fbpx

Młodzież potrzebuje seniorów!

Tytuł pewnego artykułu dotyczącego życia w zborze, który przeczytałem kilka miesięcy temu, bardzo zainspirował mnie do myślenia - „Życie chrześcijanina przypomina bardziej jazdę autobusem, niż motocyklem.”[1] To zdanie zawiera w sobie wiele mądrości. Motocyklista kojarzy mi się z wolnością. Może sam wybrać sobie prędkość, z którą chce się poruszać, drogę, jaką chce przejechać, zabrać ze sobą to, co uzna za przydatne, zatrzymać się gdzie tylko zechce. Jazda autobusem wydaje się znacznie mniej ekscytująca. Często jest w nim duszno, tłoczno, porusza się powoli, trzeba dopasować się do zarządzeń kierowcy, co jakiś czas znajdzie się pasażer ochoczo pałaszujący kanapki z jajkiem i kiełbasą, której zapach mogą wdychać pozostali podróżujący. A jednak to autokar może dojechać znacznie dalej niż motocykl, ludzie, którzy mogą wydawać się obciążeniem równocześnie mogą stać się wielką pomocą jeśli wydarzy się coś złego. Kierowca nie ogranicza na siłę praw pasażera, a raczej go chroni. Jeśli ktoś zgłodnieje to może wspomniany wyżej podróżujący z kanapką chętnie poczęstuje innych.

Myślę, że podobnie może być z tym, jak młodzi ludzie patrzą na członkostwo w zborze. Młodość pragnie wolności. Bycie członkiem zboru to jednak z pozoru wiele ograniczeń -szczególnie w zborze wielopokoleniowym. Często słyszałem narzekania na to, że seniorzy mogą hamować młodych ludzi w ich życiu duchowym. Zarzuty były zawsze podobne – chcemy bardziej współczesnej muzyki na nabożeństwach, a ona nie podoba się starszym, chcemy bardziej dynamicznego, „dzisiejszego” pastora, ale starsi nie zawsze rozumieją jego przekaz, starsi nas krytykują, czepiają się naszego ubioru, itd. Z pewnością również się spotkałeś z podobnymi zarzutami. Niektóre są absurdalne, inne zrozumiałe, wszystkie jednak mają jeden wydźwięk – lepiej byłoby jechać motocyklem, albo przynajmniej grupą motocykli, niż autobusem, w którym czujemy się ograniczeni. Nie chcę się odnosić szczegółowo do zarzutów, pragnę jednak wskazać na kilka aspektów tego, dlaczego warto być w zborze wielkopokoleniowym, w którym odnaleźć może się każde pokolenie, choć jednocześnie każde musi iść na pewne ustępstwa. Cieszę się i zabiegam o to, by być częścią zboru, w którym są seniorzy, bo młodzi ich potrzebują. 

Biblia mówi, że Kościół składa się z wielu członków, a wiara jest udziałem wielu pokoleń.

W 1 Liście do Koryntian 12:12-25 Bóg, przez apostoła Pawła, dobitnie daje do zrozumienia, że zbór składa się z wielu członków. Nie może jedna część ciała powiedzieć drugiej, że jej nie potrzebuje. Kościół składa się z osób, których życie zostało zmienione przez Boga, one mu zaufały i otrzymały Ducha Świętego. Są to kobiety i mężczyźni różnego pochodzenia, różnego statusu społecznego, różnych talentów i obdarowań oraz różnego wieku. Jeśli ktoś chce zakładać i prowadzić konkretnie sprofilowany zbór, to myślę, że nie rozumie czym jest Kościół. Budowanie społeczności wierzących dla artystów, biznesmenów, mężczyzn, Polaków, młodzieży, itd. to pomysły niezgodne z Bożym planem dla tego, czym ma być Kościół. W Starym Testamencie widzimy wielką wartość wielopokoleniowości – Bóg jest Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba – to dziadek, syn i wnuk. Psalm 145 wzywa nas do tego, by pokolenie przekazywało kolejnemu pokoleniu prawdę o dziełach Bożych i opowiadało o Jego potędze. W Nowym Testamencie nic się w tym aspekcie nie zmieniło. Wspaniale obrazują to słowa apostoła Pawła, który pragnie pobudzić Tymoteusza do rozpalenia na nowo daru łaski Bożej (2 Tym. 1:6). Jednym z argumentów jest zachęta adresata do tego, by wspomniał korzenie swojej wiary – „Zadomowiła się ona w babce twojej Loidzie i w matce twojej Eunice, a pewien jestem, że i w tobie żyje” (2 Tym. 1:5). Ile tutaj jest „wiar”? Każde pokolenie ma swoją? Nie. Jest jedna wiara, która przechodzi z pokolenia w pokolenia. Jakże mocno potrzebujemy takiego spojrzenia dzisiaj w naszych wspólnotach. O tym, w kolejnym punkcie.

Seniorzy przeszli przez wiele problemów i pytań, które wciąż stoją przed młodymi.

Promil ludzi żyjących w naszym kraju wywodzi się z domów, w których mogli nauczyć się życia zgodnego z nauką Pisma Świętego. Jeśli ktoś nie doświadczył tego przywileju, to od kogo ma się uczyć jak żyć, by podobać się Bogu? Skąd młody mąż i ojciec ma się dowiedzieć jak w odpowiedzialności przed Bogiem prowadzić swoją rodzinę? Skąd młoda dziewczyna ma się nauczyć tego, jaki jest Boży plan dla jej życia? Wedle słów z Listu do Tytusa 2 rozdziału, odpowiedzialne są za to starsze pokolenia. Ponadto obserwuję jak młodzież ma wiele pytań lub problemów, z którymi się zmaga, samemu próbując je rozwikłać. To wielka radość i błogosławieństwo móc udać się do ludzi, którzy od wielu lat chodzą z Bogiem, po rady i wskazówki. Wielką zachętą dla mnie było to, gdy niedawno pewna młoda para z naszego zboru zaczęła się ze sobą spotykać i na osobności udali się do kilku rodzin seniorów z naszego zboru, aby zapytać ich o poradę odnośnie związków i tego, czy są dla siebie odpowiedni. Ja, jako młody pastor, gdy mam jakiś nowy pomysł dla życia zborowego, zawsze staram się go konsultować z każdym pokoleniem, szczególnie tym najstarszym, aby zapytać ich o to czy jest właściwy i słuszny z ich perspektywy. Takie spotkania są zawsze pomocne i dają mi wiele materiału do przemyśleń. 

Seniorzy pokazują, że chrześcijaństwo nie zaczęło się wraz z Hillsongiem.

(Hillsong w tytule niniejszego akapitu ma posłużyć jako symbol czegoś nowego i współczesnego, co na skalę globalną wyznacza trendy w chrześcijaństwie ewangelikalnym, w żaden sposób nie chcę się odnosić do tej konkretnej działalności.) Jedno z ważniejszych haseł reformacji brzmiało: Ecclesia Reformata et Semper Reformanda secundum verbum Dei (łac. „Kościół Reformowany i stale się reformujący w oparciu o Boże Słowo”) i oznacza ono, że Kościół powinien stale się reformować, zastanawiać się, w oparciu o naukę Biblii, nad tym co robi, aby nigdy nie stać się duchowo martwym. Jest to bardzo ważna zasada, jednak może ona prowadzić do pychy. Co jakiś czas powstają nowe, kreatywne pomysły na ewangelizację, prowadzenie zboru, uczniostwo, służbę, itd. Łatwo się nimi zachłysnąć i wpaść w myślenie, że teraz, dzięki tej nowości, zdobędziemy świat dla Chrystusa i nadejdzie upragnione, wielkie przebudzenie. Bycie częścią wielopokoleniowego zboru uczy mnie tego, bym nie wpadł w młodzieńczą pychę swoich własnych umiejętności, pomysłów i mocy na życie i rozwój Kościoła. Ten bowiem należy do Chrystusa, to Zbawcy dana jest wszelka moc na niebie i na ziemi (Mat. 28:18), to Jezus go buduje, chroni i rozwija (Mat. 16:18, 1 Kor. 3:6-7). Czyni to niezmiennie od dwóch tysięcy lat. Gdy nikt jeszcze nie słyszał o naszych współczesnych nowinkach Kościół rósł, bo to nie w metodach jest jego zwycięstwo, a w rękach jego Pana. Jeśli ten świat będzie po nas istniał, to metody pewnie się zmienią i za parę lat nikt już nie będzie pamiętał o wielu z nich, a Kościół z pewnością będzie dalej działał tak, jak troszczyć się o niego będzie Jego Pan. Seniorzy pomagają mi o tym pamiętać. Ich świadectwa nawrócenia, służba jaką pełnili przed wielu laty, kazania jakich słuchali, konferencje i obozy, na które jeździli, pieśni, które pisali, grali i śpiewali, są dowodem tego, że nie w nowościach i naszej kreatywności (choć jest ona ważna) jest wzrost Kościoła, a w Bożym, niezmiennym działaniu.

Seniorzy uczą wytrwałości w wierze.

Żyjąc w najbardziej zamożnych i pokojowych czasach naszego narodu, łatwo wpaść w zniechęcenie czy wątpliwości dotyczące Boga, gdy napotykamy problemy na naszej drodze. Przecież Bóg nas kocha, dlaczego więc dopuszcza choroby, potknięcia, porażki i wiele innych smutków? W czasach dostatku, wiara staje się bardzo krucha. Ponownie wielką pomocą stają się seniorzy. W naszym zborze jest brat, który ma ponad 90 lat i w swojej młodości był więźniem w pięciu obozach koncentracyjnych. Mamy siostry, których dzieci zmarły, gdy były bardzo małe. Mamy wdowy i wdowców. Mamy ludzi, którzy żyją w bardzo skromnych warunkach i zmagają się z całym mnóstwem chorób. Mamy ludzi, którzy przeżyli powodzie i pożary, okupacje, zniewolenia i konspiracje związane ze swoją wiarą. Od kogo innego uczyć się wytrwałości w wierze i mądrości w życiu, jeśli nie od nich? Ich wiara również się trzęsła, a jednak wytrwali i dalej wiernie idą za Jezusem. Zawsze będę pamiętał modlitwę nieżyjącej już siostry ze zboru w Rudce, przy granicy z Ukrainą, która przeżyła rzeź wołyńską i w każdej modlitwie dziękowała Bogu za dar życia. Mnóstwo problemów, z którymi zmagamy się dzisiaj, jest bardzo mała w porównaniu z tymi, przez które przeszli nasi poprzednicy – często mamy za co dziękować Bogu, a tego nie dostrzegamy. Te natomiast, które faktycznie są trudne, nie są dla wiary nowe. Ktoś już się z nimi zmagał. Zazwyczaj jest to ktoś uwielbiający Boga wraz z nami w niedzielę. Z pewnością ta osoba chętnie cię wspomoże i wesprze w tym, z czym zmagasz się dzisiaj, a z czym ona zmagała się kiedy ciebie nie było jeszcze na świecie.

Seniorzy modlą się o młodzież.

Dla młodego pokolenia modlitwa jest wyzwaniem. W czasach krótkich filmików na YouTubie, zwięzłych smsów i postów na portalach społecznościowych, trudno nam skupić uwagę na dłużej niż kilka minut, bez utraty wątku. Niestety ta choroba cywilizacyjna odbija się na naszej dyscyplinie duchowej – poznawaniu Słowa i modlitwie. Wytrwała modlitwa nie jest domeną naszego pokolenia. Dzięki Bogu, inaczej jest z seniorami. Z mojego doświadczenia wynika, że są oni bardzo zdyscyplinowani w życiu z Bogiem, i wielu z nich potrafi bardzo wytrwale się modlić. Marcin Luter powiedział „Być chrześcijaninem i się nie modlić, jest tak samo możliwe jak żyć i nie oddychać”. Myślę, że brak modlitwy wpływa na to, że nasze życie duchowe jest często kruche i słabe. Modlitwy mogę się uczyć od seniorów. Oni są często oddychającymi płucami naszych zborów. Powierzają Bogu w modlitwie cały Kościół, pamiętają o chorych, o przywódcach, o codzienności zborowej, pamiętają również o dzieciach i młodzieży. Nie mam wątpliwości, że wiele nawróceń młodych ludzi, szczególnie wychowanych w domach wierzących, została „wyklęczanych” i „wymodlonych” przez ich rodziców i dziadków. Nie wiem jaka będzie kondycja naszych zborów, gdy to my, dzisiaj młodzi, staniemy się najstarszym pokoleniem w zborze. Jeśli nasze życie modlitewne się nie zmieni i dalej będzie tak słabe, to jest czego się bać. Dziękujmy seniorom za ich modlitwy. Dziękujmy Bogu za naszych seniorów.

Też kiedyś będziesz seniorem.

Do ról życiowych można się przysposabiać, aby mądrze postępować kiedy już w nie wejdziemy. Do bycia małżonkiem, rodzicem, czy pastorem, starałem się na tyle na ile to możliwe przygotować. Jeśli Pan Bóg pozwoli, to też kiedyś będę seniorem, chcę się uczyć od tych, którzy już teraz występują w tej roli i wychodzi im to wyjątkowo dobrze. Ponadto sprawdza się tutaj nauka Jezusa „A jak chcecie, aby ludzie wam czynili, czyńcie im tak samo i wy” (Łuk.6:31). Chcesz być szanowany w przyszłości, gdy będziesz w podeszłym wieku? Szanuj dzisiaj tych, którzy są seniorami. Niech widzą to ci, którzy już teraz idą w nasze ślady.

Seniorzy mają smakołyki w kieszeniach.

Ostatni punkt jest nieco żartobliwy, ale z pewnością ma praktyczny wymiar. Nie wiem z czego to wynika, ale seniorzy mają zawsze coś smacznego, schowanego w zakamarkach kieszeni i toreb. Jeśli najdzie cię kiedyś ochota po nabożeństwie na miętowego cukierka, albo coś słodkiego, to zapytaj seniorów.

 

Życie chrześcijanina przypomina bardziej jazdę autobusem, niż motocyklem. Nie wiem jak ty, ale ja chcę jechać ze wszystkimi, których odradza Duch Święty i w pokorze chcę się od nich uczyć. Szczególnie warto jechać z seniorami. Jako młode pokolenie bądźmy dla nich pomocni, wyrozumiali i zachęcający, z pewnością odpłacą nam tym samym.



[1] https://www.9marks.org/article/the-christian-life-is-more-like-a-bus-ride-than-a-motorcycle-ride/