Czym jest dojrzewanie? Czy wystarczy żyć długo – i niejako automatycznie, poprzez sam upływ czasu – i dojrzałość się pojawi? Na co zwracamy uwagę stwierdzając, że niektórzy stosunkowo młodzi ludzie są już nazywani dojrzałymi – a nawet bardzo dojrzałymi - jak na swój wiek? Co właściwie chcemy przez to powiedzieć? Czym różni się dojrzałość od braku dojrzałości?
Czy każdy chrześcijanin dojrzewa? A jeśli tak, po czym to poznać? I po czym poznać, że jednak owej dojrzałości komuś brakuje? W tym konkretnie – mi?
Te pytania są szczególnie ważne w naszej kulturze, która dojrzałości nie ceni. Raczej, ceni dziecięcość. Nie spotykamy zbyt wielu zachęt do rozwoju, brania odpowiedzialności. Raczej, wszyscy nam radzą jak najdłużej i najpełniej cieszyć się życiem, przerzucając odpowiedzialność za życie na innych – podobno mądrzejszych, bardziej kompetentnych. Można by nawet znaleźć werset, który to potwierdza – mamy wszak stać się jak dzieci – a nie jak starcy – aby wejść do Królestwa Niebios (Mt 18:3). Być może wynika to też z tempa zmian? Osoby starsze niekoniecznie uważamy za mądrzejsze – bo to ci młodzi zazwyczaj lepiej radzą sobie z wszystkimi nowinkami, z których składa się coraz bardziej nasze życie. Czy więc dojrzałość nie wiąże się już dzisiaj z wiekiem? Może dziś z wiekiem mądrość tracimy, a nie zyskujemy? Jaka jest relacja dojrzałości do mądrości?
Czym jest dojrzałość?
Zacznę więc od definicji dojrzewania. Najogólniej mówiąc, to proces zmian na lepsze. Płynie czas, ale nie na marne. Sprawia, że pojawia się coś bardziej korzystnego, niż było. Dojrzałość więc, to skutek owych zmian na lepsze uchwycona po jakimś czasie: coś (lub ktoś) było słabsze, głupsze, płytsze, węższe, stało się mocniejsze, mądrzejsze, głębsze, szersze. Na poziomie natury: dojrzewanie to proces, w wyniku którego pojawiają się owoce na drzewach i krzewach: z niejadalnych, o ile się rozwiną, rosną i stają się smacznym i zdrowym błogosławieństwem dla siebie i innych. Na poziomie ludzkim, dojrzewanie to również zmiany na lepsze. Zmiany, w toku których pojawia się w nas zdolność radzenia sobie z wyzwaniami okoliczności, oporem materii, czy niechęcią innych ludzi, ze zwątpieniem, słabością, trudnymi pytaniami. To proces, na końcu którego potrafimy uchwycić sedno problemu w gąszczu różnych zależności i wskazać właściwe rozwiązanie; nie dać się zniechęcić, umieć pozyskać ludzi, pomimo ich wrogości, czy zrozumieć pomimo ich niezdolności właściwej komunikacji własnych uczuć. W końcu, to proces, poprzez który rozumiemy samych siebie lepiej i umiemy krytycznie spojrzeć i na siebie. Przyjąć napomnienie, krytykę, trudną radę. Podnieść się, gdy upadliśmy; powstać, gdy słusznie znaleźliśmy się na dnie
To owoce zazwyczaj spowodowane bolesnymi lekcjami przeszłości, czyli doświadczeń. Ale również bardzo często również związane z powtarzaniem czegoś niezliczoną ilość razy. Człowiek doświadczony, to ktoś, kto powtórzył jakąś sekwencję, proces, działanie, tak wiele razy, że wypróbował wszystkie ewentualności i stąd wie – bo się nauczył – jak zrobić to najlepiej. Jeśli jest to jakaś fachowa praca, ma wyrobioną bezbłędnie motoryczną pamięć. Jego ruchy są oszczędne, ale całkowicie skuteczne. Na pewno z podziwem nie raz oglądaliśmy takie osoby – mistrzów szewskich, murarzy, tynkarzy, tokarzy, którzy pewnym ruchem tworzyli dokładnie to, co chcieli. Podobnie doświadczeni pedagodzy – którzy spokojnym głosem potrafią, nie tylko wzbudzić szacunek w klasie pełnej młodzieży, ale również zaciekawić i nauczyć. Podobnie lekarze, czy różnorodni doradcy. Pytają, myślą, radzą. I trafiają w sedno.
Czym jest dojrzałość duchowa?
A czym jest dojrzałość duchowa? Doświadczenie wiary rodzące owoc? Przeczytajmy wspólnie fragment z 1 Listu Jana 2, który o tym mówi:
(12) Piszę Wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego. (13) Piszę wam ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Piszę wam młodzieńcy, gdyż zwyciężyliście złego. (14) Napisałem wam, dzieci, gdyż znacie Ojca. Napisałem wam, ojcowie, gdyż znacie tego, który jest od początku. Napisałem wam, młodzieńcy, gdyż jesteście mocni i Słowo Boże mieszka w was i zwyciężyliście złego.
Zanim omówimy poszczególne wersety, spójrzmy na ten fragment jako na całość i na jego wewnętrzny porządek.
Po pierwsze, zwróćmy uwagę na kontekst. Zarówno przed nim jak i po nim św. Jan pisze o poważnych wyzwaniach chrześcijańskiego życia. Pierwsza część tego rozdziału to nauczanie o Jezusie, jako Bożym przebłaganiu za grzechy, ale również potrzebie posłuszeństwa (przestrzegania przykazań), miłości i wybaczenia. Natomiast bezpośrednio po nim Jan pisze o wielkiej pokusie, jaką jest miłość do świata z tym wszystkim, co ma do zaoferowania, by następnie omówić temat antychrysta i odstępstwa.
Powyższy fragment wydaje się miejscem zachęty i pokrzepienia. Tak jakby Jan mówił: tak, na tym właśnie polega chrześcijaństwo. Nie jest ono proste. Ale spójrz – Bóg daje Ci drogę. Nie wszystko musisz opanować od razu. Idź nią, rozwijaj się, a Bóg przyda Ci wszystkiego, co jest konieczne dla zwycięstwa.
Po drugie, zwróćmy uwagę na upływający w nim czas. Jan pisze o dzieciach, młodzieńcach i ojcach. Oznacza to, że widzi te trzy etapy duchowego życia i w każdym z nich pewne określone ważne zadania do realizacji. Myślę, że to wielka ulga. To oznacza, że nie wszystko mamy opanować od razu. Raczej, wygląda to trochę jak materiał w szkole: jest zaplanowany w określony sposób, aby dziecko potrafiło sobie z nim poradzić. Są tematy na klasę pierwszą, drugą i trzecią. I jest to czymś bardzo właściwym i słusznym. Tak, oczywiście, trzeba się zmierzyć z tymi zadaniami – ale ktoś je ułożył tak, aby było nam łatwiej sobie z nimi poradzić. Podobne widzę nauczanie tego fragmentu: dzieci mają wejść w swoją tożsamość, nauczyć się tego, jak Jan opisuje ten etap dojrzałości. Wtedy dopiero pójść dalej, do kolejnych etapów.
Ale również, w tym upływającym czasie kryje się i wyzwanie. To bowiem oznacza, że zmiana powinna ZACHODZIĆ. Że nie powinniśmy całe życie powtarzać pierwszej (duchowej) klasy. Raczej, że powinniśmy iść do przodu. Coś osiągać i zyskiwać przygotowanie do kolejnych kroków.
Po trzecie, zwróćmy uwagę na to, że w każdym z tych trzech etapów chodzi o to, by doświadczać życia Z WIARĄ. Chodzi o to, by wszystkie te doświadczenia, jakie mamy przejść, przechodzić ufając Bogu. Doświadczając w nich Bożego zaopatrzenia i działania. Innymi słowy: przechodzić przez nie, ufając w Boże obietnice, zdając się na Boże prowadzenie, szukając Jego obecności i mocy. To wydaje mi się sednem tego, czym jest duchowa dojrzałość. Nie wystarczy żyć i być nawróconym.
Po czwarte, te rodzinne pojęcia pokazują nam, że mamy w tym wszystkim być razem, być wspólnotą. Nie tylko dzieci dla dzieci, młodzieńcy dla młodzieńców, ojcowie dla ojców. To może być atrakcyjne, dopóki mamy te same tematy, ale w pewnym momencie okaże się niewystarczające. Staniemy wtedy w miejscu. Nie będziemy mieli przykładu, co dalej. I albo wtedy się zatrzymamy, albo uznamy, że w chrześcijaństwie żadnego „dalej” nie ma, co sprawi, że w życiu, które zmusi nas do kolejnych kroków, oddalimy się od Boga. Dlatego tak bardzo cenię nasze wielopokoleniowe zbory. Potrzebujemy siebie nawzajem. Każde pokolenie potrzebuje świadomości i zachęty, które otrzymuje poprzez wspólnotę z pozostałymi. Wtedy pomagamy sobie, jesteśmy świadectwem, wzmacniamy i zachęcamy.
Po piąte, zwróćmy uwagę na zmieniony porządek. Jan najpierw mówi o dzieciach, potem o ojcach, a następnie o młodzieńcach. Dlaczego? Wydaje mi się, że chce pokazać najpierw początek, a następnie koniec duchowej dojrzałości – i w tym kontekście uwypuklić konieczny etap środkowy. Kiedy go omówimy, mam nadzieję, że zobaczymy dlaczego.
Po szóste, zwróćmy uwagę, że Jan pisze o tych trzech etapach dwa razy. Znów, można zapytać – dlaczego? Wygląda na to, że chce niektóre z nich uzupełnić o dodatkowe informacje. Dodaje nowe określenia, byśmy zrozumieli więcej, głębiej, co właściwie jest naszym zadaniem na tym etapie.
Co więc mają zrozumieć dzieci, młodzieńcy i ojcowie?
Jak być duchowym dzieckiem?
Dojrzałość duchową musimy rozpocząć od doświadczenia łaski. To punkt wyjścia i nic innego: piszę Wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego (w. 12). Tej lekcji nie da się w żaden sposób ominąć. Naszym najbardziej dotkliwym duchowym brakiem jest grzeszność. Stając się chrześcijanami musimy to zrozumieć i jednocześnie nie próbować się samemu usprawiedliwić. Odpuszczenie grzechów – to najważniejszy skarb i dar, jaki dostaje chrześcijanin na początku swojej drogi. To źródło siły, zachęty, pokrzepienia. Tak wiele jeszcze pozostaje do zmiany! Tak wiele braków widać i tak często wydaje się, że są to rzeczy, których ruszyć się nie da. Dlatego tak ważne jest to, by być zupełnie pewnym tego, że odpuszczenie grzechów istnieje. Że można zaczynać od nowa. Że Bogu się nie nudzi i nie jest mną zirytowany. Że jesteśmy wyposażeni na nową drogę z Nim w ten szczególny sposób: Oto On odpuszcza nasze grzechy i jest to prawdziwe, skuteczne i nieograniczone!
Jest jednak również przyczyna – bardzo konkretna, która wskazuje nam u kogo mamy tego odpuszczenia szukać. To „jego imię” - czyli imię Jezusa, o którym wcześniej Jan mówił, że „jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy” (2:1), który „jest ubłaganiem za grzechy nasze. A nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata” (2:2).
Gdzie szukasz odpuszczenia? Czy go w ogóle szukasz? Czy doświadczyłeś odpuszczenia? A może próbujesz sam siebie odkupić? Sam zastąpić swoimi dobrymi uczynkami to zło, którego masz świadomość? To droga donikąd. Nie jesteś jeszcze nawet dzieckiem duchowym. Po prostu, nie można być prawdziwym chrześcijaninem bez doświadczenia łaski. Bez doświadczenia opisanego przez ten werset: dostąpienia odpuszczenia grzechów dla imienia Jezusa Chrystusa. To podstawowy krok na ścieżce wiary i żaden inny go nie zastąpi.
Więcej: to doświadczenie, które musi z nami pozostać na całe życie. Nie jest bowiem tak, że przestaniemy – gdy będziemy dojrzalsi – tego potrzebować. Raczej, wiedząc o tym i doświadczając tego, będziemy w stanie pójść dalej – ale nigdy nie będzie tak, że to doświadczenie będzie nieistotne. Czy bowiem przestajemy grzeszyć? „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy i prawdy w nas nie ma” (1:8) – pisze Jan. I jeszcze twardziej: „Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z niego robimy i nie ma w nas Słowa jego” (1:10). Jak to więc jest z tobą? Czy pamiętasz i korzystasz z tego, że jest odpuszczenie twoich grzechów w imieniu jego? A może żyjesz w fikcji, że już tego nie potrzebujesz?
To doświadczenie łaski opisuje nieco inaczej werset 14: Napisałem wam, dzieci, gdyż znacie Ojca. To również opis Bożej łaski. W jakimś sensie nawet głębszej, choć oczywiście tej samej. Tak, to prawda, że odpuszczenie grzechów jest w Imieniu Jego – Jezusa Chrystusa. Ale to nie wszystko co ważnego można powiedzieć o Bożej łasce. Bowiem w Synu, który daje nam przebaczenie, widzimy właśnie miłość Ojca, która go nam dała (J 3:16).
Ten Ojciec pojawia się w 1 Liście Jana kilka razy. Po raz pierwszy w 1:2 – widzimy Go jako tego, który w sobie ma wielki dar żywota wiecznego. Ten dar łączy się, w kolejnym wersecie, ze społecznością Ojca z Jego Synem Jezusem Chrystusem, która – co bardzo ważne – rozlewa się szeroko, bowiem jest społecznością nie tylko tej wyjątkowej, odwiecznej bliskości dwóch osób Trójcy – ale również wspólnota, do której zapraszają wszystkich właśnie przez przyjście Syna na ten świat.
Oznacza to, że wspólnota, którą mamy w Bogu, przymierze, dostęp, bliskość, więź dana nam przez przebaczenie grzechów – nie jest jakąś własną inicjatywą Syna, wbrew surowemu Ojcu. Nie. Widzimy harmonię, spójność intencji i planów między nimi. Miłość Ojca widzimy w ofiarowaniu się Syna. Bóg, sam Bóg, chce być dla nas Ojcem – chce kochać, dawać siebie, być nam przychylny i bliski. Dowiódł tego nie przez same Słowa, choć oczywiście powinniśmy w nie wierzyć, ale poprzez działanie.
Być może czasem nie wiesz, jak w zasadzie Bóg do Ciebie się odnosi. Czy Ciebie lubi, szanuje, prowadzi? Ma dla Ciebie plan, jakieś powołanie, choćby najmniejsze, ale osobiste – skrojone specjalnie dla Ciebie? Odpowiedzią jest Syn. W Synu okazał Ci miłość. Potwierdził swoją życzliwość. Może patrząc na inne wydarzenia w Twoim życiu, czy historii świata w ogóle, nie wiesz co o Nim myśleć. Popatrz na Syna. On chce, abyś w Nim poznał Jego. I związał się wiarą, na dobre i na złe, w ufności w Jego przebaczenie i miłość.
Jak być duchowym młodzieńcem?
Drugi etap, który opisuje Jan, to bycie młodzieńcem. To słowo określa kogoś zaangażowanego w różne obowiązki, ale jeszcze nie samodzielnie, raczej jako służący, ktoś terminujący, uczący się u osoby dojrzałej, kto wkracza w dorosłość, już się z nią mierzy, ale jeszcze nie potrafi jej sprostać.
Jan pisze o duchowych młodzieńcach, jako osobach, które „zwyciężyły złego” (w. 13 i 14). Zwyciężanie zakłada stanięcie do walki. Nie zwycięży ten, to nigdy nie walczy, kto zawsze się wycofuje i nigdy nie ryzykuje. Werset ten widzę więc, jako wskazanie, że chrześcijanin MUSI walczyć. Nie ma innej opcji. Być może jako dziecko cieszysz się z Bożej ochrony, przebaczenia w Synu, miłości Ojca – i myślisz, że na tym polega chrześcijaństwo? Tak, na tym polega – również. Między innymi. Na etapie dziecka. Ale kolejne etapy rozwoju zakładają wyjście z tego obszaru bezpieczeństwa i zmierzenie się z różnymi wyzwaniami życia.
Ta walka na pewno wielokrotnie będzie przegrana. Uczą nas o tym zarówno święci Starego Testamentu, jak i apostołowie Nowego. I jedni i drudzy w swoim życiu wiary doświadczali porażek. Abraham przestraszył się faraona i udawał brata Sary, Mojżesz nie wszedł do Ziemi Obiecanej, Dawid zgrzeszył z Batszebą. Piotr zaparł się Jezusa, Tomasz nie uwierzył świadectwu o zmartwychwstaniu, Paweł pokłócił z Barnabą, a Tymoteusz pomimo wielkich poświęceń walczył z lękliwością. Walka więc bywa przegrana. Przegrana znów, ze względu na przebaczenie, wzmacnia nas – o ile dzięki niemu wstajemy na nogi – w doświadczeniu łaski i skuteczności krzyża. Jednak Jan zwraca uwagę na zwycięstwo. Aby faktycznie doświadczyć łaski w nowy, potrzebny sposób, powinniśmy nie tylko znać smak porażki – i podniesienia przez przebaczenie w imieniu Jezusa – ale również zwycięstwa, czyli mocy Jego zmartwychwstania: mocy Nowego, która w nas działa.
Myślę, że to bardzo ważne. Brak tego doświadczenia tworzy bezradne chrześcijaństwo. Teologię usprawiedliwiającą słabość, brak nadziei, przerażenia światem. Buduje postawę ucieczki, wycofania, lęku. Ostatecznie jest świadectwem raczej siły grzechu niż mocy łaski. Pomimo różnych wytrychów dotyczących przyszłości, uczy raczej o przegranej Chrystusa ze światem, niż na odwrót. I przez to nie każe się spodziewać zbyt wiele w naszym życiu. Zachowaj zbawienie, wytrwaj do końca – to najwięcej, na co możesz liczyć. Czy faktycznie właśnie o to chodziło Jezusowi, gdy uczył nas się modlić „Święć się Imię Twoje, Przyjdź Królestwo Twoje, Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”?
Doświadczenie zwycięstwa jest bardzo ważne. Zmienia perspektywę. Na upadek, na słabość, na porażki. Tak, one są częścią chrześcijaństwa i nurty chrześcijaństwa, które temu zaprzeczają, są po prostu nieprawdziwe. Są i będą. Ale równie prawdziwe jest zwycięstwo. Boża moc, działająca w nas: moc zmartwychwstania, dzięki której nie tylko Chrystus zasiadł po prawicy Ojca ponad wszelką mocą i imieniem w tym wieku i przyszłym, na niebie i na ziemi, ale również i my wierzymy (Ef 1:19-23). I wierząc, mamy wiedzieć, jak wielka to moc, która działa nie gdzieś daleko, ale właśnie w nas.
Jakie jest Twoje doświadczenie łaski? Czy znasz smak zwycięstwa? Zwycięstwa modlitwy o nawrócenie jakieś osoby, która była bardzo daleko od Boga – po wielu, wielu latach upartego wołania o nią? Zwycięstwa nad grzechem, który wydawał się nie do przezwyciężenia? Zwycięstwa zmiany Twojej postawy lub charakteru, która nawet Ciebie zadziwia? Zwycięstwa zmiany okoliczności, które wydawały się niemożliwe do ruszenia? To zwycięstwo nie będzie Ci dane we wszystkich obszarach życia. Ale Bożą wolą jest, abyś znał jego smak. Aby było w twoim doświadczeniu w czymś na tyle, byś wiedział, że On faktycznie ma władzę i mógł o tym zaświadczyć.
Aby tak było, aby to doświadczenie było częścią naszej historii życia, w wersecie 14 Jan dodaje: „jesteście mocni i Słowo Boże mieszka w was” – i w związku z tym „zwyciężyliście złego”. Po pierwsze więc, młodzieńcy, którzy zwyciężają złego są mocni. To greckie słowo oznacza zmężnienie, stan wynikający z ćwiczeń i prób. Tak jak wspaniali rzemieślnicy, o których pisałem na początku, tak jak najlepsi muzycy i sportowcy, tak i młodzieńcy, aby zwyciężyć złego, muszą nastawić się na dyscyplinę i trening. Jaką masz perspektywę? Nie daj się zniechęcić po pierwszej, drugiej, a nawet 50 walce. Masz zmężnieć. Nabrać wprawy. Nauczyć się przez wielokrotne powtarzanie. Zwycięstwo przyjdzie – ale nie od razu. Miej więc właściwą perspektywę – perspektywę treningu!
Po drugie, Jan pisze, że „Słowo Boże w nich mieszka”. Zwróćmy uwagę, że nie pisze: „Słowo Boże ich odwiedza”, czy „jest najbardziej honorowym gościem”. Nawet najbardziej oczekiwany gość nie ma tylu praw, co domownik. Zmiany ze względu na gościa zawsze są chwilowe. Po jego wizycie wszystko wraca do starej rutyny. Słowo Boże ma w nas mieszkać: ma być domownikiem w nas, który ma prawo reorganizować nasze wnętrze. Jak je traktujesz? Jakie ma w Tobie prawa? Ile zmienia? Jak Ciebie kształtuje?
Jak być duchowym ojcem / matką?
I ostatni etap. Według Jana, nie tylko mamy rozumieć przebaczenie i miłość Bożą, nie tylko nauczyć się – pośród klęsk – zwyciężać złego, ale również „poznać tego, który jest od początku” (w. 13 i 14). Tak rozpoczyna się cały 1 List Jana: „Co było od początku, co słyszeliśmy, co oczami naszymi widzieliśmy (…) o Słowie żywota (…) to i wam zwiastujemy” (1:1-3). Jan znał Jezusa w Jego wcieleniu, służbie na ziemi. Ale jednocześnie w swoim poznaniu Jezusa sięgnął najdalej, o czym w piękny sposób świadczy jego prolog w Ewangelii. Widział w Nim tego, który jest od początku: odwieczne Słowo, które było u Ojca, przez które wszystko zostało stworzone (J 1:1-3).
Ostatni więc etap dojrzałości to poznanie Boga objawionego w Jezusie Chrystusie nie tylko w jakimś konkretnym wycinku życia, nie tylko w Jego mocy, ale jako Boga, który jest od początku. Boga stwórcę, ale również Boga, który ma swój plan, który od początku do końca realizuje. To poznanie Boga w Jego stałości i wierności; w nieustępliwości dokonywanie tego, co zamierza. Tego, który siedzi na swym tronie, który zna wszystko i wszystko może – w dynamice historii, zmiennych kolejach naszego życia. Tego, który słowami Pawła, nawet w najtrudniejszych sytuacjach „we wszystkim współdziała ku dobremu” (Rz 8:28): zarówno w porażkach jak i zwycięstwach, zarówno mocy zmartwychwstania jak i przebaczenia, w miłości Ojca, mocy Ducha, dzięki dziełu Syna – okazuje się wierny i godny zaufania.
Tacy ludzie, którzy przeżyli wiele, którzy przeżyli to z wiarą – i mogą o tym zaświadczyć – są wielkim skarbem kościoła. Są osobami, które wzmacniają w walce młodzieńców i pokazują dzieciom, jak daleko można zajść w życiu z Bogiem. Są osobami, które nie dały się zgorzknieniu, narzekaniom, słabościom ciała; które wiedzą, że „jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny” (2 Kor 5:1); które nie upadają na duchu, bo choć zewnętrzny ich człowiek niszczeje, to jednak ten wewnętrzny odnawia się z każdym dniem (2 Kor 4:16). Tacy ludzie dają nadzieję i zachętę swoim istnieniem, świadectwem życia; są żywym dowodem na Boże zwycięstwo, które sięga poza chorobę i śmierć, dowodem siły przebaczenia i łaski. To wyjątkowe błogosławieństwo kimś takim być i kogoś takiego w zborze mieć. Wielkie, Boże oręże Kościoła w walce ze zniechęceniem, prześladowaniami i przeciwnościami.
Czy jesteś Ojcem – lub Matką – wiary? Czy możesz swoim życiem zaświadczyć o Bożej wierności? Czy to widać w twojej postawie, modlitwach, słowach i postawie? Miej taką ambicję, by kimś takim właśnie być! Nie daj się zniechęcić, osłabić, zastraszyć. Bądź wielkim świadectwem Bożej wierności!
Bądźmy więc dojrzali!
To Boży plan dla naszego życia. Plan, nie tylko rozwijający nas, ale czyniący z nas błogosławieństwo dla Kościoła i jego świadectwa wobec świata. Plan oparty nie na ewangelizacji słowami, choć ich oczywiście nie wykluczający, ale na ewangelizacji zmianami, jakich dokonuje w nas wiara w Boga. Plan dobry i błogosławiony. Plan nie dający nam zgnuśnieć i skupić się na sobie samym. Plan na każdy dzień wskazujący zadania i cele. Niech będzie błogosławieństwem dla nas wszystkich, Amen.