fbpx

Łaska - najważniejsza lekcja

Kiedy pewne słowo lub pojęcie zadomowi się w naszej świadomości bardzo mocno, w pewnym momencie przestajemy „słyszeć” je w jego pierwotnym znaczeniu, w miejsce tego wstawiając już jedynie proste skojarzenie, które pozwala nam szybko porządkować ten odcinek rzeczywistości, za który ono odpowiada. Kiedy więc na przykład pada określenie „polityk” zaraz łączymy je ze wszystkimi skojarzeniami (najczęściej negatywnym, takie czasy...), które ono niesie w sobie. A kiedy usłyszymy, dajmy na to, słowo „honor”, łączymy je jedynie z jakimiś postawami z przeszłości, jako że dziś pojęcie to w zasadzie wyszło z użycia (ze szkodą dla naszej rzeczywistości). Podobnie jest z łaską. Słowo to – kiedy pada w kontekście teologicznym, chrześcijańskim – kojarzy się nam, protestantom, gównie z techniczną kwestią dotyczącą uzyskania zbawienia. Tymczasem, choć skojarzenie jest w pełni prawdziwe, bardzo zubaża ideę, którą Bóg zawarł w swojej postawie dotyczącej człowieka.

 

Coś więcej niż zapis w słowniku

Grecki źródłosłów tego słowa, które brzmi charis, jest wspólny ze słowem chara (znaczenie podstawowe: radość), co sprawia, że postrzegane w szerszym kontekście przenosi o wiele bogatsze treści znaczeniowe: wdzięk, powab, czar, urok; życzliwość, opieka, życzliwa pomoc, dobrodziejstwo. W grece klasycznej słowo charis oznaczało to, co przynosi radość, przyjemność, zadowolenie. I to był punkt wyjścia dla powstania paru nowych znaczeń tego słowa: łaska, przychylność, wdzięczność, zachwyt czy uprzejmość. W grece pozabiblijnej słowo to pojawiało się w szerokim kontekście, odnosząc się do sztuki, osób, mowy a nawet sportu, jak również – już w przedchrześcijańskim języku religijnym – do pomyślnego losu, przychylności i mocy, które bogowie zsyłali na swoich ulubieńców.

W Septuagincie, greckim przekładzie Starego Testamentu, nasze słowo charis użyte zostało do przełożenia hebrajskiego słowa hen, które oznacza „życzliwość" i  „przychylność". Pojawia się ono na samym początku Biblii, gdzie czytamy: „Ale Noe znalazł łaskę w oczach Pana” (1 M 6:8, w przekładzie Biblii Tysiąclecia: „[Tylko] Noego Pan darzył życzliwością”; Biblia Poznańska –  „Jedynie Noe był miły Jahwe). Słowo to w Starym Testamencie występuje aż 69 razy. Np. w Księdze Jeremiasza 31:2: „Tak mówi Pan: Znalazł łaskę w pustyni naród, który uniknął miecza, Izrael, gdy wędrował do miejsca swojego odpoczynku”.

Taki oto mamy punkt wyjścia do określenia czym była łaska, zanim przyszedł Chrystus. Jest to więc jeden z wielu przykładów na to, jak Nowy Testament ( a właściwie Ten, kto nam go dał) przekształcił rozumienie różnych pojęć i zjawisk dotyczących naszego życia. Kiedy czytałem ostatnio List do Efezjan uderzyło mnie jak często apostoł Paweł używa tam określeń „Jezus Chrystus” lub „Chrystus”, aż wydawałoby się w nadmiarze, aż ze szkodą dla piękna stylu – choć przecież nie ze szkoda dla naszego rozumienia roli Tego, który słowu „łaska” nadal to głębokie i niepowtarzalne znaczenie. Jak pisze J. B. Watson: „Jeśli usuniesz stamtąd [z Nowego Testamentu – przyp. moje] Chrystusa, a co za tym idzie – łaskę, wszystko, co ci pozostanie, to jedynie jeszcze jedna religia. Znajdziesz tam dziesięć praktycznych przykazań, wiele etycznych zasad dotyczących życia, ale wszystko, co masz, to po prostu religia”. Dokładnie w taki sposób formułuje to Jan w swojej Ewangelii: „...łaskę zaś i prawdę otrzymaliśmy przez Jezusa Chrystusa” (J 1:17, Biblia Poznańska).

 

Twoja córka ma na imię Łaska?

Niestety dziś dla większości z nas, którzy w ogóle pochylamy się nad słowem „łaska”, oznacza ona suchy termin teologiczny, podniosłą doktrynę, naukę o Bożej metodzie zbawiania ludzi, a nawet sposób na toczenie walki religijnej i przez to tracimy z pola widzenia tę głęboką treść, jaką Bóg zawarł w tym słowie. Szczególnie trudno jest uchwycić to w Polsce, gdzie słowo „łaska” w języku codziennym niesie ze sobą skojarzenia niekoniecznie pociągające. Nie znam ani jednej frazy z jego użyciem, która niosłaby ze sobą pozytywną treść:  nie chcę niczyjej łaski, nie robisz mi łaski, być na łaskawym chlebie, być skazanym na łaskę i niełaskę, łaska pańska na pstrym koniu jeździ, a nawet, kiedy pojawia się w kontekście Boga, jest to jedynieartysta z bożej łaski”, co jest raczej pogardliwym synonimem beztalencia. Tymczasem w kilku językach europejskich słowo to jest pochodnym łacińskiego „gratia”, co oznacza „wdzięk i powab”, a od którego pochodzi nasze, jakże komplementujące słowo „gracja”. Nic dziwnego więc, że w krajach anglosaskich popularne jest imię żeńskie Grace, trudno zaś byłoby sobie wyobrazić, żeby ktoś w Polsce chciał nazwać swoją córkę „Łaska”. Czy te konotacje kulturowe mają związek z tym, że dla tak niewielu Polaków Boża łaska jest ideą pociągającą, budzącą pozytywne emocje? Nie chcę stawiać tak daleko idących wniosków, zbudowanych na dość wątłych podstawach, jednak trudno zaprzeczyć, że ani te związki kulturowe, ani nasza własna postawa podchodzenia do idei łaski w sposób tak bardzo techniczny i wyprany z wszelkich pozytywnych emocji, nie ułatwiają sprawy – ani nam, ani, co gorsza tym, którzy Bożej łaski rozpaczliwie potrzebują. Zresztą nawet w przypadku wierzących ludzi, ograniczenie zakresu działania łaski przede wszystkim do kwestii zbawienia, jest ogromnym zubożeniem tej wielkiej Bożej idei – wszak łaskę Bóg okazuje nam wciąż, na każdym kroku, dopóki trwa nasze ziemskie „tu i teraz”, a nie jedynie do momentu naszego nawrócenia, które miałoby być jakimś zwieńczeniem działania łaski w naszym życiu, po którym zaczyna się zupełnie inny jego okres, gdzie Bóg miałby działać wobec nas według zupełnie innych kryteriów. Choć brzmi to absurdalnie, to życie wielu świadomych chrześcijan zdaje się wyglądać tak, jakby w ten właśnie sposób wierzyli.

 

Wracajmy pod tron łaski

Tymczasem jest zupełnie, ale to zupełnie inaczej. Dobitnie o tym świadczą choćby słowa zapisane w  Liście do Hebrajczyków 4:15-16:

Nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu. Przystąpmy tedy z ufną odwagą do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku pomocy w stosownej porze.

Już samo to, że fraza rozpoczynająca to drugie zdanie zapisana jest w formie gramatycznej sugerującej działanie trwające, które można oddać słowami: „Przystępujmy regularnie...”, co świadczy o tym, że nie ma tam mowy jedynie o akcie nawrócenia prowadzącego do zbawienia, ale o stałym, codziennym wręcz, korzystaniu z łaski przed tronem Chrystusa: „ ku pomocy w stosownej porze”. A to znaczy, że Bóg okazuje nam łaskę zawsze wtedy, gdy do Niego z ufnością przychodzimy, choćbyśmy mieli za sobą 40. rocznicę nawrócenia.  Ja wiem, że nie odkrywam Ameryki, ale naprawdę warto pamiętać o tym, że zasada stojąca za otwarciem nam drogi do zbawienia i przemiany życia jest nadal prawdziwa w sytuacji, gdy znaleźliśmy się w tarapatach na kolejnym etapie naszego życia z Bogiem,  – wszystko jedno: zawinionych przez nas, czy nie.

 

Kim jest Bóg – technokratą, buchalterem?

Przypomnijmy sobie: wdzięk, powab, czar, urok; życzliwość, opieka, życzliwa pomoc, dobrodziejstwo, to, co przynosi radość, przyjemność, zadowolenie, przychylność, wdzięczność, zachwyt i uprzejmość. Wszystko to są pojęcia powiązane z naszym słowem „łaska”. Kiedy więc myślimy o Bogu okazującym nam łaskę, pomyślmy, że każde z nich starannie obudowuje to Boże działanie względem nas.

Każde z tych określeń dodaje charakteru Jego postępowaniu wobec mnie. Bóg  myśli o mnie z życzliwością. Cieszę się Jego przychylnością. Spotykają mnie liczne dobrodziejstwa z Jego ręki.

Bóg odczuwa przyjemność z tego, że może mi pomagać. Jest zadowolony z tego, że Jego łaska może skutecznie zmieniać mnie i moje położenie w danej sytuacji. Opieka jaką może nade mną sprawować nie jest dla Niego przykrym czy uciążliwym obowiązkiem, ale przynosi Mu radość (a mnie tym bardziej). Z kolei dla mnie fakt, że mogę doświadczać w swoim życiu działania Jego szczodrej łaski sprawia, że jestem urzeczony czarem i powabem Jego Osoby (czy myśleliście kiedyś o tym, jak czarującą Osobą jest nasz Zbawiciel?). A na koniec przypomnijmy sobie, że greckie charis spokrewnione jest z chara, że od łaski niedaleko jest do radości, a od radości – do łaski. Tak Bóg to wszystko starannie poukładał, żeby pomagając nam, nie czynić nas żebrakami, zażenowanymi tym, że muszą wyciągać rękę po datki obcych, ale dziećmi, które doznają radości, kiedy widzą, jak Ojciec się o nie troszczy.

Bo, wbrew obiegowym wyobrażeniom, Bóg nie jest kimś w rodzaju technokraty, nastawionego jedynie na realizowanie celów, lecz jest Panem stworzenia, który emanuje wielką miłością i życzliwością względem nas, doznając wielkiej radości z okazywania nam łaski, to jest przychylności (oczywiście zawsze przy okazji osiągając to, co zamierzył). Nie jest też kimś w rodzaju buchaltera, który skrupulatnie wypłaca należność (lub premię), ale tylko w takiej wysokości, jaką wypracowaliśmy. Jest wręcz przeciwnie:

Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy (..) Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy (1 J 3: 1-2).

A wszystko to, jest efektem działania jednego z największych Bożych ustanowień na ziemi – Jego daru łaski, która jest wyrazem szczodrości naszego Ojca, hojności wręcz dla wielu nieprzyzwoitej. Tak, łaska jest dla nas wartością trudną do przyswojenia, ot tak, z marszu, będąc zjawiskiem idącym na przekór wszystkiemu, czego uczy nas życie na ziemi. Dlatego łaski musimy się uczyć, pilnie poznawać naszego Boga, to kim jest i jakim jest, aby przyswajać sobie tę najważniejszą być może lekcję – nie zasługuję na Bożą dobroć i przychylność, ale żyję dzięki zasługom Chrystusa i miłości Ojca. A te są nieskończenie wielkie i wieczne.