Naszym tekstem przewodnim są słowa z księgi proroka Jeremiasza. Oto one: „Doszło do Jeremiasza następujące słowo od Pana: Wstań i zejdź do domu garncarza. Tam sprawię, że usłyszysz Moje słowa. Przybyłem więc do domu garncarza, gdy on pracował przy kole garncarskim. A gdy naczynie, które wyrabiał w glinie nie udało się – jak to bywa z gliną w ręku garncarza - zaczął od nowa wyrabiać inne naczynie, jak garncarzowi wydawało się, że należy zrobić. Wtedy doszło mnie następujące słowo Pana: Czy nie mogę, domu Izraela, postąpić z wami, jak ten garncarz? - wyrocznia Pana. Oto jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w Moim ręku, domu Izraela” (Jer.18,1-6).
Chyba najważniejsze w tym tekście jest zdanie: „Naczynie, które wyrabiał w glinie, nie udało się”. Prorok Jeremiasz przeżywał trudne chwile w swoim życiu. Jakże bardzo starał się o to, aby jego umiłowany naród wrócił do prawdziwego Boga, ale niestety, ten uparty naród sprzeciwiał się temu, jego życie, napiętnowane słabością i grzechem, coraz bardziej oddalało się od prawdziwego Boga. Z Bożej perspektywy nie było to życie udane, zgodne ze swoimi założeniami. Takie trudne chwile w swoim życiu mieli też inni mężowie Boży. Chociaż moc Boża tak wyraźnie objawiała się w ich życiu, to jednak spotykali się ze smutkiem i rozczarowaniem. I tak Dawid, choć był Bożym pomazańcem, długo był prześladowany przez Saula. Jan Chrzciciel umiera śmiercią męczennika. A Paweł ze smutkiem stwierdza: „Demas mnie opuścił, gdyż umiłował ten świat” (2 Tym. 4,10). Długoletni przyjaciel i brat w wierze, ten, który tak długo wiernie służył Chrystusowi, nagle zatrzymuje się i przechodzi na stronę wroga! Jakież to smutne i przygnębiające.
W naszym chrześcijańskim życiu też są takie chwile. Nie wszystko w Kościele jest takie piękne i budujące. Cieszymy się, gdy nowi ludzie oddają swoje życie Panu Jezusowi i zawierają z Nim przymierze w chrzcie świętym. Ale trudno jest pogodzić się z tym, gdy ktoś z nich znowu wraca do grzesznego życia. A jeszcze smutniej, gdy ten, który nauczał Bożych prawd i był dobrym przykładem dla innych, popada w otwarty grzech, zostawia swoją rodzinę i na nowo nurza się w grzechu. Burzy to, co dotąd budował. Niektórzy nowo nawróceni po jakimś czasie wracają do nałogu pijaństwa czy narkotyków. W takiej sytuacji wierzący załamują ręce i ze smutkiem stwierdzają, że dla takich ludzi nie ma już żadnej nadziei. Czy rzeczywiście taka ma być nasza postawa? Czy należy już na zawsze z takich ludzi zrezygnować? Czy Bóg na zawsze od nich się odwrócił? Bóg może nadal ich kochać, ale nie wszyscy ludzie i nie zawsze mają tyle wyrozumiałości i miłości co Bóg! Trzeba to zrozumieć i z tym się pogodzić!
Nauka płynąca z warsztatu garncarza
Naród izraelski był upartym i swawolnym dzieckiem swojego niebiańskiego Ojca. A raz ten dobrotliwy Ojciec tak rozgniewał się na swoje rozwydrzone dzieci, że chciał na zawsze zostawić je na pastwę losu, a nowy naród wyprowadzić spośród potomków Mojżesza. Ale właśnie dzięki wstawiennictwu Mojżesza decyzja ta nie została podjęta. Bóg postanowił pozostać wierny swoim obietnicom. Postanowił być nauczycielem i wychowawcą swego ludu. Choć lud ten zapomniał o swojej chwalebnej przeszłości, to jednak Bóg o niej pamiętał.
Dlatego posłał proroka do warsztatu garncarza. „Jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w Moim ręku, domu Izraela” - powiedział. Gdyby Bóg rezygnował ze swego ludu po każdorazowym jego upadku, to już dawno by go nie było. Tym razem chciał powiedzieć zasmuconemu Jeremiaszowi: Nie przejmuj się, ja przeprowadzę tych ludzi przez surowe doświadczenie, a wtedy się opamiętają. Gdy znajdą się w niewoli, wtedy zastanowią się nad tym, kim są. Wtedy przypomną sobie o swoim mocarnym Bogu. Są oni gliną w moim ręku, z której jestem w stanie ulepić takie naczynie, jakie zamierzam z niej zrobić. Z ludzkiej strony sytuacja może wydawać się beznadziejna, ale nie tak widzi ją Bóg! U Niego wszystko jest możliwe.
Podobnie jest i w naszym życiu. Jeden upadek w grzech nie przekreśla całego życia. Choć jest to wydarzenie smutne i przygnębiające, i za wszelką cenę należy go unikać, to jednak życie można zacząć od nowa, jest taka możliwość. Tego nie wiemy, ale może nawet Demas, który umiłował ten świat, po jakimś czasie, może już w swojej starości, przypomniał sobie wspaniałe czasy misji i głoszoną wtedy ewangelię. Może zniechęcił się do tego świata, przejrzał na oczy i zaczął szukać ludzi wierzących w Chrystusa, by w końcu przez pokutę i wiarę do nich się przyłączyć. Wielu więźniów po usłyszeniu dobrej nowiny, życzy sobie, aby można było rozpocząć nowe życie. Piszą wspaniałe, pełne pokuty i wiary listy, prosząc bardziej o pomoc duchową niż materialną. W wielu więzieniach funkcjonują też chrześcijańskie zbory. A więc życie można zacząć od nowa!
Doświadczanie garncarskiego koła
Drogi przyjacielu, Bóg ma plan dla twego życia. Tak jak garncarz, zanim wziął glinę do rąk, najpierw postanowił zrobić określone naczynie. Zanim powstanie jakikolwiek budynek, architekt musi przygotować jego dokładny plan. Zanim przystąpi się do budowy mostu, inżynier musi go zaplanować i dokonać dokładnych obliczeń. Stworzenie też najpierw zaistniało w Bożym zamyśle. „Dzięki wierze pojmujemy, że wszystko, co istnieje w czasie i przestrzeni, zostało ukształtowane Słowem Boga” (Hebr. 11,3). Bóg ma swój plan, przez którego realizację zmierza do postawionego celu. Ma On plan dla twojego i mojego życia. I przez wiele lat ten plan realizuje. W czasie tych lat mamy biec w Jego wyścigu, wypełniać Jego misję. Zawsze powinniśmy modlić się słowami: „Panie, przygotuj mnie do tego, co dla mnie przygotowujesz”.
Czy zawsze realizujemy to powołanie? Jesteśmy gliną w jego rękach. Najpierw musi ona być dobrze wymieszana. Potem bez oporu wzięta w ręce naszego Garncarza. Następnie koło zaczyna się kręcić i kręcić, a dłonie garncarza coraz mocniej tę glinę zaczynają przyciskać. Są różne rodzaje gliny. Czasem trafiają się w niej twarde grudki, kamyki, żwir. Wtedy prawie ładne naczynie raptem rozwala się. Taką twardą glinę trzeba dobrze wymieszać, ugnieść, a może i ubić. Aby ją zmiękczyć, może trzeba dodać jakiegoś płynu, wody, może oleju, i też dobrze ugnieść. Każdy kamyk, każda twarda jej część nie pozwala garncarzowi na zrealizowanie swego zamiaru. Taka glina wymaga wiele pracy, usuwania z niej twardych elementów.
Przypomina mi to ludzi nowo nawróconych. Tych w starszym wieku jako kawałków twardej gliny, która wymaga więcej pracy od innej. Ludzie ci ciągle wnoszą ze sobą do Kościoła jakieś przywary, jakieś słabości, których bardzo trudno im się pozbyć. Nad tymi „twardościami” trzeba dłużej popracować, dłużej tę „glinę” ugniatać, poświęcić jej więcej czasu. Jakże trudno usunąć z niej jakieś „kamyki” - stare grzechy, grymasy i przyzwyczajenia. Często ze zdziwieniem obserwuję, jak uparci są ludzie wierzący, to oni zawsze mają rację, podczas gdy inni jej nie mają; jak łatwo się obrażają, gdy ktoś zwróci im uwagę, jak trudno im przyznać rację innym. Źródłem takiej postawy jest pycha, zarozumialstwo, sprawiedliwość własna, grzech jako korzeń „rosnący w górę” (Hebr. 12,15), który wyrządza wiele szkód. Jakże wiele musi napracować się nasz niebiański Garncarz, aby dobrze przygotować materiał na swoje naczynie. Natomiast ludzie młodsi, to nieco lepszy rodzaj „gliny”. Łatwiej daje się ją ugniatać, jest bardziej plastyczna i wymaga mniej czasu na przygotowanie do „obróbki”. A potem na kole garncarskim łatwiej nad nią pracować!
Wróćmy na chwilę do tej „obróbki”. Bóg nie pozbawia nas indywidualności, ale oczekuje od nas posłuszeństwa Jego woli. Zawsze musimy być gotowi zapytać: „Co mam czynić, Panie” (Dz. 22,10). Mamy być Jemu posłuszni, inaczej może okazać się, że nasze naczynie Mu się „nie udało”. Jesteśmy istotami wolnymi, mamy prawo pokrzyżować odnoszące się do nas plany Boże. W powiedzeniu Bogu TAK lub NIE zawiera się wielka godność człowieka i jakże wielka odpowiedzialność. Możemy zniweczyć Boże zamiary! Cały naród może zniweczyć Boże zamiary, gdyż jak czytamy: „Do swojej własności przyszedł, ale swoi Go nie przyjęli” (Jan 1,11), sprzeciwili się Jemu, odrzucili Jego ofertę. Pomyślmy o starożytnym Egipcie czy Asyrii, o starożytnym Rzymie czy Babilonie, o Niniwie, Tyrze czy Sydonie. Choć były to potężne i dumne państwa i miasta, ale ponieważ zlekceważyły prawa Boże, zostały pokonane i odeszły w niepamięć. Nie tylko państwa i miasta, ale kościoły i zbory też mogą zniweczyć Boże plany i zamiary. Zawsze trzeba pamiętać o tym, po co Kościół istnieje. Jeżeli nie jest on Kościołem misyjnym, to jest on organizmem powoli umierającym.
Poddawajmy się twórczym rękom naszego Pana
Jakże często narzekamy na różne trudności i cierpienia w swoim życiu. Dlaczego mnie to spotkało, czy Bóg o mnie zapomniał? - zapytujemy. Patrząc ze swojej perspektywy, uważamy, że znaleźliśmy się na kole tortur, ale patrząc na to z góry, z niebiańskiej perspektywy - jesteśmy na kole garncarskim naszego Pana. To On ugniata naszą „glinę”, usuwa z niej obce ciała, czyni bardziej elastyczną i podatną na swoje działanie. Zawsze powinniśmy być świadomi tego, że skoro powierzyliśmy swoje życie Chrystusowi, to nie należy ono już do nas, lecz do Niego. Teraz może On robić z nim to, co zechce. To Jego wola i Jego moc teraz działa w nas i przez nas.
Poznawanie chwały Bożej w swoim życiu Paweł nazywa skarbem, który „mamy w naczyniach glinianych, aby było widoczne, że źródłem tej ogromnej mocy jest Bóg, a nie my” (2 Kor. 4,7). W trudnych chwilach swego życia w najbardziej widoczny sposób doświadczamy mocy Bożej, ale nie przypisujemy jej sobie, ponieważ akurat wtedy jesteśmy bardzo słabi. Dopiero wtedy dowiadujemy się, jak słabymi jesteśmy naczyniami. I takimi właśnie chce widzieć nas nasz Pan. Przecież to On powiedział: „Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mat. 18,3). Inaczej mówiąc, jeśli nie staniecie się słabi i bezradni, nie doświadczycie w swoim życiu mojej mocy, ponieważ jej pełnia „okazuje się słabości” (2 Kor. 12,9). A zatem im więcej naszej słabości, tym więcej mocy Bożej. Im więcej naszego poddania Bogu, tym więcej Jego chwały.
Porównując nasze chrześcijańskie życie do użytecznych naczyń, Paweł pisze: „W dużym domu znajdują się nie tylko naczynia złote i srebrne, ale także drewniane i gliniane. Jedne służą do użytku zaszczytnego, inne do pospolitego. Jeśli więc ktoś zachowa siebie czystym od rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, gotowym do wszelkiego dobrego dzieła” (2 Tym. 2,20-21). Tutaj Bóg jest nie tylko specjalistą od gliny, ale też od drewna i metali. Nie tylko wyrabia, ale też czyści, wygładza, poleruje, a może nawet maluje, aby Jego naczynie, mogło służyć celom zaszczytnym, aby mogło być nie tylko dzbanem czy kubkiem, ale też pięknym flakonem na kwiaty czy jakąś inną ozdobą w Jego domu. Naczyniem „przydatnym dla Pana, gotowym do wszelkiego dobrego dzieła”.
Obraz niebiańskiego Garncarza ma też pozytywną stronę. Choć pierwsze naczynie nie udało się, garncarz jeszcze dokładniej miesza tę glinę i wyrabia jeszcze lepsze i solidniejsze naczynie. Z tego samego materiału jego ręce tworzą mocniejszy i doskonalszy przedmiot. To z Jakuba oszusta Bóg kształtuje patriarchę wielkiego narodu. Przez czterdzieści lat Bóg na nowo przygotowuje na pustyni Mojżesza do ważnego zadania. Podobnie działo się z królem Dawidem, prorokiem Jonaszem, apostołem Piotrem czy niewiernym Tomaszem. Bóg wykorzystał ich błędy i upadki, aby uczynić z nich ludzi wielkiej pokory i modlitwy. Ich słabości stały się stopniami do wielkości. Moglibyśmy powiedzieć, że z tej samej gliny Bóg uczynił zupełnie innych ludzi, ludzi nadających się do Jego służby. Proces ten trwa przez całe nasze życie. Niebiański garncarz ciągle pracuje nad nami w swoim warsztacie
Drogi przyjacielu, jeżeli nie powierzyłeś jeszcze swego życia Jezusowi, możesz to uczynić w każdej chwili, możesz od nowa rozpocząć swoje życie. A jeżeli jako osoba wierząca potykałeś się i upadałeś, nie trać nadziei, podnoś się i idź dalej, ty też możesz na nowo rozpocząć swoje chrześcijańskie życie. Pan Bóg nie skończył z tobą, nadal nad tobą pracuje. Jego garncarskie koło nadal się kręci. On może uczynić z ciebie jeszcze lepsze naczynie niż było ono dotąd. A doświadczenie, jakie cię spotkało, uważaj za błogosławiony proces oczyszczenia twego życia. Na pytanie, kiedy najwięcej się modliłeś, ktoś odpowiedział: Gdy po wypadku samochodowym znalazłem się w szpitalu. Bóg posyła nam różne doświadczenia, abyśmy mogli więcej się modlić, częściej przebywać w Jego obecności. Przyjmujmy więc nasze różne doświadczenia jako oczyszczający proces swego życia, naprawiania naszego charakteru, uczenia się większego polegania na łasce Bożej niż na samych sobie. Niech za wszystko wznosi się z naszych ust uwielbienie dla Jego wielkiej miłości i wytrwałej pracy nad nami jako Jego dziećmi. Jemu niech będzie chwała za wszystko.