fbpx

Dlaczego nauka nie mówi nic o Bogu?

Obserwując publiczny dyskurs dotyczący nauki, pochodzenia świata i co najważniejsze naszego ludzkiego sensu oraz celu istnienia stoimy w obliczu chaosu informacyjnego. Ten chaos w ostatnich dziesiątkach lat staje się o tyle potężniejszy o ile przybywa nam możliwości gromadzenia, produkowania i przesyłania informacji. Innymi słowy, im bardziej rozrastają się nasze możliwości technologii informatycznych tym bardziej pogłębia się chaos informacyjny.

Z innej strony my, jako chrześcijanie mamy potężny dylemat kiedy chcemy mieć spójność między naszą wiarą wynikającą z treści Pisma Świętego, a doświadczeniem i tzw. nauką. Ten dylemat polega na tym, że na współczesnych uniwersytetach i innego typu świeckich szkołach nikt nie uczy o Bogu jako Stwórcy świata, nikt nie uczy o Bogu jako tym, który ma konkretne żądania wobec ludzi. Jeśli cokolwiek mówi się o Bogu to tylko w kategoriach nauk o religii czy filozofii, a nie w kategoriach prawd naukowych takich jak twierdzenie Pitagorasa czy równań Maxwella.

Człowiek wierzący ma olbrzymi problem z pogodzeniem tych dwóch zupełnie opozycyjnych wizji świata. W wizji chrześcijańskiej Bóg jest podstawą wszystkiego, jest Kontrolerem wszystkiego, jest Prawodawcą praw przyrody i praw moralnych, poza NIM nic nie ma. W wizji współczesnej nauki nie ma nic poza naturą!

Nie jest możliwe, by te dwa poglądy można było pogodzić nie naruszając radykalnie ich fundamentalnych założeń. Kiedy jednak spróbujemy naruszyć ich podstawowe założenia po to, by uzgodnić je ze sobą, faktycznie niczego nie uzgadniamy, a jedynie niszczymy lub fałszywie przedstawiamy albo tezy współczesnej nauki albo biblijne prawdy wiary.

W tym momencie nasuwają nam się pytania: jak to jest, że nauka, której tyle zawdzięczamy nie mówi nic o Bogu? Jak można uspójnić prawdy chrześcijańskie z nauką? Dlaczego jest taki problem?

Fryderyk Nietzsche podobno powiedział, że „nie ma faktów, są tylko interpretacje”. W tej wypowiedzi jest, według mojej opinii, bardzo dużo racji. Nasze postrzeganie świata wynika w dużej mierze z założeń na temat tego świata. Oczywiście nie dotyczy to takich danych jak zapach, temperatura, wrażenia wizualne czy słuchowe, choć i tutaj założenia bądź uprzedzenia mają duży wpływ na to, co postrzegamy. Założenia mają fundamentalny wpływ na nasz światopogląd czy całościowe odpowiedzi egzystencjalne: kim jestem? po co tutaj jestem? czy mam wartość? co będzie po śmierci? itd.

Nauka nie jest systemem niezależnym od ludzi, to ludzie tworzą naukę, a ludzie mają założenia jak naukę uprawiać, jakimi kryteriami się kierować by nauka dawała prawidłowe odpowiedzi. Na stronie Narodowego Naukowego Stowarzyszenia Nauczycieli, które jest największą organizacją wypowiadającą się w sprawach nauki w USA i poza jego granicami, czytamy o nauce:

Nauka to metoda testowania naturalistycznych wyjaśnień dla przyrodniczych obiektów lub zdarzeń. Przedmiotem badań naukowych są zjawiska, które można obserwować lub mierzyć. Nauka opiera się także na obserwacji, że Wszechświat funkcjonuje na podstawie prawidłowości, które można odkryć i zrozumieć dzięki badaniom naukowym. Wyjaśnienia niespójne z danymi empirycznymi lub niemożliwe do empirycznego przetestowania nie należą do dziedziny nauki. W rezultacie wyjaśnienia zjawisk przyrodniczych, nieoparte na danych empirycznych, lecz wywodzące się z mitów, prywatnych przekonań, wartości religijnych, aksjomatów filozoficznych i przesądów, nie są naukowe. Ponadto, ponieważ nauka zajmuje się wyłącznie wyjaśnianiem zjawisk przyrodniczych poprzez testowanie ich w odniesieniu do danych empirycznych, więc nie może dostarczać wyjaśnień religijnych lub ostatecznych.[1]

Już pierwsze zdanie, które mówi o tym, że obiekty i zdarzenia przyrodnicze należy wyjaśniać w sposób naturalistyczny, wskazuje nam na mocne religijne czy ideologiczne uprzedzenie twórców tej definicji. Można zapytać, dlaczego musimy wyjaśniać te rzeczy naturalistycznie? Współcześni decydenci naukowi odpowiadają, że musimy wyjaśniać wszystko naturalistycznie, ponieważ to najskuteczniejszy sposób na uzyskanie praktycznych wyników w nauce, co potwierdza historia. Czy rzeczywiście jest to jedyny sposób według, którego można skutecznie uprawiać naukę? Odpowiedź brzmi NIE!

Naturalizm metodologiczny, który nakazuje współczesnym naukowcom wyjaśniać wszystko, wyłącznie szukając przyczyn naturalnych, nie jest jedyną skuteczną metodą uprawiania nauki. Mamy przynajmniej jeszcze dwie metody, które dawały i dają, nie tylko identyczną skuteczność, ale jednocześnie nie wykluczają Boga, jako jednej z możliwych przyczyn pewnych zjawisk czy obiektów w przyrodzie.

Pierwszą z nich jest teizm metodologiczny. Teizm metodologiczny zakłada, podobnie jak naturalizm metodologiczny, stałość praw przyrody, powtarzalność eksperymentów jako dowód na działanie tychże praw, motywuje do szukania rozwiązań i odpowiedzi w badaniach przyrodniczych, daje pozytywne wyniki jako metoda wyjaśniająca czy też heurystyczna, czyli taka, która multiplikuje przyrost wiedzy.

Co ciekawe, teizm metodologiczny ma kilka cech, których nie ma naturalizm metodologiczny. Teizm metodologiczny nakazuje uprawiać naukę uczciwie, a wynika to właśnie z istoty teizmu. Teizm metodologiczny mocno podkreśla, że prawa przyrody są stabilne ponieważ stabilizację i przewidywalność gwarantuje Bóg (naturalizm metodologiczny, z którego wynika teoria ewolucji pomimo że też zakłada – choć bezpodstawnie – stałość praw przyrody, to musi uwzględnić ich niestałość, choćby na samym początku historii świata). Jednocześnie jednak teizm metodologiczny przyjmuje, że świat stabilnych praw przyrody został powołany do istnienia na skutek przyczyn niewyjaśnialnych istniejącymi prawami. Ponadto teizm metodologiczny przyjmuje, że Bóg może ingerować w stworzony przez Siebie świat i wtedy taka ingerencja jest widoczna i rozumiana przez wszystkich jako cud, ponieważ nastąpiło złamanie stabilnych praw fizycznych. Naturalizm metodologiczny na żadnym poziomie nie dopuszcza czegoś takiego jak cud, nawet jeśli wszelkie dane wskazują na zaprzeczenie konkretnych praw przyrody. Tutaj chcę mocno ponownie podkreślić jedną sprawę – naturalizm metodologiczny wyklucza wszelkie nadprzyrodzone przyczyny z wyjaśnienia naukowego na każdym możliwym poziomie.

Konsekwentne stosowanie naturalizmu metodologicznego musi ostatecznie prowadzić do ateizmu, ponieważ wszystko, co jest praktyczne musi mieć naturalistyczne wyjaśnienie. Nasze zachowania moralne są jak najbardziej zachowaniami praktycznymi, które także są wyjaśniane naturalistycznie jako zestaw przypadkowo i selekcyjnie ukształtowanych cech, które dawały konkretne korzyści osobnikowi lub grupie krewniaczej. Takie wyjaśnienie wyrzuca poza racjonalizm istnienie obiektywnego zła i dobra, istnienie Dobrego i Wszechmocnego Prawodawcy. Naturalne wyjaśnienie moralności natomiast, mocno wskazuje na egoistyczną czy utylitarną stronę tych zachowań, gdzie nie należy kierować się obiektywnymi zasadami, ale należy działać pragmatycznie np. wyeliminować ludzi, którzy mają wrodzone wady uniemożliwiające im przynoszenie zysków w danym społeczeństwie czy też działać wyłącznie na własną korzyść itd.

Podsumowując, teizm metodologiczny jako metoda naukowa jest nakazem, który dostali nasi pierwsi rodzice Adam i Ewa zaraz po ich stworzeniu przez Boga. Bóg nakazał im czynić ziemię sobie poddaną. Dla wypełnienia tego nakazu na pewno potrzebne były stabilne prawa przyrody, w przeciwnym razie nie byłoby możliwe uzyskanie jakiejkolwiek wiedzy o świecie, jeżeli prawa te podlegałyby niepoznawalnym przez ludzi zmianom.

Drugim sposobem uprawiania nauki jest regularyzm[2]. Zakłada on stałość praw przyrody, a właściwie regularność praw przyrody. Jak twierdzi Tom Gilson[3], regularyzm ma tę zaletę w stosunku do naturalizmu i teizmu, że jest metafizycznie neutralny, ponieważ zakłada tylko istnienie prawidłowości w przyrodzie nie odpowiadając na klasyczne filozoficzne pytania: skąd wszystko się wzięło? jaki jest sens istnienia człowieka, świata? jaki jest cel praw przyrody? i tym podobne zagadnienia. Regularyzm zakłada tylko jedną rzecz – oczekiwanie przyrodniczej regularności. Jednak to oczekiwanie nie jest oczekiwaniem absolutnym w tym sensie, że taka regularność musi być zawsze.

Propozycja Gilsona jest czymś wartym rozważenia i – o ile według mojej opinii jest niemożliwa do zastosowania na poziomie osobistym, ponieważ każdy uczony ma swoje własne preferencje i nie jest zdolny do takiej neutralności – ma ona sens praktyczny. Sens praktyczny polega na tym, że rzeczywiście naukowcy o różnych światopoglądach mogą rozwijać naukę i ją rozwijają bez żadnych większych problemów, jeśli kryterium naukowości jest zawężone tylko do regularyzmu. Problemy pojawiają się właśnie dlatego, że my jako ludzie nigdy nie jesteśmy neutralni i nie możemy poprzestać na tak ubogiej w treść, a właściwie beztreściowej metafizyce. Każdy z uczonych korzystając z identycznych przyrodniczych prawidłowości, interpretuje je według własnych założeń metafizycznych. Sam ten fakt nie jest jeszcze naganny, natomiast naganne jest to, że próbuje się narzucić swoją metafizykę innym uczestnikom dyskursu naukowego tak, jak to robi się twierdząc, że naturalizm metodologiczny jest jedyną słuszną metodą w uprawianiu nauki.

Jako chrześcijanin nie mogę twierdzić, że wierzący naukowcy muszą uznać regularyzm za swoją metodę naukową, twierdzę natomiast, że słuszną rzeczą byłoby propagowanie tej metody jako oficjalnej metody naukowej. Ma ona tę zaletę, że buduje solidną wspólną platformę badawczą dla uczonych różnych orientacji metafizycznych. Wykorzystując tę platformę, można następnie prowadzić o wiele ciekawszy i niewykluczający nikogo dyskurs o tym, które założenia interpretacyjne mają większą moc wyjaśniającą i przewidującą.

 

[1] National Science Teachers Association, „NSTA Position Statement on the Teaching of Evolution”, 2013, http://www.nsta.org/about/positions/evolution.aspx (17.02.2018).

[2]http://www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/index.php/pl/czasopismo/tomy/49-fag-2017/1025-fag-2017-art-03 (17.02.2018)

[3]Tom Gilson, amerykański chrześcijański apologeta, autor związany z portalem https://stream.org/