fbpx

Podtrzymanie gorliwości

Pragniemy zaś, aby każdy z was okazywał tę samą gorliwość dla zachowania pełni nadziei aż do końca, Hbr. 6:11

Nasza osobista gorliwość w różnych sprawach, a też przede wszystkim w wierze, przypomina fale na oceanie, przebiega w sposób zróżnicowany, raz jest na szczycie, drugim razem na dnie aktywności. Z różnych względów trudno jest utrzymać gorliwość dla Pana zawsze na najwyższym poziomie. Wpływ na to mają przyczyny płynące z nas, jak też i czynniki zewnętrzne.

Gorliwość świeżo nawróconych

Każdy wierzący doświadczył momentu nawrócenia i narodzin ogromnej miłości do Boga. Najczęściej w tym momencie otwierają się przed naszymi oczami niesamowite perspektywy, każda chwila cieszy i raduje a spędzenie dnia wśród wierzących wydaje się najwspanialszą rzeczą na świecie.

Te pierwsze chwile po nawróceniu przypominają też jednak realizację przysłowia o słomianym zapale. Wdzięczność dla Boga, za cud naszego nawrócenia prowadzi do zdominowanej miłością pragnienia zaangażowania wszystkich sił w służbę dla Boga, skoro On tak wiele zrobił dla mnie, to mój czas w pełni należy do Niego. To pierwsze zauroczenie wiarą i gorliwością dla Boga jest czymś niezmiernie cennym, w zasadzie niepowtarzalnym i gdy odpowiednio tej gorliwości nie podtrzymamy, to wcześniej, czy później coś lub ktoś zacznie przejmować inicjatywę w życiu, a naturalny proces „zgorszenia” czasami sprawia, że po paru latach od nawrócenia nie ma już śladu tego wielkiego entuzjazmu do służby z początku wiary.

W tym pierwszym momencie rozwoju wiary dużo zależy nie tylko od nas samych, ale też od współwierzących i liderów zborowych. Duszpasterze mają tutaj ogromne zadanie, aby podtrzymać ten entuzjazm, a też dać mu trwałe i sprawdzone fundamenty tak, aby pomimo różnych zawirowań, gorliwość dla Boga była „raczej” w trendzie wznoszącym niż opadającym. Przypominać to musi trochę naukę chodzenia dziecka. Gdy zrobi pierwszy krok, to chce jak najszybciej chodzić, a często jego aktywność prowadzi do destrukcji wkoło niego. Dopiero mądrzy rodzice potrafią tę aktywność dziecięcą nakierować na właściwe tory. Z tego powodu każdy nowonawrócony potrzebuje takiego mądrego duchowego lidera, który pomoże mu przejść przez ten pierwszy etap rozwoju. Wydaje się, że brak w zborze „systematycznej” opieki duszpasterskiej nad nowo nawróconymi jest jedną ze słabości Kościoła.

Sam entuzjazm to za mało

Funkcjonowanie zbudowane na samym entuzjazmie to zbyt mało, aby nasza gorliwość dla Boga była w trendzie wzrostowym. Po zachwycie wiarą musi przyjść czas na duchowy rozwój młodego chrześcijanina. Musimy nauczyć się oddzielania plew od prawdy, rozpoznawania motywacji do służby innych i twórczego podtrzymywania swojej aktywności w tej dziedzinie. Musimy nauczyć się stawiania kolejnych kroków wiary we właściwych miejscach i kierunku. Ten element budowania uczniostwa jest niezmiernie ważny, dość często zaniedbany w zborach a w dużych trudno jest tym procesem objąć wszystkich „nowych” członków.

Ten proces, o którym mówimy ma dwa wymiary indywidualnego duchowego rozwoju i wejścia w tryby nauczania zborowego i włączenie się w przeróżnego rodzaju projekty i grupy.

Osobiście zawsze podkreślam znaczenie i sens indywidualnego programu duchowego rozwoju. W skrócie ten program jest nazywany cichym czasem. Jeśli zdecydujemy się na konsekwentne realizowanie Cichego Czasu w swoim życiu, poświęcając dziennie jedynie 15 minut na rozważanie i modlitwę, to w wymiarze miesięcznym, rocznym czy wieloletnim, ten wydawać by się mogło krótki czas, ukaże ogromny zakres poświęcony poznawaniu Boga i własnemu rozwojowi.

Gdy się nawróciłem właśnie ktoś wdrożył we mnie ten zwyczaj i codziennie, za wyjątkiem niedzieli, rano mam swój cichy czas. Trwa raz dłużej raz krócej. To właśnie w tym czasie powstają moje przemyślenia, uczę się od Boga jak żyć. Tak prawdę mówiąc wszystkie kazania, artykuły, czy książki opublikowane na mojej stronie internetowej są efektem przemyśleń wtedy powstających.

Cichy czas staje się ogromnym wspomożeniem jako pomoc w pokrywaniu moich słabości, odkrywania woli Boga i zachęty do gorliwości i to nawet wtedy, gdy okoliczności zewnętrzne zniechęcają. To wreszcie modlitwa i szukanie woli Boga w Piśmie Świętym otwiera przed nami Boże perspektywy dla służby i zaangażowania duchowego. To z inspiracji tego czasu rodzi się moja gorliwość dla Boga w służbie. To w tym czasie odkrywam inspirację do aktywnej, twórczej wiary.

Te inspiracje z cichego czasu przekładają się też na dostrzeżenie możliwości na duchowe budowanie w ramach różnorodnych programów zborowych, czy kościelnych. W tym zakresie mamy ogromny zasób wiedzy i pomocy począwszy do miesięcznika, poprzez książki i przeróżne kursy i szkolenia w WBST w Radości.

Nasza gorliwość w służbie i zborze zawsze musi mieć dodatkowe impulsy wspomagające nasze pragnienie służenia Bogu. Od czasu do czasu potrzebujemy Bożego pchnięcia na przód, aby nasza służba i gorliwość rosła, a my abyśmy mogli się znaleźć w coraz to nowym miejscu potrzebującym wsparcia.

Czynniki wewnętrzne i zewnętrzne stojące na drodze gorliwości

Największym wrogiem duchowego rozwoju i budowania gorliwości dla Boga jesteśmy my sami. Cichy czas wymaga od nas systematyczności. Trudno jest codziennie wstać o 6 rano, aby spędzić czas z Bogiem. Zawsze znajdziemy pretekst przełożenia na jutro. Szczególnie trudno to zrobić na urlopie, wakacjach, czy gdy do pracy idziemy na drugą zmianę. Kiedyś, aby mieć więcej czasu rano zrezygnowałem z golenia i zapuściłem brodę. Tym sposobem zyskałem parę minut więcej.

Wracając zmęczony po całym dniu z pracy trudno wyjść na spotkanie grupy, otworzyć książkę duchowo budującą, zapisać się na kurs seminaryjny. Nasza wrodzona niechęć do wysiłku sprawia, że wielokrotnie sami zaniedbujemy swój duchowy rozwój, nie dostrzegając ogromnego potencjału, jakim Bóg nam pobłogosławi. Pokonanie własnego lenistwa jest tutaj główną przeszkodą w duchowym wzroście i rozwoju.

Kolejnym zagrożeniem dla naszego duchowego rozwoju jest rutyna. Cichy czas, zaangażowanie w służbę może przejść od entuzjazmu w rutynę. Robimy coś na pół świadomie, aby jedynie odhaczyć obowiązek. Rutyna zabija też w nas entuzjazm do odkrywania prawdy o Bogu. Nie można służby zborowej traktować jak obowiązków służbowych, które koniecznie należy zaliczyć.

Niewątpliwie każdy lider zborowy odczuwa wypalenie w służbie i okres przygasania gorliwości dla Boga. Jest to proces w zasadzie normalny, wynikający z ludzkiej natury.  Jednak nie mamy prawa ulec tego typu trendom.

Życie w relacjach zborowych wcześniej, czy później prowadzi do zgorszenia, zniechęcenia płynącego od tych, którzy teoretycznie powinni nas wspierać a tego nie robią. W mojej historii służby dla Boga było wiele tego typu elementów, gdy ci, którzy powinni być wsparciem rzucali kłody pod nogi. Relacja z Bogiem, wiedza na temat tego, co przeżywał Jezus w swoim życiu, czego doświadczali apostołowie w służbie, w takich sytuacjach dodawały sił do pokonania tych wszystkich „zgorszeń”.

Ucieczka do przodu

Budowanie gorliwości dla Boga w służbie i wierze jest, jak widać, procesem złożonym, zawierającym wiele radosnych chwil, motywujących elementów, ale też zniechęcających. Przeciwnik nasz zrobi wszystko abyśmy swoją gorliwość dla Boga zawiesili na wieszaku życia.

Budując relację z Bogiem otrzymamy od niego inspirację do duchowej walki i rozwoju, a też zachętę do służby i gorliwości w Bogu. Musimy tylko otworzyć swoje serca na Boga i jego wolę.