fbpx

Miej nadzieję, która nie zawodzi

A nadzieja nie zawodzi, bo miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który jest nam dany. Rz 5:5

Kiedy ostatnio się zawiodłeś? Kiedy Twoja nadzieja okazała się zawodna?

Może nie zdążyłaś na jakąś szczególną przecenę, czy promocję? Może liczyłeś na sympatię i życzliwość, zrozumienie i szacunek, a spotkało cię lekceważenie, obojętność, czy nawet pogarda? Może marzyłaś o odpoczynku, a niespodziewanie coś się popsuło i straciłaś wolne dni. Może liczyłeś na piękne słońce, a zaczął padać deszcz. Może po prostu miałeś nadzieję na dobry dzień, a ktoś zadzwonił ze smutną informacją, albo dołożył Ci do dziennego planu obowiązków coś niespodziewanego i trudnego?

Nasze życie pełne jest nadziei, które zawodzą. Myślimy, że będzie dobrze, a jest trudno. Liczymy, że będzie wesoło, a wychodzi smutno. Pragniemy odpoczynku, a ktoś funduje nam dodatkowy wysiłek. Marzymy o śnie, a on nie przychodzi. Planujemy dobro, wychodzi zło. Nadzieje zawodzą i nasze życie o tym świadczy. Zresztą Biblia również. W Dziejach 16:19 czytamy, że właściciele opętanej, wieszczącej dziewczyny, gdy Paweł wyrzucił z niej demona, wcale się nie ucieszyli, gdyż przez to „przepadła nadzieja na ich zysk”. Podobnie Przypowieści 10:28 uczą, że „nadzieja bezbożnych wniwecz się obraca”.

Dlaczego więc apostoł Paweł pisze – i to pod natchnieniem Ducha – że nadzieja „nie zawodzi”? Myli się? Ma na myśli jakichś super-duchowych chrześcijan? O co mu chodzi? Czego mamy się uczyć o nadziei z Rzymian 5:5, jako baptyści polscy w 2018 roku?

Przede wszystkim, przyjmijmy, że apostoł Paweł pisze prawdę. ISTNIEJE nadzieja, która nie zawodzi. Patrząc na kontekst tego wersetu widzimy, że pisze o jej trzech cechach, jednocześnie zostawiając nam wskazówki, co robić, aby nasza nadzieja nie zawodziła. Aby była taką właśnie – niezawodną, trwałą, dającą wytrwałość i siły. Szukajmy jej w swoim życiu. Dbajmy o to, aby była mocno wkorzeniona w nasze serca. Miejmy nadzieję, która nie zawodzi!

Jakie więc widzimy cechy owej nadziei, która nie zawodzi w Liście do Rzymian 5?

To nadzieja oparta o nową tożsamość w Jezusie Chrystusie

„Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Jezusa Chrystusa” (Rz 5:1). Ten werset stwierdza pewne fakty o osobach nawróconych do Chrystusa. Jesteśmy usprawiedliwieni. Bóg przypisuje nam sprawiedliwość Chrystusa, z łaski, pomimo naszych grzechów. Pomimo tego, że na to nie zasługujemy, Bóg wybiera okazywać nam łaskę. Choć jesteśmy zepsuci i wciąż zmagamy się z grzechem, On traktuje nas jakbyśmy byli sprawiedliwi. Jak własnego, bezgrzesznego Syna.

Dlatego mamy z nim pokój. Jego gniew został uspokojony doskonałą ofiarą. Jego słuszna irytacja i prawo, by ściągać nam na głowy przekleństwo, ze względu na nasze własne przewinienia i głupotę, zostają zahamowane przez to co za nas i dla nas uczynił nasz Pan, Jezus Chrystus. Oto nowa tożsamość. Oto podstawa nadziei. Nie my; nie to, co sami potrafimy sobie załatwić, czy czym sami Boga potrafimy przekonać. To nowe fakty o nas, poprzez dzieło Jezusa dla nas. To, co On zyska, a nie to, co sami zyskać potrafimy. To, co On może u Ojca, a nie to, co my możemy. Jesteśmy usprawiedliwieni. Mamy pokój. A gwarantem, powodem, przyczyna tego wspaniałego nowego stanu jest Jezus Chrystus i Jego relacje z Ojcem. My jesteśmy w Nim. Nowi, otoczeni łaską. To fakty. Rzeczywistość, która jest prawdziwa o osobach nawróconych niezależnie od tego, czy o tym wiedzą, czy nie.

Faktem jest jednak i to, że zadanie, jakie mamy to „pielgrzymowanie w wierze, a nie w oglądaniu” (2 Kor 5:7). Innymi słowy, że MAMY PRZYJMOWAĆ wiarą Boże niewidzialne fakty. Mamy opierać się w życiu nie na tym, co widzimy, czy słyszymy od innych ludzi, ale mamy opierać swoją własną ocenę siebie, swoje zrozumienie tego, kim jesteśmy, jak cenni i dla kogo cenni jesteśmy, jaki jest nasz cel, co warto a czego nie warto, jak warto i jak nie warto, jak należy i jak nie wolno żyć – na Bożych faktach. Na Bożym Słowie. Na jego obietnicach, stwierdzeniach o tym, jaki względem nas jest, jak na nas patrzy, jak ocenia, do czego przygotowuje.

To wyzwanie dla naszej wiary. CO Ciebie kontroluje? CO wypełnia Twoje serce? Myśli Boże, czy ludzkie? Zamiary Pana, czy twoje własne? Wartości wypływające z Jego przykładu, czy z twoich własnych mniej lub bardziej uświadomionych poszukiwań? Poglądy na siebie podpowiadane przez słabości, kompleksy i oskarżenia, czy Boże obietnice i Boże przestrogi? Okoliczności i doświadczenia, którym pozwolisz siebie unosić, czy Boża obecność i Boża tożsamość?

Pamiętaj kim jesteś!

To zadanie wynikające z faktu posiadania nowej tożsamości. MASZ nową tożsamość i MASZ o niej pamiętać! Masz pamiętać, że jesteś dzieckiem Bożym, dziedzicem Bożym – dziedzicem wspaniałego, nowego świata, który już teraz należy do Ciebie, bo już teraz w Chrystusie jest Tobie obiecany (Rz 8:17-18).

Potrzebujesz to widzieć swoim sercem! I to właśnie jako chrześcijanin. W Efezjan 1:3-14 apostoł Paweł wielbi Boga za fakty łaski. Za to, że jesteśmy przez Ojca w Jezusie Chrystusie ubłogosławieni wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios: jesteśmy wybrani do świętości, przeznaczeni do synostwa, odkupieni, mamy odpuszczone grzechy, możemy uczestniczyć w tajemniczym planie przemiany świata, możemy uwielbiać Jego chwałę, jako zapieczętowani obiecanym Duchem na dzień odkupienia. Ale już druga modlitwa apostoła Pawła w tym rozdziale (1:15-23) to prośba, abyśmy to WIDZIELI. Aby Bóg pomógł nam to widzieć, co mamy w Chrystusie - „dał wam Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego, i oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli” (1:17-18). Nasze serce potrzebuje światła. Naturalnie jest w ciemności. Będąc w ciemności nie widzi, co posiada. Potrzebujemy Bożego światła, aby widzieć. A widząc dopiero – możemy doświadczać przemiany.

I nie chodzi o jakieś dęte pompowanie swojego ego. Nie chodzi o to, byśmy byli rozkapryszonymi paniczami i królewnami, którym się wydaje, że Bóg najwyższy istnieje po to, by nam nadskakiwać i spełniać wszystkie nasze ukryte zachcianki (taka teologia niestety bywa głoszona). Tak nie jest i nie będzie. Chodzi raczej o to, aby wobec poczucia własnej słabości, porażek, znikomości, nieodpowiedniości do tak wspaniałych i wielkich dzieł, jakie Bóg przed nami stawia – nie wahać się, nie rezygnować, nie cofać, nie wykręcać pokorą, nie usprawiedliwiać swoich lęków w rzekomo duchowy sposób, ani nie próbować zwalać własnych obowiązków na innych – lecz z wiarą i ufnością, bojaźnią ale i nieustępliwością, podejmować te wyzwania i zadania z ręki Bożej, które przed nami stawia. Pamiętając o tym, że jesteśmy Jego, należymy do Niego i to On wyznacza nam perspektywy i wskazuje cele – a nie my sami sobie.

Pamiętaj, kim jesteś! Trwanie w swojej tożsamości jest konieczne również, aby ostać się wobec prób i pokuszeń oraz rozwijać w praktycznym życiu wiary. Powinniśmy być jak apostoł Piotr w Dziejach 10:14. Gdy Bóg nakazał mu: „zabijaj i jedz!” - odpowiedział: „przenigdy Panie, bo jeszcze nigdy nie jadłem nic skalanego”. On wiedział kim jest i wiedział, jak postępować. Jego tożsamość w Bogu – choć w oparciu o objawienie Starego Przymierza – była zrośnięta z nim samym tak mocno, że nie wyobrażał sobie żyć inaczej.

A my? Na czym polega nasze chrześcijaństwo? Czego wymagamy od siebie samych i innych? Czy tego, co nas kosztuje, czy tego, co nas już nic nie kosztuje, bo dawno to zostawiliśmy za sobą? Patrząc na ewangelicznych chrześcijan czasem mam wrażenie, że całe nasze chrześcijaństwo sprowadza się do tego, co zazwyczaj w miarę łatwo odrzuciliśmy dawno temu z katolicyzmu: modlitwy do Marii i świętych, bałwochwalstwo. I ewentualnie dodaliśmy modlitwy przed jedzeniem. Wspaniale, jeśli również porannej wraz z czytaniem Pisma.

Czy to cała Twoja tożsamość w Chrystusie? Na tym właśnie polega? Zachęcam Cię Czytelniku, abyś nazywał Boże zasady – teraz, i zawsze wtedy, kiedy je widzisz, zapisał je sobie, nosił w Biblii i ich przestrzegał. Abyś, gdy nadejdzie chwila próby, był na nią gotowy – posiadając jasne przekonania, a nie mgliste, przez które łatwo prześliźnie się kompromis. Pamiętajmy, jak ważne jest dla Boga sumienie: „ten, kto ma wątpliwości, gdy je, jest potępiony, bo nie postępuje zgodnie z przekonaniem; wszystko zaś, co nie wypływa z przekonania, jest grzechem” (Rz 14:23). Kształtujmy swoje przekonanie, zamiast chować je w kąt nieokreślone i niepewne. Nazywajmy rzeczywistość, bądźmy odważni, trzymajmy się swoich zasad dla Pana i niech to nas zmienia, nadaje nam twardość, dostarcza wewnętrznej siły działania zgodnie z wiarą!

Wtedy nasza nadzieja będzie miała silny fundament. I nie będzie nas zawodzić.

To nadzieja cierpliwa i doświadczona

Po drugie, to nadzieja wypróbowana przez cierpienia i wyzwania. Mówi o tym List do Rzymian 5:2-4: „Dzięki któremu [Jezusowi] też mamy dostęp przez wiarę do tej łaski, w której stoimy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. A nie tylko to, chlubimy się też z ucisków, wiedząc że ucisk wywołuje cierpliwość, a cierpliwość doświadczenie, doświadczenie zaś nadzieję”.

Łaska Boża, pisze Paweł, to nie tylko wspaniała wieczność – nadzieja chwały Bożej. Choć oczywiście, ona jest i jest naszą tożsamością i mamy prawo a nawet powinniśmy żyć tą perspektywą. Jednak, jest coś jeszcze. To również łaska – bo tak nazywa ją Paweł – cierpienia, czy kosztownego doświadczenia naszego naśladowania Chrystusa. Łaską jest nie tylko cel, ale i droga. Wieczność, ale i życie. A w tym życiu próby i doświadczenia. To też łaska, pisze Paweł.

Zaczyna się od ucisku (nacisku), czyli doświadczenia, w których coś wywiera na nas presję, czy nas uwiera, fizycznie lub duchowo. W nowym niebie i nowej ziemi go nie będzie (Obj 21:4). Choć myślę, że jakieś wyzwania będą, bo bez wyzwań nie ma rozwoju. Ale będzie to jakoś inaczej. Niemniej, dzisiaj ów rozwój dokonuje się właśnie poprzez ucisk. I inaczej nie było i nie będzie. Wiedzą o tym najlepiej muzycy i sportowcy, ale dotyczy to wszystkich dziedzin życia. Wszelki rozwój dokonuje się poprzez dyscyplinę, ćwiczenie, a wszelkie ćwiczenie się w czymś, czyli doskonalenie – w tym i ćwiczenie w pobożności (1 Tm 4:7) – wymaga przełamywania się, przekraczania starych granic, sięgania dalej – a w tym wszystkim – zgody na ból. Ból zmiany, rezygnacji z wolnego czasu, odpoczynku, wyboru łatwiejszej drogi, przyjemniejszego spędzania czasu, i ten zupełnie fizyczny, związany ze zmianami w naszym ciele. Musisz zapłacić cenę za rozwój. Inaczej on nie przychodzi.

Co więc ćwiczysz, aby rozwijać się w pobożności? Jaki ból przełamujesz? Wcześniejszego wstawania, aby poświęcić czas na czytanie Biblii i modlitwę? Lęku przed jasnym opowiedzeniem się za Chrystusem i Jego wartościami, czy prawdą Słowa Bożego w pracy? Szkolenia się w mądrym i opanowanym odpowiadaniu osobom, dla których wszelka wiara jest głupia i wsteczna? Cierpliwości względem rodziny, dla której jesteś sekciarzem i heretykiem? Błogosławieństwa tym, którzy tobą pogardzają? Własnej chciwości i skąpstwa wobec ofiarowywania hojnie na Bożą sprawę? Znoszenia w zborze z życzliwością w sercu tych, którzy wciąż niedojrzale i niesprawiedliwie oceniają innych, w tym ciebie?

A może nie doświadczasz tego bólu? Jeśli go nie ma, twoja nadzieja nie jest poddawana doświadczeniu. Jest słaba i zawiedzie. Jest niezahartowana, i okaże się krucha. Nie warto pozbawiać się łaski prób, bo to łaska – i prowadzi do nadziei, która nie zawodzi!

Dalej apostoł Paweł pisze o cierpliwości. Czyli: musimy się do tych prób przyzwyczaić. Dać sobie czas. Zmiany nie pojawią się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. One przyjdą, ale w czasie. Może po roku, a może niektóre po dziesięciu latach? Są pewnie i takie i takie. Pomimo rozpraszaczy i zwątpienia mamy uzbroić się w cierpliwość. List do Hebrajczyków 11:13 tak charakteryzuje bohaterów wiary: „Wszyscy oni poumierali w wierze, nie otrzymawszy tego, co głosiły obietnice, lecz ujrzeli je i powitali z dala”. Wierzyli, czyli nie zwątpili w to, na co czekali, choć to nie przyszło. „Powitali z dala” - czyli nie doczekali – ale również nie stracili wiary.

„Ucisk wywołuje cierpliwość”. Musimy to przejść. Aby wierzyć. Bóg chce, abyśmy czekali. Tak jak starotestamentowi bohaterowie wiary czekali na pierwsze przyjście Jezusa, tak my mamy czekać na drugie. I wcale nie jest pewne, że On przyjdzie zanim umrzemy. Jeśli nie przyjdzie – mamy powitać Go z dala. Umrzeć w wierze.

Zdolność oczekiwania to zdolność inwestowania pomimo zniechęcenia i nachodzących wątpliwości. To wysiłek w nadziej zwrotu, którego nie widać. To oparcie się na obietnicy, że on przyjdzie, choć jeszcze nie widać, że przyjdzie. Do takiej właśnie postawy wzywa nas nasz Pan w przypowieści o minach, gdzie swoim sługom poleca, aby „obracali nimi, aż powrócę” (Łk 19:13).

W końcu, cierpliwość prowadzi do „doświadczenia” czyli dojrzałej stabilności. Czym jest doświadczenie? To gwarancja fachowości, powodzenia, rzetelności, pomimo przeciwności i niespodziewanych trudności. Doświadczony nauczyciel poradzi sobie z każda klasą. Doświadczony hydraulik z każda rurą, lekarz czy informatyk z każdym wirusem, a pastor z każda herezją, czy duszpasterskim problemem. Doświadczenie dlatego właśnie jest w cenie. Kosztuje całe życie, albo wiele, wiele lat. Sprawia, że ktoś jest przewidywalny i stabilny. Daje nam uzasadnione poczucie zaufania i prawo do bycia spokojnym.

Chcesz być doświadczonym chrześcijaninem? Wypróbowanym w jakiejś dziedzinie chrześcijańskiej służby? Gościnności, uczniostwie, zachęcie, może prowadzeniu nabożeństwa, czy grupy biblijnej, ofiarności, pracy z dziećmi, seniorami, czy potrzebującymi, głoszeniu kazań lub składaniu świadectwa, sprzątaniu zboru lub trosce o jego budynek, planowaniu zborowych wydarzeń, czy obozów? Jeśli chcesz, a powinieneś chcieć, to powinieneś się przygotować na długi proces. Od nacisku, przez cierpliwość, do dojrzałości.

Niedawno spotkałem się z bardzo ciekawym wykresem opisującym tzw. efekt Duninga-Krugera. Otóż osoby niewykwalifikowane mają tendencje do przeceniania swoich zdolności, podczas gdy osoby wysoko wykwalifikowane do powściągliwości w tej mierze, a nawet zaniżania samooceny. Wykres dochodzenia do dojrzałości rozpoczyna się od szczytu zarozumialstwa – gdy po opanowaniu pierwszych umiejętności wiele osób dochodzi do wniosku, że to nic trudnego i są przekonani o własnej kompetencji (niesłusznie). Następnie pojawia się dół rozpaczy – doświadczenie klęski, niepowodzenia, gdy pryska iluzja szybko zdobytego mistrzostwa. Kolejny etap to wdrapywanie się w prawdzie – powolny proces zyskiwania faktycznych umiejętności, po którym pojawia się wyżyna stabilności, czyli etap solidnej kompetencji.

Gdzie jesteś w swoim doświadczeniu wiary? W swojej służbie? W swoim powołaniu? Przejdź szczyt zarozumialstwa jak najszybciej; nie daj się zatrzymać w dole rozpaczy – a szatan zapewne będzie chciał cię tam jak najdłużej. Wdrapuj się wprawdzie, krok po kroku, ciesząc z każdej dobrej zmiany; a kiedy zyskasz wyżynę stabilności, jestem przekonany, że pokornie, jak Paweł, wyznasz, że „wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Flp 4:13), lub iż „z łaski Bożej jestem tym, czym jestem, a łaska jego okazana mi nie była daremna, lecz daleko więcej niż oni wszyscy pracowałem, wszakże nie ja, ale łaska Boża, która jest ze mną” (1Kor 15:10).

Idź więc! Nie daj się zatrzymać! Nie bój się, ale przyjmij jako konieczny koszt, ze to będzie oznaczało ból. Że jest konieczny i dobry, bo prowadzi do błogosławionego stanu dojrzałości, który obecnie, gdy jesteśmy w tych zepsutych ciałach, MUSI oznaczać przezwyciężanie siebie. Bądź cierpliwy, a zyskanie doświadczenia w sprawach Bożego Królestwa niech będzie dla Ciebie zachętą, aby się nie zatrzymywać, ale nieustannie zyskiwać doświadczenie. A twoja nadzieja będzie miała silne zaplecze. I cię nie zawiedzie.

To nadzieja oparta na ponadnaturalnym działaniu Ducha Świętego

O tym mówi werset Rzymian 5:5. Doświadczenie wywołuje „nadzieję, a nadzieja nie zawodzi – dlaczego? - bo miłość Boża jest rozlana w sercach naszych przez Ducha Świętego, który jest nam dany”.

Zwróćmy uwagę, że nadzieja, o której pisze Paweł, to nadzieja, którą właśnie opisaliśmy: oparta na naszej tożsamości w Chrystusie, na faktach łaski, ale również wywołana przez doświadczenie wiary. Kiedy jednak apostoł Paweł pisze DLACZEGO ona nie zawodzi – to choć widzimy, iż konieczne jest nasze posłuszeństwo, nie ono jest gwarantem skuteczności naszej nadziei. Gwarantem jest Duch Święty, który rozlewa w naszych sercach miłość Bożą – sercach, które przyjęły fakty łaski i sercach, które towarzyszą nam w naszych próbach.

Jest w tym jakaś szczególna mądrość. Tak, pisze Paweł, musisz zostać usprawiedliwiony. Musisz przyjąć ewangelię. Musisz przejść swoje. Ale na koniec nie uzyskujesz po prostu własnej dojrzałości. Na koniec nie zyskujesz po prostu tego, co sam sobie wypracowałeś – choć pracować musiałeś, aby dojść do tego momentu. Na koniec otrzymujesz prezent, nagrodę. Szczególne działanie Ducha Świętego. Działanie, które jest tutaj obiecane wszystkim tym, którzy przejdą wcześniejszy proces.

To działanie Ducha jest dalej opisane w wersetach od 6 do 11. „Wszak” z w. 6 odnosi się do miłości Bożej z wersetu 5. Duch Święty w swoim działaniu na nasze serca używa więc zarówno znajomości Ewangelii jak i naszego doświadczenia wiary. To oznacza, że potrzebujemy wierzyć w Ewangelię cały czas. Ale to oznacza, że to On sam daje nam ponadnaturalnie doświadczyć owej miłości. On ją nam tłumaczy; On ją dla nas czyni czymś cennym, pięknym, ważnym. To On, nie my. To On „rozlewa” w naszych sercach ową świadomość Bożej przychylności, akceptacji, łaskawości. To Jego dar.

Ceńmy go. Taka nadzieja przecież nie może zawieść. I nie zawodzi. A jest dla nas dostępna! Możemy jej doświadczać! Bądźmy więc zachęceni i zmotywowani, aby iść i do tego momentu dochodzić. Zyskiwać ten szczególny dar doświadczenia rozlewania w naszych sercach miłości przez Ducha Świętego. Niech nas Bóg w tym błogosławi, Amen.