fbpx

Nie zgub Jezusa!

Mamy za sobą swoisty maraton świąteczno-noworoczny, czyli ponad tydzień czasu, który każdy z nas przeżył w swój własny sposób. Ile w nim było okazji do głębszych refleksji nad sensem świąt i nad naszymi relacjami - nie tylko z najbliższymi? Ile było rozmyślań nad naszym życiem i upływającym czasem, bo strzelił nam jak z bicza kolejny rok i aż trudno uwierzyć, że niedługo zakończy się druga już dekada XXI wieku. Czy wreszcie daliśmy sobie szansę na głębsze duchowe przeżycia płynące z Bożonarodzeniowego przesłania zapisanego w Piśmie Świętym i głoszonego w naszych zborach w czasie nabożeństw świątecznych? Bo nawet najmniej religijni ludzie choć od święta udają się do kościoła, więc mniemam, że i nasze nogi stanęły tam, gdzie powinniśmy stale słyszeć głos Boga, kierowany do nas osobiście.

Mam nadzieję, że daliśmy sobie również szansę na odpoczynek po trudach codziennej pracy i gorączki przedświątecznych zakupów, które szczególnie dla nas mężczyzn są przed świętami niezwykle uciążliwe. Jak więc odpoczywaliśmy? Czy spacerowaliśmy wtedy, kiedy pogoda rozpieściła nas i mieliśmy unikalne szczęście przeżywania białej Wigilii i pierwszego dnia świąt, jak to mieliśmy na Mazurach w tym roku? A może nie ruszaliśmy się z domu, koncentrując się wyłącznie na jedzeniu i oglądaniu telewizji?

A skoro o telewizji wspomniałem, to nie ulega wątpliwości, że jednym z wciąż powtarzanych hitów świątecznych jest pokazywany od lat film pt. „Kevin sam w domu”. Każdy z pewnością zna tę zabawną komedię o tym, jak rodzice „zgubili” swojego syna w czasie zaplanowanej wcześniej podróży rodzinnej, a ten chłopiec pozostawiony samemu sobie przetrwał zwycięsko walkę ze złodziejami, którzy chcieli okraść jego dom rodzinny, w którym pozostał sam na święta.

Ta filmowa historia przypomniała mi inną historię – tym razem biblijną, którą możemy przeczytać w Ewangelii Łukasza (2,41-52). Otóż jest tam opisana wizyta Józefa i Marii wraz z 12-letnim wtedy Jezusem w Jerozolimie na Święcie Paschy, które – zgodnie zresztą z tradycją zapisaną w Prawie - trwało 8 dni. Jerozolima szczególnie w tym czasie była wypełniona tysiącami pielgrzymów z różnych stron. Kiedy więc po tym święcie wszyscy wracali do swoich domów, okazało się, że w czasie drogi powrotnej do Galilei Józef z Marią odkryli z przerażeniem, że … zgubili Jezusa. Nie było Go bowiem wśród krewnych i znajomych, którzy wracali z nimi z Jerozolimy do Nazaretu.

Józef z Marią musieli więc wrócić do Jerozolimy i przez trzy dni – jak podaje Ewangelia – szukali Jezusa na ulicach i placach miasta, pełni trwogi i przerażenia. To uczucie zna każdy rodzic, który choć na krótki czas zgubił kiedyś swoje dziecko! Jest to zaiste bardzo traumatyczne przeżycie! Czasem w galeriach handlowych słyszy się ogłoszenia o tym, że ktoś znalazł dziecko i teraz uprasza się przez głośniki jego rodziców o odebranie swojej zgubionej pociechy.

Po dniach i bezsennych nocach, Maria z Józefem znaleźli wreszcie Jezusa w świątyni jerozolimskiej. Wygląda na to, że trafili tam na końcu swoich poszukiwań, co wydaje się trochę dziwne, wszak chyba tam właśnie powinni je rozpocząć i tam przede wszystkim pytać, czy ktoś nie widział ich niezwykłego przecież Syna. Zobaczyli Go w końcu, jak rozmawia z nauczycielami i uczonymi w Piśmie, którzy byli zdumieni Jego mądrością i pytaniami, które im zadawał. Mogli wreszcie odetchnąć z ulgą, bo przeżyli kilka koszmarnych dni strachu o los swojego chłopca. Wychowywali Go przecież z wielką starannością i duchową troską, a teraz zgubili Go na kilka dni. Najważniejsze jednak, że się w końcu odnalazł.

Z tej biblijnej historii wynika bardzo ważna dla nas, duchowa lekcja. Otóż, kiedy zdarza się nam czasem „zgubić” Jezusa, wypierając Go poza margines naszego codziennego życia, to każdy taki dzień bez Niego będzie dniem nieudanym, pełnym trosk, niepewności, a czasami wręcz trwogi. Tak zwykle wygląda życie bez Boga w sercu, kiedy idziemy przez życie sami, pewni swych racji i swojej samowystarczalności, która jest przecież zwodnicza i bardzo niebezpieczna.

Może dlatego chrześcijańskie życie jest dzisiaj takie niemodne, bo wymaga od nas poddania się woli Boga, uznania swej niewystarczalności i wreszcie potrzeby stałego oparcia się na naszym Stwórcy oraz podporządkowaniu swojego życia Jezusowi. Tymczasem wydaje nam się często, że sami damy radę, nie potrzebujemy nikogo i niczyich rad lub wskazówek, bo sami wiemy najlepiej. I wtedy najczęściej gubimy Boga, gubimy Jezusa w naszym życiu, a wtedy kłopoty i problemy aż się same proszą.

W tej historii o „zgubionym” Jezusie jest jeszcze inny wątek. Otóż Maria wyrzuciła swojemu Synowi, mówiąc do Niego z wyrzutem: „Dlaczego nam to zrobiłeś? Spójrz, Twój ojciec i ja zmartwieni szukaliśmy Cię” (w. 48). Tymczasem rodzi się pytanie: kto w tym całym zdarzeniu tak naprawdę zawinił: Jezus – czy raczej Jego ziemscy rodzice? To nie On przecież się zawieruszył czy uciekł od swoich rodziców, jak to czasem czynią nastolatki. To przecież oni, rodzice, nieopatrznie bądź przez własną nieuwagę, stracili Jezusa z oczu na kilka dni i nocy. On jednak był w świątyni – w domu swojego prawdziwego, niebiańskiego Ojca! Tam, gdzie być powinien. Powiedział im przecież ważne słowa, których wtedy nie zrozumieli: „Dlaczego Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że w tym, co jest mego Ojca, Ja być muszę?” (w. 49).

I tu mamy do czynienia z kolejną lekcją: nie zrzucajmy na Jezusa lub na Boga odpowiedzialności za własne niedopatrzenia czy błędy. Bóg nigdy nie ucieka od człowieka – to zwykle człowiek oddala się od Boga i ukrywa się przed Nim! To nie Jezus „gubi” nas, lecz my „gubimy” Jezusa i tracimy Go sprzed naszych oczu nazbyt często! Taka jest prawda!

Drogie Siostry i Drodzy Bracia w Chrystusie! W nowym, 2019 roku, życzę Wam wszystkim z całego serca, abyście w tych nadchodzących dniach i miesiącach nigdy nie zgubili Jezusa, nawet na jeden dzień! On przecież chce nas nadal prowadzić i nam błogosławić – trzeba nam tylko naprawdę uwierzyć Mu i zaufać bezgranicznie! On jest przecież Panem naszej przyszłości i naszą prawdziwą nadzieją na jutro oraz na wieczność! Obyśmy więc nie pogubili się w naszym życiu. Bo ono jest tylko jedno. Pamiętajmy, że kiedy zgubimy Jezusa - będzie ono wciąż niespokojne i beznadziejne.