowicie bezinteresowne? Czy idąc do kościoła czynimy to ze względu na Boga, a może chcemy przy okazji zasłużyć sobie uznanie ludzi? Czy nasza modlitwa i czytanie Biblii ma na celu jedynie szczere zbliżenie się do Boga? Czy nasza religijność jest motywowana potrzebą Boga na pierwszym miejscu? Taki rachunek sumienia może czasami ujawnić nasze słabości i wady. Nie zawsze bowiem jesteśmy wolni od ubocznych czy nawet nieszczerych motywów naszego działania. Jezus powiedział, że tylko ludzie czystego serca będą oglądać Boga. Dlatego codziennie powinniśmy oczyszczać się z niewłaściwych motywacji wobec Boga. Wtedy będziemy więcej widzieć i pojmować.

Zwykły człowiek patrzy nocą w niebo i widzi tam mnóstwo gwiazd; podziwia firmament nieba, ale nic oprócz tego nie dostrzega. Kiedy na te same gwiazdy spojrzy astronom, jest w stanie wymienić nazwy poszczególnych gwiazd, konstelacji i planet, może dużo powiedzieć na temat każdej z nich. Patrząc na te same gwiazdy kapitan statku będzie w stanie określić swoje położenie i skierować okręt w odpowiednim kierunku, płynąc do portu przeznaczenia. Zwykły człowiek idąc drogą spogląda na drzewa i krzewy oraz kwiaty rosnące obok nie dostrzegając niczego osobliwego. Lecz doświadczony botanik zobaczy o wiele więcej, będzie w stanie nazwać każdą roślinę i powiedzieć do czego się nadaje. Człowiek czystego serca umie patrzeć refleksyjnie i głęboko, potrafi wyciągać wnioski. Dostrzega w otaczającej go rzeczywistości to, czego inni nie widzą. Patrzy on oczami Boga, tak jak Bóg. Biblia mówi, że „człowiek patrzy na to co jest zewnętrzne, ale Bóg patrzy na serce” (1 Sam. 16,7).

Dbajmy o czystość naszych serc i dusz, gdyż można je łatwo zabrudzić. Okna duszy to zmysły, które mogą ulegać pożądliwościom tego świata. W wyniku tego możemy utracić duchową wrażliwość w widzeniu świata oraz władzę osądzania i oceniania z Bożego punktu widzenia.

Szóste błogosławieństwo można wyrazić słowami: „O jakże szczęśliwy jest człowiek, którego motywy postępowania są absolutnie czyste, gdyż będzie mógł patrzeć na świat oczami Boga, a pewnego dnia spotka się z Nim twarzą w twarz”.

 

7. „Szczęśliwi wprowadzający pokój, gdyż oni będą nazwani synami Bożymi” 5,9

BW – ‘pokój czyniący’, podobnie NIV – ‘peacmakers’, ros. ‘mirotworcy’. Rozpocznijmy od wyjaśnienia użytych w tym zdaniu słów oryginalnych, gdyż to ma kluczowe znaczenie w zrozumieniu istoty wypowiedzi. Słowo „pokój” po grecku „eirene”, po hebr. „shalom” oznacza o wiele więcej niż stan zawieszenia broni czy brak kłopotów. Można to tłumaczyć jako: „stan najwyższego dobra człowieka”. W Biblii pokój to nie tylko wybawienie z kłopotów, ale radość z posiadanego dobra.

Warto zwrócić uwagę, że błogosławieni są nie ci, którzy miłują pokój czy dyskutują na temat pokoju, ale ci którzy go czynią. Można bowiem miłować pokój, ale w samej rzeczy czynić niepokój poprzez fałszywe knowania lub manipulację innymi. Pokój o jakim mówi Biblia, to nie unikanie problemów ale raczej rozwiązywanie ich. Mowa jest tutaj o aktywnym zaangażowaniu w czynienie pokoju.

Niosący pokój nazwani są synami Bożymi. To jest bardzo ciekawe sformułowanie, gdyż świadczy to o naturze pokrewieństwa takiego człowieka z Bogiem. Natura ta jest rozpoznawana w jego postępowaniu. Syn, to ktoś, kto narodził się w rodzinie i w związku z tym przejawia pewne cechy podobieństwa do swoich rodziców oraz dalszych przodków. Syn ma określone przywileje wynikające z przynależności do rodziny, np. prawo do dziedziczenia, prawo do korzystania ze wszystkich udogodnień, przebywania w domu itp. Poza tym dzieci mają też określone odpowiednie obowiązki.

Dlaczego na świecie pełno jest niepokoju, trwogi, ciągle są wojny i konflikty zbrojne? Pomimo tego, że prezydenci i przywódcy świata podpisują coraz to nowe porozumienia, układy, moratoria, umowy itp. dokumenty. Jak na ironię mówi się o „walce o pokój”(?!). Pokoju nie da się jednak wprowadzić z bronią w ręku! Czynienie pokoju to wprowadzanie stanu równowagi w sytuację niepokoju czy konfliktu. Czynienie pokoju zawsze rozpoczyna się od pokoju z Bogiem. Nie ma mowy o czynieniu pokoju jeśli ktoś nie ma go w swoim sercu. Chrześcijanin, to ktoś, kto doświadcza pokoju z Bogiem i dlatego też może emanować pokojem i tworzyć atmosferę pokoju wokół siebie. Biblia zawiera wiele obietnic na temat pokoju Bożego, np. Fil. 4,7 - „Boży pokój, którego nie ogarnia umysł, strzec będzie myśli i serc...” oraz Kol. 3,15 - „W sercach waszych niech panuje pokój Chrystusowy”.

Lincoln, były prezydent USA, powiedział: „Chciałbym, aby po mojej śmierci mówiono o mnie, że zawsze tam gdzie mogłem, wyrywałem ciernie, a w ich miejsce sadziłem kwiaty”.

Siódme błogosławieństwo można sparafrazować w ten sposób: „Jakże szczęśliwi są ci, którzy pojednali się z Bogiem i doświadczają pokoju Bożego w swoich sercach oraz są w stanie wprowadzać pokój w relacjach z innymi ludźmi, gdyż czyniąc to wykonują dzieło Boga”.

 

8. „Szczęśliwi prześladowani z powodu sprawiedliwości, gdyż ich jest Królestwo Niebios” - 5,10

Podstawową zasadą Jezusa była Jego całkowita uczciwość. Nie obiecywał On, że Jego naśladowców nie spotkają żadne problemy. Wręcz przeciwnie, ostrzegał, że mogą oni spotkać się z przeciwnościami i problemami z powodu swojej wiary.

Wydaje się, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwo wprowadzało o wiele wyraźniejszą linię podziału w społeczeństwie niż jest to dziś. Nieuchronnym aspektem nawrócenia było rozerwanie w życiu społecznym. W tamtych czasach większość uroczystości odbywało się w świątyni poświęconej jakiemuś bogu. Po tych uroczystościach organizowano uczty, na których spożywano pokarmy ofiarowane bożkowi. Nawet zwykłe posiłki w domach rozpoczynano od wylania kilku kropel wina na cześć bogów. Czy chrześcijanin mógł brać udział w akcie pogańskiego kultu?

Albo wyobraźmy sobie inny przypadek. Ktoś był murarzem zatrudnionym w firmie, która otrzymała zlecenie na budowę świątyni pogańskiej. Jak miał postąpić w takim wypadku chrześcijanin? Ktoś inny był krawcem i otrzymał zlecenie na uszycie szat dla pogańskich kapłanów. Pierwotni chrześcijanie znajdowali się w sytuacjach, gdy prozaiczne zajęcia mogły doprowadzić do konfliktu sumienia. To rozerwanie nie ominęło domów i rodzin pierwotnych chrześcijan. Wiadomo, że na chrześcijan padały straszliwe ciosy: prześladowano ich na wiele sposobów, oskarżano i poddawano torturom, nawet rzucano ich na pożarcie lwom itd.

Podłożem tych prześladowań był wybór, jakiego każdy chrześcijanin musiał dokonać między oddawaniem boskiej czci cesarzowi Rzymu a Chrystusowi. Chrześcijanie tytuł „kyrios” - „Pan” rezerwowali tylko dla Chrystusa, podczas gdy cesarz domagał się tego samego. Dla wielu wybór wyglądał po prostu: cesarz albo Chrystus. Jedyną „zbrodnią” pierwotnych chrześcijan było to, że stawiali Chrystusa ponad cesarzem i odmawiali oddania boskiej czci człowiekowi.

Już w Dziejach Apostolskich znajdujemy relacje o prześladowaniach pierwszych chrześcijan. Historia męczeńskiej śmierci Szczepana (Dz. 7) jest bardzo wymowna i poruszająca - umarł on pod gradem kamieni błogosławiąc i przebaczając swoim prześladowcom. Prześladowania prazboru w Jerozolimie przyczyniły się do ekspansji dobrej nowiny i powstania wielu innych zborów w Judei, Samarii i całej Palestynie. Te i inne przykłady prześladowań naśladowców Chrystusa świadczą o spełnieniu się Jego przestrogi. W jakim sensie ktoś, kto doświadcza ucisku i prześladowania doznaje błogosławieństwa i radości? Czy nie jest to jakiś paradoks?

Prześladowania oczywiście nie należą do przyjemności. Trudne przeżycia ucisków i doświadczeń przybliżają jednak człowieka ku Bogu i zacieśniają jego społeczność z Bogiem. W tym sensie stają się błogosławieństwem, a nawet źródłem radości. Czyż może być dla wierzącego coś bardziej radosnego niż doświadczanie rzeczywistej bliskości Boga?