fbpx
Wydrukuj tę stronę

Prezbiter Igor Barna (1942-2020)

09 listopad 2020 | Dział: Kościół.

Dzisiaj w nocy odszedł do Pana prezbiter Igor Barna.

Przez wiele lat służył jako kaznodzieja m. in. w zborach w Zielonej Górze, Wałbrzychu, Gdańsku, Gdyni oraz Świnoujściu.

Nie ma rzeczy, za którą nie byłbym wdzięczny Panu Bogu.
I za doświadczenia. Także te negatywne. Bo one bardzo ubogacają. Chociaż są bolesne.
I za Jego opatrzność.
I za przyjaciół. Za zbór. Dla mnie zbór jest duchową rodziną. Bardzo bliską.

Igor Barna w 2015 r.

 

Prezbiter Igor Barna (1942-2020)

Urodzony 27 maja 1942 roku we wsi Stańkowa, pow. Ustrzyki Dolne w rodzinie wielodzietnej.  W 1959 roku wraz z rodzicami przeniósł się do Wałbrzycha, ponieważ rodzice postanowili być razem z dziećmi blisko zboru. Tam zaangażował się w życie zborowe, w pracę młodzieżową i biblijne spotkania po domach, śpiewał w chórze. Duchowe nowe narodzenie przeżył zimą 1960 roku w czasie ewangelizacji zborowej w Wałbrzychu, którą prowadził prezb. Aleksander Kircun – ówczesny Prezes Naczelnej Rady Kościoła. Na wyznanie swojej wiary w Jezusa Chrystusa został ochrzczony dnia 14 sierpnia 1960 roku w Świebodzicach niedaleko Wałbrzycha przez prezb. Jana Pancewicza z Poznania.

W latach 1962-1965 podjął studia w Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie.

Po ukończeniu Seminarium podjął pierwszą samodzielną pracę kaznodziejską w zborze w Zielonej Górze (1965-1968). Następnie w latach 1968-1975 pracował jako kaznodzieja w zborze w Wałbrzychu. Tam w 1969 roku poślubił Danutę z d. Darda. Urodziło im się troje dzieci: Joanna, Adam i Marek.

Po pięciu latach służby w tym zborze został ordynowany na prezbitera. Uroczystość ordynacji odbyła się 6 maja 1973 roku z udziałem prezbiterów: Michała Stankiewicza – Prezesa NRK, Aleksandra Kircuna – wiceprezesa NRK oraz Michała Popko z Wrocławia – prezbitera Okręgu Dolnośląskiego.

Kolejnym miejscem jego służby duszpasterskiej stał się Gdańsk, gdzie pracował w latach 1975-1984. W tym okresie wraz z Komitetem Budowlanym brał udział w pierwszym etapie budowy nowej kaplicy przy ul. Dąbrowskiego 11. Rozwinął również pracę misyjną w Gdyni, której owocem było powstanie w styczniu 1985 roku nowego zboru baptystycznego w tym mieście. Został wybrany jego pastorem i kierował zborem gdyńskim do 1988 roku.

W 1985 roku, po śmierci prezb. Michała Stankiewicza – Prezesa NRK, uzupełnił jej skład jako pierwszy zastępca członka RK (…). W okresie swojej pracy w zborach Kościoła był również aktywny na forum ogólnokościelnym jako członek Komisji Ewangelizacji, opiekun Komisji Pracy wśród Dzieci, przewodniczący Komisji Chętnego Dawcy przy NRK oraz jako znany i zapraszany do wielu zborów ewangelista.

W czerwcu 1986 roku i dwa lata później uczestniczył w letnich kursach teologicznych zorganizowanych przez Międzynarodowe Baptystyczne Seminarium Teologiczne w Rüschlikonie (Szwajcaria).

Na XXVI Soborze PKChB w maju 1987 roku został wybrany do NRK i został jej sekretarzem. Funkcję tę pełnił do października 1991 roku. Reprezentował Kościół na różnych konferencjach krajowych i zagranicznych, m.in. na kongresach Światowego Związku Baptystów oraz Europejskiej Federacji Baptystów (…). Od kwietnia 1992 roku zaczął pełnić obowiązki prezbitera okręgowego Okręgu Północnego (Gdańskiego) oraz duszpasterza ludzi starszych i chorych na terenie Trójmiasta. Z funkcji tej zrezygnował w październiku 1994 roku, a wkrótce potem przeszedł na rentę ze względu na pogorszenie się stanu zdrowia. W 2003 roku Rada Kościoła powołała go na funkcję misjonarza RK pełniącego obowiązki pastora zboru w Świnoujściu, którą sprawował do 2010 roku.

 Za: Andrzej Seweryn, Leksykon Baptystów w Wpolsce po 1945 roku. Za zgodą autora.

 

Pogrzeb prezb. Igora Barny odbył się 21 listopada 2020 roku.

Odszedł do Pana przeżywszy 78 lat nasz kochany tato, dziadek, brat, wujek, pastor, duszpasterz i przyjaciel.

Wspierał radą i pomocą młodszych kaznodziejów, a swoją pastorską emeryturę spędził w Pierwszym Zborze w Gdańsku, gdzie szczególnie opiekował się seniorami. Przez ostatnie lata ponownie członek naszej rodzina na Dąbrowskiego w Gdańsku.

Był zawsze pośród nas, otwarty na innych, bogaty w przeżycia dobre i złe. Chętny by dzielić się swoimi doświadczeniami radości i trudów życia z Bogiem.

Będzie nam Cię brakowało. Do zobaczenia… w domu Ojca!

(z notatki Pierwszego Zboru w Gdańsku)

 


 

Cztery pytania do Brata Igora i Jego odpowiedzi z Gazety Zborowej (I Zbór w Gdańsku).

Chcielibyśmy trochę po­wspominać. W jaki sposób Bóg otworzył Twoje serce na Ewan­gelię?

W bardzo prosty sposób. Po prostu urodziłem się w chrze­ścijańskiej rodzinie, moi rodzice byli wierzący. Zaczęło się od tego, że bardzo lubiłem słuchać opowieści. Prosiłem mamę, by opowiedziała mi bajkę, na co ona odpowiadała, że nie zna bajek, ale zna prawdę i opowiadała mi różne historie biblijne. To było moje spotkanie z Biblią. Wte­dy myślałem, że jak się nauczę czytać, to sam poczytam. Gdy już umiałem czytać ze zdziwieniem stwierdziłem, że to wszystko co mama mówiła było prawdą, ale nie jest takie ciekawe, jak wtedy gdy ona mi opowiadała. Wtedy nie zdawałem sobie z tego spra­wy, ale dziś już wiem, że to była Boża łaska. Było nas czterech chłopaków, moi bracia bardzo szybko zasypiali, a ja z zaintere­sowaniem słuchałem. Tak było do nastoletniego wieku. Rodzice byli wierzącymi, ale tak na smut­no. Po wojnie mieszkali na wsi, w której panowała niechęć do tego co niekatolickie. Pamiętam, że nikt nie chciał przyjechać, aby zaorać nam pole, a nie mieliśmy swojego konia. Dopiero, gdy przyszedł nakaz z gminy, jeden z rolników za odpłatą zgodził się zaorać nasze pole.

Niedziela to był święty dzień, do południa było nabożeństwo, po­tem mama robiła obiad, później był czas na śpiew i wspomnienia. Rodzice często przy tym płakali. Myślałem wtedy, że chciałbym być chrześcijaninem, ale nie chciałem płakać. Czytałem Biblię, ale jakoś nie trafiała do mnie.

Gdy miałem około 15 lat, razem z rodzicami byłem na chrzcie w Malborku. Zrobił on na mnie ogromne wrażenie. Zrozumia­łem, że te osoby oddały dusze Bogu. W 1958 roku razem z siostrą pojechaliśmy na obóz młodzieżowy do Radości. Była nas tam około 30-osobowa grupa. Byłem pod wrażeniem, że ci młodzi ludzie się modlą. Brat Wierszyłowski był wykładowcą, podyktował nam kalendarzyk, żeby w ciągu roku przeczytać całą Biblię. Gdy wróciłem, za­cząłem regularnie czytać Słowo Boże. W tym samym roku moja daleka krewna wychodziła za mąż. Zaprosiła moją siostrę na wesele. Mama poprosiła, żeby rozejrzała się tam za mieszka­niem, bo stwierdziła, że chce być bliżej zboru. W 1959 roku wyjechaliśmy całą rodziną do Wałbrzycha, tam zaczęliśmy chodzić do zboru. W 1960 roku była ewangelizacja, którą prowadził Aleksander Kircun senior. Wtedy dotarło do mnie, że jestem grzesznikiem, że po­trzebuję Jezusa. Było mi bardzo wstyd, bo jak tu się przyznać przed wszystkimi, że jestem grzesznikiem i jeszcze głośno się modlić. Przeżywałem wewnętrz­ną walkę, ale postanowiłem, że się pomodlę. Po ewangelizacji ogłoszony był chrzest, zgłaszali się chętni, a ja się tylko przyglą­dałem. Ojciec zapytał mnie, czy nie myślę o chrzcie. Odpowie­działem, że myślę tylko, że się boję czy wytrwam. Wtedy ojciec powiedział mi, że jeśli będę liczył na swoje siły, to na pewno nie wytrwam, ale jeśli zaufam Chry­stusowi, to On mnie przeprowa­dzi przez życie. Pomyślałem więc sobie, że Chrystusowi to ufam na 100 procent, tylko do siebie nie mam zaufania. Zgłosiłem się do chrztu i 14 sierpnia 1960 roku przyjąłem go w Świebodzi­cach koło Wałbrzycha.

W jaki jeszcze sposób ludzie tra­fiali do zboru?

W zborze w Gdańsku ludzie sta­rali się zapraszać, świadczyć, ale napotykali jakby ścianę – nikt nie przychodził, ludzie bali się wziąć do rąk Pismo Święte. Przed „Solidarnością” lu­dzie bali się Pisma Świętego, bali się wszystkiego albo nie chcieli i nie interesowali się. W każdym razie było bardzo trudno kogoś pozyskać. I właściwe zaczęło się od tego, że wyczytałem w Biblii, że na każdy dzień Pan Bóg przy­dawał... to modliłem się: „Panie chociaż jednego na miesiąc”.

I za­częliśmy się modlić, żeby Bóg coś zrobił. „Panie, zrób coś z nami, bo zbór umiera. Mamy tyle starych”. I siostra Sajowa mówiła: „Bracie Barna, zobacz ile nas starych. Jak zaczniemy umierać to będziesz miał pogrzeb za pogrzebem”. A ja pomyślałem: „Panie Boże, ale perspek­tywa...”. Bo było trzydziestu starusz­ków, a w szkółce niedzielnej mieliśmy pięcioro dzieci. Zaczą­łem się modlić. I potem do braci w Radzie Zborowej powiedzia­łem: „Módlmy się, żeby Bóg coś zrobił. Bo my nie wiemy jak do­trzeć do ludzi”. I Bóg tak pokiero­wał, że właśnie Leokadia z Gdyni u jakiejś koleżanki znalazła książkę „Pokój z Bogiem”, a brat jej pojechał do Ameryki i tam mu świadczyli, i „Pokój z Bogiem” bardzo mu się podobał i zaczął tłumaczyć na język polski. Napisał do siostry, że zaczął tłumaczyć piękną książkę. A ona zobaczyła u koleżanki „Pokój z Bogiem” i koleżanka pożyczyła jej tą książkę. Jednak chciała mieć książkę i napisała do Warszawy do wydawnictwa, aby jej przysłali „Pokój z Bogiem”. I przysłali jej książkę oraz Słowo Prawdy, w którym była wzmian­ka o zborze gdańskim i moje nazwisko. Siostra Stankiewiczowa specjalnie takie wybrała. I Leokadia to Słowo Prawdy poczytała i zadzwoniła na pocztę dowiedzieć się czy taki ktoś ma telefon. Numer telefonu nie był zastrze­żony więc podali jej i ona zadzwoniła do naszego domu. Powiedziała, że chciała­by rozmawiać z pastorem bap­tystów. Mnie nie było w domu, więc żona odebrała telefon i powiedziała, że przekaże. Przy­szedłem wieczorem do domu i żona powiedziała, że jakaś kobieta z Gdyni, Mączkowska, dzwoniła i chciała ze mną rozma­wiać. Ponieważ było już późno zadzwoniłem następnego dnia i umówiliśmy się, że ją odwiedzę. Zaczęło się od tej rozmowy. Na­wróciła się ona, jej koleżanka, jej syn, brat, brata żona, brata syn i jego dziewczyna. Cały sznu­rek. Cała grupa ludzi. Jej brat to Fonek Nowakowski. Już ma teraz z 80 lat. I dalej taki aktyw­ny i gorliwy. Druga grupa to był Jasiu Sierla, z wierzącej rodziny. Pojechał na obóz młodzieżowy i tam przeżył nawrócenie i na drugi rok wziął ze swojej klasy kolegę Darka Wiśniewskiego. Darek pojechał na obóz i tam się nawrócił. Po powrocie obydwaj zaczęli świadczyć i zapraszać kolegów z klasy. Siedem osób przychodziło, między innymi Ania Słaba, która potem wyszła za mąż za Darka, a także Urbań­ski, młodszy brat Remka. Cała grupa przyszła przez Jasia Sierlę. Później parę osób z Tczewa trafiło do zboru. Z kolei Kowalski kupił w księgarni książkę „Trzydzieści wyznań w Polsce” i czytał o nich. I stwierdził, że baptyści to cieka­we wyznanie. „Ciekawe czy oni są w Gdańsku”. I zadzwonił do wydziału do spraw wyznań i za­pytał czy w Gdańsku są Baptyści. Przyszedł na Dąbrowskiego i przyprowadzał młodszego brata. Starszy wyjechał później do Australii albo Nowej Zelandii. Każdy jakimś innym sposobem trafiał. W każdym razie Bóg zaczął przysyłać nam ludzi. Jak napisano w Biblii „Pan przyda­wał…”. I tak myślałem „Aha, to nie my mamy się starać, tylko modlić się, żeby Pan Bóg przydawał ludzi.” A On by przydał tylko czy my jesteśmy gotowi, aby przyjąć?

Długo związany byłeś z gdańskim zborem, jak według Ciebie zmieniło się życie zboru w cią­gu tych lat?

Myślę, że ludzie mają mniej czasu. Albo ja nie mam kontak­tu z nimi, jestem już teraz na marginesie, więc nawet trud­no mi powiedzieć jak to teraz wygląda. Przez wiele ostatnich lat spotkania członkowskie były bardzo kulturalne. No może ostatnio zaczęło się trochę psuć. Dawniej było ciągle takie pie­niackie podejście. Ludzie byli tak zaangażowani, że wszyscy się czuli w 100% odpowiedzialni za zbór i wszyscy uważali, że mają jednakowe prawa ale i władzę. W praktyce tak to wyglądało, że bardzo często dochodziło do konfliktu, bo ludzie próbowali wtrącać się w nie swoje sprawy. Teraz ludzie przegłosują prze­ważnie tak jak Rada Zborowa zaproponuje. Czasami mają swoje zdanie, ale to się odbywa bardzo kulturalnie, spokojnie. Natomiast kiedyś spotkania były tak burzliwe, że postanowi­łem w swoim czasie to ukrócić. Zaproponowałem takie rozwią­zanie, że wolne wnioski muszą być zgłoszone Radzie Zborowej i ona przygotuje ten wniosek na członkowskie. Bez zgłoszenia do Rady Zborowej nie można było wnosić sprawy na spotkaniu członkowskim. No i uspokoiło się. Gdy ktoś coś powiedział to pojawiało się pytanie czy zostało wcześniej zgłoszone. „Nie, a to przepraszam, nie ma dyskusji. Proszę do Rady Zborowej”. A do Rady Zborowej często ludzie nie chcieli iść. Chcieli zrobić rozróbę na członkowskim. A tu się okazało, że nie można. I w ten sposób przez parę lat był spokój. Gdy odszedłem z Gdańska to jedną z pierwszych decyzji było zniesienie zakazu wnoszenia wolnych wniosków na członkow­skim. Ludzie chcieli znowu mieć prawo mówienia. Ale w między­czasie powygasały animozje, uspokoiło się i już nie było tak jak kiedyś. Nie wiem skąd się to brało ale ten mankament był kiedyś dość powszechny w zbo­rach. Pamiętam w Wałbrzychu, w Gdańsku i w innych miastach właśnie takie rozrabiactwo. A te­raz prawie się nie zdarza. Nawet jeśli są różnice zdań to inaczej się to odbywa. Spokojniej.

Za co Brat jest wdzięczny Panu Bogu?

Za wszystko. Nie ma rzeczy, za którą nie byłbym wdzięczny. I za doświadczenia. Także te nega­tywne. Bo one bardzo ubogacają. Chociaż są bolesne. I za Jego opatrzność. I za przyjaciół. Za zbór. Dla mnie zbór jest ducho­wą rodziną. Bardzo bliską. Nie rozumiem dlaczego ludzie czasa­mi przez lata nie chodzą do zbo­ru.