Z problemem znaczenia historii łączy się kwestia podobna, mianowicie, czy chrześcijaństwo ma być siłą raczej konserwatywną, czy postępową. Usłyszymy na to pytanie różne odpowiedzi, często skrajne. Pojawią się też odpowiedzi dwuznaczne, paradoksalne, czasami też wskazujące na swego rodzaju ironię losu. Trudność dać na to pytanie bowiem jednoznaczną odpowiedź a żadną odpowiedzią będzie też wskazanie, że prawda leży pośrodku, bo to nic nie znaczy.
Zanim jednak na to pytanie odpowiemy, warto przypomnieć, co to właściwie znaczy być konserwatystą czy postępowcem w sensie ogólnym. Po pierwsze, nie należy tego pytania mieszać z kwestiami dotyczącymi wolności jednostki, czy znaczenia państwa, czy wspólnoty, bo to inna kwestia. Zarówno praw jednostki, czy roli państwa można bronić zarówno w imię konserwatyzmu jak i wiary w postęp. Inną kwestią też jest stosunek do religii. Można być religijnym postępowcem i konserwatywnym ateistą. Nie w tym rzecz. Podstawowa różnica dotyczy czegoś innego.
Postępowcem jest ktoś, kto wierzy, że w społeczeństwie jest wiele niepotrzebnego zła, że siłą woli można się go pozbyć, tylko trzeba chcieć; wystarczy wprowadzić odpowiednią ustawę, ewentualnie w skrajnym wypadku kogoś zabić: to znaczy tych, którzy bronią status quo i utrwalają ciemnotę w społeczeństwie, broniąc za wszelką cenę zastanych tradycji. Tych trzeba się pozbyć, a wtedy naprawdę będzie lepiej. „Yes, we can” - i wtedy będzie dobrze. Bo zasadniczo ludzie są dobrzy. Wystarczy tylko wyzwolić ich energię, którą niepotrzebnie tłumi kultura. Kultura mówi, że ma być tak i tak, bo tak zawsze było i tak wypada i tak jest normalnie. Ona degeneruje społeczeństwo przez nadmiernie restrykcyjne zasady. Wystarczy tylko dziecku pozwolić się rozwinąć, a rozwinie się jak pąk róży. W postępowej perspektywie przestępca to ktoś, kto został zepsuty przez społeczeństwo. Trzeba go wyleczyć, zresocjalizować tak, by stał się dobry, bo w głębi serca jest dobry, tylko został w dzieciństwie zraniony. To nie on jest winien: to zbyt restrykcyjne społeczeństwo, które mówi co wypada a co nie, i narzuca to siłą.
Postępowiec myśli: a właściwie dlaczego tak wypada? I dlaczego ma być tak, jak zawsze było, i co to właściwie znaczy, że coś jest normalnie? W innej kulturze co innego jest normalne, dlaczego nie spróbować inaczej? Sprawmy, by za normalne uznać coś, co normalne do tej pory nie było. Dlatego należy ograniczyć zbyt sztywne zasady kultury i tradycji. Gdy każdy wyzwoli siebie, samozrealizuje się, będzie ok. Zasady niepotrzebnie ranią ludzi, zmieńmy je! Wtedy uda się rozwiązać wiele rzeczy, których się do tej pory nie udawało. Tylko trzeba spróbować. Ruszmy z posad bryłę świata. Zróbmy zupełnie inaczej niż było do tej pory. I wtedy będzie lepiej. Bo może być lepiej, nic nie musi być, wszystko można zmienić.
Konserwatysta to ktoś, kto w to nie wierzy. Też widzi w społeczeństwie wiele zła, ale uważa, że ono jest, bo ludzie są źli. Nieuniknienie. Dlatego jest za surowym prawem, by karać przestępców, zboczeńców, degeneratów, odszczepieńców i zakały społeczeństwa. Nie wierzy za bardzo w ich resocjalizację; woli, żeby ich wyłapać i nie wypuszczać, a tych najgorszych zabić. Bo wiadomo, że tacy nigdy się nie zmienią. Drży na myśl, że mogą się samo-zrealizować... Dlatego popiera kulturę, która ogranicza ludzką skłonność do samorealizacji. Nie wierzy w możliwość gruntownej zmiany społeczeństwa. Nie sądzi zresztą, by to było konieczne. Nasi przodkowie byli mądrzy, wiedzieli jak żyć i tego trzeba się trzymać, a nie wydziwiać. Nie należy łamać norm, które przyjęli, bo nie wszystko należy zmieniać, pewne sprawy powinny pozostać takie, jakie są. Uważa więc, że państwo zamiast reformować społeczeństwo powinno łapać bandytów, a dać spokój normalnym ludziom. Nie należy poprawiać tego, co się sprawdzało i mieszać ludziom w głowach. W imię czego? Ludzie sami wiedzą jak mają żyć, żyją normalnie i tak ma pozostać. Nie będzie im mędrek z miasta mówił, że można inaczej. „Nikt nam nie powie, że białe nie jest białe, a czarne nie jest czarne”. Nie należy zamazywać zasad, które się sprawdzają. Owszem, należy poprawiać pewne rzeczy, wprowadzać nowe wynalazki i sposoby na ulepszanie życia, ale nie należy ludziom wywracać w głowach i stawiać wszystkiego do góry nogami. Tych zaś, co mieszają, należy usuwać, choćby siłą.
A chrześcijaństwo – po czyjej jest stronie? Wyzwolicieli w imię lepszego jutra, czy broniących tego, co normalne i co było zawsze? Zapytajmy więc, a jaki był Pan Jezus? Czy trzymał się norm, które uznawano za święte i nienaruszalne w jego czasach? Nie, z rozmysłem i konsekwentnie je łamał. Robił w szabat takie rzeczy, których porządny Żyd nie powinien był robić. Nie mył kubków ani rąk, jak się myć powinno, o przodkach wypowiadał się źle, ich tradycji nie szanował. A zarazem nikogo nie skreślał, a szczególnie ludzi uznanych za odszczepieńców, degeneratów. Otaczał się prostytutkami, celnikami, upadłymi kobietami i różnymi mętami, wierzył w ich poprawę i bronił ich przed społeczeństwem. Był więc prawdziwym i konsekwentnym postępowcem? Tak, ale...
Ale była rzecz, której nigdy nie podważał. Nigdy nie podważał Pism. Choć z pogardą wypowiadał się o tradycji przodków, to zawsze z szacunkiem i czcią o Prawie Bożym i innych świętych pismach. Czuł się ich kontynuatorem. Całe swoje przeznaczenie i sens życia budował na Pismach właśnie. Chciał być i był wierny wszystkiemu, czego nauczały. I nie znajdował słów usprawiedliwienia dla tych, którzy je odrzucali i nie pokutowali. Wiedział również, że ludzie są źli i potrzebują pokuty. Nie nauczał, że mają siebie zrealizować i się otworzyć na własne potrzeby, i że to im właśnie pomoże. Przeciwnie: uważał, że muszą umrzeć dla siebie, wziąć krzyż i Go naśladować. A Bóg niekoniecznie będzie wyrozumiały, jeśli tego nie zrobią, choć jest Bogiem łaski, bo to owszem łaska, ale ku zmianie.
A więc Jezus był pośrodku: trochę taki, a trochę taki. Albo, był skrajnym postępowcem i konserwatystą naraz. Dla niego zmiana, w którą wierzą postępowcy, była tym samym, co podporządkowanie się zasadom, o których mówią konserwatyści: była poddaniem się jedynej tradycji, którą szanował, poddaniem się mocy Bożego Słowa. Niechęć do tradycji, którą przejawiają postępowcy była u niego tym samym, co niechęć do innowacji, do ludzkich innowacji, które stały się uświęconym tradycjami, choć na to nie zasługiwały, bo nie były od Boga. Sąd Boży, który skaże tych, którzy czcili fałszywą tradycję, będzie zarazem sądem na tych, którzy odrzucali Boże zasady, bo to jedyna tradycja, którą w pełni należy zachowywać. Inne można stosować, ale nie można ich uświęcać.
Bóg jest odwieczny i niezmienny i żaden postęp Go nie zmieni. Ale żadne stworzenie nie jest Bogiem i zmieniać się musi nieustannie, właśnie po to, by zachowywać wolę niezmiennego Boga. On jest święty i wzywa nas, byśmy się do Niego upodabniali, co oznacza konieczną zmianę, nieustanne zmiany w imię niezmiennego Boga i Jego niezmiennej woli i natury. To, co pochodzi od Boga, jest wieczne.