Czy nauka zasługuje na szacunek? Czy w praktyce przestrzega deklarowanych przez siebie zasad? Ciekawym głosem w dyskusji nad kondycją współczesnej nauki jest eksperyment, którego dokonał profesor Sokal.
David Alan Sokal jest profesorem matematyki na University College w Londynie i profesorem fizyki na Uniwersytecie w Nowym Jorku. Zajmuje się mechaniką statystyczną i kombinatoryką. Jest również bardzo krytyczny wobec postmodernizmu i jego wpływu na nauki społeczne. Dlaczego?
W 1996 roku Sokal napisał tekst pt. Przekraczanie granic: Ku transformacyjnej hermeneutyce grawitacji kwantowej[1], który został opublikowany w humanistycznym lewicowym periodyku o tytule Social Text wydawany przez Duke University Press, które to wydawnictwo publikuje ok. 120 książek rocznie i 50 artykułów naukowych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ normalną rzeczą jest, że naukowcy publikują w czasopismach naukowych swoje teksty. Opublikowanie okazuje się jednak problematyczne, kiedy zaczynamy czytać ten tekst. Poniżej próbka tego, co zawierał, który cytuję za książką Ochrzcić diabła[2]: „Jak słusznie skomentował Althusser, «Lucan ostatecznie nadaje myśleniu Freuda naukowe koncepcje, których ono wymagało». Topologie du sujet Lucana zostały zastosowane skutecznie w krytyce filmowej i psychoanalizie AIDS. W kategoriach matematycznych Lucan wskazuje, że pierwsza grupa homologiczna sfery jest trywialna, podczas gdy kolejne warstwy są zaawansowane. Homologia ta łączy się z łącznością czy rozłącznością powierzchni po jednym lub więcej przecięciach” (Social Text, nr 46/47, 1996, s. 224-225).
Jak widać, nie ma żadnego logicznego powiązania między poszczególnymi zdaniami. Cały artykuł został świadomie pozbawiony jakiegokolwiek sensu, a cytaty są zupełnie nieskojarzone z niczym w tekście. Sokal przed napisaniem artykułu przestudiował żargon i słownictwo używane przez autorów tekstów postmodernistycznych, a następnie napisał artykuł używając tegoż języka. Artykuł to zlepek połączonych ze sobą głupstw i każdy fizyk, który by go przejrzał, dostrzegłby to od razu. Jednak, nikt tego nie uczynił.
Sokal udowodnił, że dla czołowych przedstawicieli postmodernizmu związanego z czasopismem Social Text ich własne tezy i doktryny są ważniejsze, niż weryfikacja merytoryczna tekstu napisanego przez fizyka. Dowiódł, że tak zwana naukowość tego nurtu jest w praktyce niczym nie poparta, prócz własnego poparcia jego przedstawicieli.
Historia ta jest doskonałym przykładem zjawiska, które zbadało dwóch filozofów nauki: Ludwig Fleck, polski mikrobiolog i jednocześnie filozof i historyk nauki, a także Thomas Kuhn. Twierdzą oni zgodnie, że „nauka” to nie zawsze czyste szukanie prawdy. Nauka bowiem powiązana jest ściśle z realiami środowiska badaczy. Fleck wprowadził pojęcie „kolektywu myślowego”, a Kuhn „rewolucji naukowej” i „normalnej nauki”. Ci dwaj i jeszcze paru innych filozofów nauki jak Popper, Feyerabend czy Lakatos ukazują, że naukowcy tworzą własne struktury, kolektywy, nisze, czyli hermetyczne, zamknięte środowiska, posługujące się własnym, znów często na zewnątrz trudno rozumianym językiem, w którym uprawiają naukę. Z jednej strony ta sytuacja jest pomocna i potrzebna, ponieważ standaryzuje działania naukowe. Z drugiej jednak strony jest bardzo niebezpieczna, ponieważ tworzy poważną barierę dla nowych myśli, nowych pomysłów, czy trendów. Wszystko co nie mieści się w przyjętych standardach owych hermetycznych grup, jest automatycznie odrzucane. Dopiero, jak twierdzi Kuhn, bardzo poważny problem, a wręcz katastrofa, prowadzi do poszukiwań rozwiązań poza znanym kolektywem i językiem, poza znanym naukowcom obszarem, składającym się z uznanych metod i narzędzi, a także, przede wszystkim, ich założeń. Dopóki taki problem się nie pojawi, wszystkie mniejsze trudności, czy nieścisłości są korygowane dodatkami do aktualnie panującej teorii.
Dobrym tego przykładem jest system geocentryczny Ptolemeusza. Był on bardzo długo łatany właśnie takimi dodatkami jak epicykle i inne mechanizmy tłumaczące różnice między teorią, a obserwacją. Przełomem, czyli rewolucją, okazał się dopiero pomysł Mikołaja Kopernika, następnie wsparty przez doskonałego Johanesa Keplera. Co ciekawe obydwaj badacze jak najbardziej przyznawali się do swojej chrześcijańskiej wiary i nie widzieli sprzeczności między wiarą, a nauką.
Jakie wnioski jako chrześcijanie możemy z tego wyciągnąć odnośnie nauki i chrześcijańskiej względem niej postawy?
Po pierwsze, nakaz uprawiania nauki pochodzi od samego Boga i czytamy o nim w Księdze Rodzaju 1,28: „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziem”. Uczynienie Ziemi poddanej ludziom wymaga najpierw poznania jej tajemnic, jej praw, jej mechanizmów. Samo posłuszeństwo Bogu w swoim założeniu zakłada, że prawa dotyczące ludzkiego życia w stworzonym świecie są stałe i przewidywalne. Stąd wniosek, że nauka w jej dobrym rozumieniu nie może być przeciwna Bogu, ani jego postanowieniom i orzeczeniom.
Po drugie, ludzkie pomysły rozumienia zasad działania wszechświata nie zawsze są prawdziwe. Co więcej, mogą być nieprawdziwe i jednocześnie skuteczne w działaniu. Tutaj znowu dobrym przykładem jest system geocentryczny Ptolemeusza, na podstawie którego można nawet dzisiaj dokładnie wyliczać pozycję planet, choć sama teoria dotycząca budowy Układu Słonecznego jest błędna.
Po trzecie, naukowcy (jak i ludzie w ogóle) są przywiązani do swoich teorii. Tym bardziej, że włożyli wiele wysiłku w jej studiowanie lub budowanie. Każdy człowiek ma swoje ulubione założenia, które przez to nie stają się prawdziwe. Przedkopernikańscy naukowcy byli mocno przywiązani do teorii Ptolemeusza, ponieważ „kochali” arystotelesowskie doskonałości geometryczne i dlatego nie mogli pojąć, że orbity planet nie są idealnie kołowe. To głównie ta miłość do powyższych założeń motywowała ich do bronienia błędnej teorii.
Po czwarte, w trakcie długiego procesu edukacji raczej nie dowiemy się od nauczycieli o kluczowym w nauce odróżnieniu danych obserwacyjnych od teorii. Znów posłużę się tutaj teorią Ptolemeusza i Kopernika. Obydwie teorie odwołują się do tych samych obserwacji planet, Księżyca i Słońca. Obydwie teorie dobrze też radzą sobie z przewidywaniem przyszłych pozycji, czyli obydwie teorie są prawdziwe pragmatycznie. Jednakże tylko jedna z tych teorii jest prawdziwa obiektywnie, czyli opisuje prawdziwie rzeczywistość. Jest to teoria Kopernika. Dane obserwacyjne to więc nie to samo co teoria. Na podstawie tych samych danych możemy stworzyć kilka teorii. I często w nauce funkcjonuje więcej niż jedna teoria wyjaśniająca ten sam problem. Może tak być, ponieważ nie mamy możliwości dokładnego przetestowania teorii.
Po piąte więc, nie powinniśmy się obawiać oskarżeń o pseudonaukowość tylko dlatego, że naszym punktem wyjścia, naszymi fundamentalnymi założeniami jest Bóg i Jego Słowo. Każdy naukowiec, tak jak i każdy człowiek musi przyjąć tzw. prawdy pierwotne, aksjomaty, czy założenia wstępne. To przekonania, które nie wymagają uzasadnienia; które właśnie musimy przyjąć zanim rozpoczniemy pracę nad jakąś teorią – np., że wszechświat istnieje i jest poznawalny, że my istniejemy, że nasze obserwacje mogą wniknąć w jego strukturę, a myśli je uporządkować w formę twierdzeń. Założenie, że to Bóg jest dawcą tego porządku nie jest w żaden sposób gorsze niż założenie obecnie panujące w nauce, że każde uzasadnienie musi odwoływać się wyłącznie do natury, tak jakby nic innego nie istniało. Wiara w Boga i zaufanie Mu jest w mojej opinii o wiele lepszą podstawą dla nauki niż wiara w aksjomat, że świat jest tylko naturalny i nie ma żadnej celowej przyczyny. Nie bójmy się więc zdobywania wiedzy. Kierujmy się równocześnie Bożym Słowem, jako zestawem doskonałych, bo prawdziwych aksjomatów.
[1] Transgressing the Boundaries: Towards a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity.
[2] Clifford Goldstein, Ochrzcić dziabła-ewolucjonizm i uwiedzenie chrześcijaństwa, Znaki Czasu, Warszawa, 2019, s.241