fbpx

Być świadkiem autorytetu Jezusa

„Dana mi jest wszelka moc na niebie I na ziemi. Idźcie tedy I czyńcie uczniami wszystkie narody” Mt 28:18-19

Jak mamy rozumieć autorytet Jezusa Chrystusa? Co to oznacza, że posiada „wszelką moc” na niebie i na ziemi? Czego możemy się od Niego spodziewać – jako naszego Pana – skoro ma tak wielki autorytet? Jak mamy – jako Jego poddani, szukając posłuszeństwa Jego woli – być świadkami Jego mocy i władzy? Szczególnie, że ze względu na nią właśnie („idźcie tedy”) posyła nas na misję do wszystkich narodów? Jak mamy im wyjaśniać Jego autorytet? I kim są owe „narody”? Całe narody? Jeśli tak, to jak mają odpowiadać? Jak mamy im głosić „wszystko, co nam przykazał” (Mt 28:20)?

To bardzo poważne i uczciwe pytania. Ukazujące, że ten znany większości chrześcijan na pamięć fragment wcale nie jest taki prosty i oczywisty. Przeciwnie. Wydaje mi się, że nie stawiamy tych pytań za często i w związku z tym być może nie za bardzo ów Wielki Nakaz Misyjny rozumiemy – a co za tym idzie – rywalizujemy.

Jesteśmy szczęśliwi robiąc to, co potrafimy i znamy – czyli osobistą ewangelizację. Wydaje mi się jednak, że jest to niepełna realizacja słów. Powinniśmy wiedzieć, w jakim autorytecie idziemy. Powinniśmy wiedzieć, jaki autorytet jest przedstawiamy narodom i jakiej odpowiedzi od nich się oczekuje. Powinniśmy poważnie się nad tym zastanowić, aby w naszej realizacji tych wielkich, ważnych słów, nie okazać się leniwymi, ani powierzchownymi i przez to nieposłusznymi woli naszego Pana. Aby Jego Królestwo przychodziło – jak kazał nam się o to modlić – musimy rozumieć Jego rolę jako Króla, a więc i to, jak Jego panowanie ma się urzeczywistniać w nas i przez nas wśród narodów, do których nas posyła.

Jak być świadkiem autorytetu naszego Pana?

Gdzie jesteśmy?

Zacznijmy od tego, że nasza koncepcja autorytetu naszego Pana i Króla, jest mętna i niejasna. Podkreślamy, że wszyscy powinni przyjąć Ewangelię, ale rzadko przedstawiamy ją w kategoriach Bożej sprawiedliwości i wymagania posłuszeństwa. Kiedy budujemy odniesienie Jezusa do człowieka, podkreślamy dzieło odkupienia. Mówimy, że człowiek jest grzesznikiem, a Jezus Zbawicielem. Nie ustanawiamy więc Jego autorytetu, ale raczej skuteczność jako Zbawiciela. Przedstawiamy Wielki Nakaz Misyjny, jak gdyby brzmiał następująco: „Jestem Zbawicielem świata. Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody...”.

Oczywiście, nasz Pan JEST Zbawicielem świata i jest to wielki powód, aby głosić Ewangelię. Jednak Duch Święty w tym istotnym dla misji fragmencie chce, abyśmy nasz zapał i powód dla misji odnaleźli w Jego autorytecie raczej niż miłości.

Po drugie, mamy również bardzo niejasne zrozumienie naszego autorytetu jako przedstawicieli Chrystusa. Rozumiemy siebie bardziej jako terapeutów, wysłanych ma misję pojednania, niż ambasadorów Króla. Czujemy się smutni i odrzuceni, gdy ktoś nie chce słuchać o Bożej miłości. Czujemy, że jest coś jeszcze do powiedzenia, ale nie za bardzom wiemy co i jak to uczynić.

Stąd, ze względu na fakt, że potrafimy przedstawiać osobom niewierzącym Chrystusa tylko poprzez przedstawienie Jego odkupieńczej miłości, a nie Jego autorytetu i władzy, nie potrafimy usprawiedliwić naszych roszczeń do wpływu etyki chrześcijańskiej na prawo naszych narodów. A jednocześnie ciągle czujemy, choć nie potrafimy tego trafnie ująć w słowa, że chrześcijaństwo powinno ów wpływ posiadać.

Po trzecie, poza przesłaniem przebaczenia i pojednania, jakie daje Chrystus grzesznikom, mamy bardzo mętne, jeśli w ogóle jakieś, poglądy czego właściwie Jezus chce, byśmy uczyli narody – a co nam wprost nakazuje (Mt 28:20). Znamy Jego wolę co do zbawienia poszczególnych grzeszników i najprawdopodobniej jesteśmy w tym najlepsi na całym świecie spośród wszystkich wyznawców Chrystusa. Ale czego On chce od narodów? Nie słyszałem choćby jednego kazania na ten temat.

Po czwarte, to wszystko ma wpływ na naszą skuteczność. „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28:20) – to wezwanie Jezusa do tego, byśmy obserwowali, jak działa, a nie do tego, byśmy jedynie w to działanie wierzyli, choć go nie widać. Mamy widzieć, dostrzegać to, że jest z nami i przy nas, zawsze, aż powróci. Obiecuje nam tutaj doświadczalną, skuteczną (owocną) obecność – ale jest to obecność warunkowa. Warunkiem jest posłuszeństwo Nakazowi. Kiedy więc jesteśmy mu posłuszni – będziemy doświadczać prawdziwości tych słów. Kiedy nie jesteśmy – te słowa nie są żadnym pocieszeniem, że i tak jest z nami, bo nie jest.

Autorytet Chrystusa

Zastanówmy się więc jak najpoważniej nad autorytetem naszego Pana. To on ma być dla nas motywacją dla odważnej misji, która łączy się z obietnicą Jego doświadczalnego działania w nas i przez nas.

Korzenie autorytetu Chrystusa znajdujemy w Starym Testamencie, szczególnie w Psalmach. Widzimy to w wielkiej liczbie cytatów w Nowym Testamencie. Zdecydowanie widzę dowody na to, kim jest nasz Pan właśnie w tych fragmentach – a szczególnie w Psalmie 2 i 110.

W Psalmie 2:6 czytamy, że to Jahwe ustanowił swego króla na Syjonie, swojej świętej górze. Zachęca swego Pomazańca, by prosił Go o władzę nad narodami: „Proś mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo i krańce świata w posiadanie. Rozgromisz je berłem żelaznym, roztłuczesz jak naczynie gliniane” (w. 8-9). Król namaszczony przez Jahwe będzie posiadał moc, aby zwyciężać nad władcami ziemi: nad tymi, którzy sprzeciwiają się jego władzy nad nimi – bo została mu ona udzielona. Werset 2 i 3 mówi o spisku królów i książąt, którzy chcą „zerwać” i „zrzucić” z siebie „pęta” - czyli władzę, zależność od Jahwe i Jego Pomazańca. Ten Psalm jest cytowany w Liście do Hebrajczyków 1, jako dowód na bóstwo Jezusa i w Dziejach 13:33 jako dowód na Jego bóstwo i nieuchronność Jego zmartwychwstania. Podobnie wrogość Heroda i Poncjusza Piłata przeciwko Jezusowi jest postrzegana jako spełnienie właśnie opisanej w tym Psalmie postawy względem Pomazańca Jahwe (Dz 4:25-28). „Berło żelazne” z Ps 2:9 pojawia się również w Objawieniu, w Liście do Zboru w Tiatyrze, zarówno jako władza Chrystusa jak i doświadczenie zwycięzcy – a więc tego, kto poddaje się Jego woli. Nasz Pan ogłasza: „I będzie rządził nimi (poganami) laską żelazną, i będą jak skruszone naczynia gliniane; taką władzę i Ja otrzymałem od Ojca mojego” (2:27-28). Widzimy ją jeszcze raz w wizji tryumfującego Chrystusa: „A z ust jego wychodzi ostry miecz, którym miał podbić narody, i będzie nimi rządził laską żelazną” (19:15).

Psalm 110 zawiera kilka ważnych prawd dla autorów Nowego Testamentu. Wszystkie one mówią o autorytecie Chrystusa, ale nie wszystkie wprost o autorytecie nad narodami, poza wersetami 5 i 6: „Pan po prawicy mojej zetrze królów w dzień swojego gniewu. Będzie sądził narody, pobije wielu”.

Nie ma tu czasu na szczegółowa egzegezę. Pozwolę sobie wskazać tylko na oczywiste fakty. Psalmy te mówią o autorytecie Mesjasza nad władzami narodów. Przyczyną jest fakt, iż po to właśnie namaścił go Jahwe. Dlatego władze narodów mają rozpoznać autorytet Bożego Władcy: pochodzi on bowiem z góry, od samego Boga Stwórcy.

Te starotestamentowe wątki potwierdza również słowo eksuzja (ekksousia) – najczęściej używane słowo w Nowym Testamencie na autorytet, również w naszym dzisiejszym tekście z Mt 28:18. Mówi on o dwóch rzeczach. Po pierwsze, o pochodzeniu z góry. Po drugie, o posiadanym potencjale (energii, sile) dla realizacji celów. I tak na przykład w Objawieniu 6:8 czytamy o dwóch jeźdźcach Śmierci i Piekle (Hadesie), którym „dano władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem i morem, i przez dzikie zwierzęta ziemi”. Najwyraźniej „dano im” tę moc, i najwyraźniej ona faktycznie POTRAFI spełnić zadanie, dla którego została dana. W Objawieniu 9:35 czytamy znów o szarańczach, „którym dana została moc, jaką jest moc skorpionów na ziemi. I powiedziano im, aby nie wyrządzały szkody trawie (…) tylko ludziom, którzy nie mają pieczęci Bożej na czołach. I nakazano im, aby nie zabijały ich lecz dręczyły przez pięć miesięcy” - faktycznie, właśnie tego dokonywały.

Oznacza to, że kiedy nasz Pan Jezus Chrystus stwierdza, że DANA jest Mu moc na niebie i na ziemi, oznacza to, że faktycznie ją otrzymał od Ojca – za swe posłuszeństwo Jego woli. Czyli, że faktycznie ją posiada. Cała ziemia więc powinna – a On ma moc, by to zrealizować – poddać się Jego władzy. On jest Królem królów i Panem panów.

Kiedy więc posyła nas do wszelkich narodów, i przypomina o fakcie posiadania wszelkiej władzy, oznacza to, że powinniśmy iść w tej właśnie świadomości – że jesteśmy posłańcami Króla i Pana, któremu wszystkie narody winne okazać posłuszeństwo. Powinniśmy również oczekiwać Jego działania, które ten fakt potwierdza – czyli sukcesu naszego wpływu na narody, które powinny mu ulegać. Jego autorytet powinien być przyjęty, a posłuszeństwo powinno być widoczne. Jest Królem nad ziemią, i dostał tę władzę z najwyższego możliwego miejsca – od Ojca.

Najwyraźniej ani On, ani Jego Ojciec nie przejmują się zbytnio neutralnością światopoglądową ani religijną współczesnego państwa, oddzieleniem władzy od kościoła czy funkcjonowaniu w naszym życiu w przestrzeni publicznej i prywatnej. Być może te wszystkie kategorie są w jakiś sposób przydatne i pomocne, ale na pewno nie po to, by ograniczyć Jego władzę.

Powiedzmy sobie wprost, takie roszczenie naszego Pana do powszechnego posłuszeństwa wywołuje w nas niepewność, zażenowanie, jeśli nie lęk. Co więc uczynimy? Zaprzeczymy temu studium i spokojni wrócimy do starych, wyżłobionych kolein?

Chciałbym nas zachęcić do innej postawy. Spójrzmy, jak realizowali to posłannictwo Apostołowie.

Jak zwiastować autorytet Chrystusa?

Zacznijmy od Jana Chrzciciela. Choć w porządku chronologicznym wciąż należy do Starego Przymierza, jest obecny na kartach Nowego Testamentu i często stawiany przez naszego Pana jako wzór dla nas.

Zacznijmy od Marka 6, gdzie widzimy Jego służbę w szerokim ujęciu. Czytamy, że „mówił Herodowi: Nie wolno ci mieć żony brata swego” (w. 18). To bardzo znamienne działanie. Po pierwsze, Jan uważa, że widzi wyższy porządek (większy autorytet) niż Herod. Pochodzi on z objawionej woli Boga, ostatecznego władcy Izraela, która obowiązuje Heroda na równi z innymi. Po drugie, dlatego nie opiera swej przemowy na miłości Bożej, ale na Bożych prawach suwerennego władcy: na Jego autorytecie nad Herodem. Po trzecie, odnosi się do konkretnej sprawy i przedstawia ja w sposób wymagają posłuchu. Możemy powiedzieć, że to głos proroczej korekty wobec władzy. Po czwarte w końcu, zyskuje szacunek i zainteresowanie Heroda: „Herod bał się Jana, wiedząc, że to mąż sprawiedliwy i święty, i ochraniał go, a słuchając go, czuł się wielce zakłopotany, ale chętnie go słuchał” (Mk 6:20). Ostatecznie wiemy, że z tego właśnie powodu zmarł śmiercią męczeńską (w. 27). Ogłaszanie prawdy ma swoja cenę i zawsze miało. Nie zaprzecza jednak rzeczywistej obecności Bożej w służbie tych osób. Raczej, zazwyczaj jest na odwrót: krew męczenników jest najlepszym zasiewem rozwoju Bożego Królestwa.

Możemy więc z przykładu Jana nauczyć się, by nie bać się nazywać rzeczywistości w Boży sposób, być proroczym głosem dla osób, którym wydaje się – ze względu na wysoką pozycję w porządku ziemskim – że są poza wszelką korektą i zasadami, które obowiązują innych ludzi. Powinniśmy tez oczekiwać Boga w takich sytuacjach, choć może się zdarzyć, że przypłacimy to życiem.

Drugi przykład, to apostoł Paweł na ateńskim Areopagu, rozprawiający z naukowcami swojego wieku. Dowiadujemy się więc najpierw, że „w Atenach obruszał się Paweł w duchu swoim na widok miasta oddanego bałwochwalstwu” (Dz 17:16). Nie obrusza się wyłącznie z przyczyn estetycznych: uważał tę sytuację za niewłaściwą i uznał, że powinien jej przeciwdziałać. Czy mamy podobną postawę wobec niesprawiedliwości i bezbożności świata? Mam wrażenie, że zakładamy, że nic nam do tego. Paweł przeciwnie: nie był obojętnym Żydem, obserwującym ze spokojem grzechy pogan. Jest apostołem narodów, który zmienia je dla Chrystusa – również w ich publicznym wymiarze, w tym obecnym wśród nich fałszywym kulcie.

Przejdźmy teraz do jego kazania. Najpierw widzimy, że szuka przestrzeni wspólnej – odwołuje się do ich pobożności (w. 22), następnie zwraca uwagę na ołtarz poświęcony Nieznanemu Bogu (w. 23). następnie przedstawia im swojego Boga jako Boga również swoich słuchaczy – innymi słowy stwierdza Jego autorytet nad nimi: „Bóg, który stworzył ten świat i wszystko, co na nim, Ten będąc panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych (…) gdyż sam daje wszystkim życie i tchnienie i wszystko. Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i zamieszkania, żeby szukały Boga” (ww. 24-27). Udowadnia im, że mówi w imieniu Boga, który posiada nad nimi autorytet, jako Stwórca Ludzkości i Twórca Narodów – czyli również Ateńczyków. Również, przedstawia im Jego wolę – narody mają Go „szukać”. Następnie podważa sens bałwochwalstwa (w. 29) i ostatecznie stwierdza, że ów jeden jedyny prawdziwy Bóg „wprawdzie puszczał płazem czasy niewiedzy, teraz wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali, gdyż wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie przez męża, którego ustanowił, potwierdzając to wszystkim przez wskrzeszenie go z martwych” (ww. 30-31).

Zwróćmy uwagę, że Paweł tutaj wzywa Ateńczyków do nawrócenia WYŁĄCZNIE w oparciu o zwiastowanie autorytetu Jezusa. Przedstawia Go jako „Męża, którego Bóg wyznaczył”. Bóg kiedyś „puszcza płazem” nieposłuszeństwo, teraz jednak „wzywa” (bądź, jak inne przekłady: nakazuje) wszystkim ludom się upamiętać. Mamy tu wezwanie do nawrócenia, ale bez odniesienia do miłości i zbawienia. Chrystus jest Panem, któremu należy się poddać, w pełni autorytetu od Boga, do którego Ateńczycy mają się zwrócić, zostawiając swoje bożki. A jeśli mają jakieś wątpliwości, to zmartwychwstanie powinno je rozwiać.

Myślę, że jest to dla nas sposób głoszenia dość dziwny. Czujemy się niekomfortowo nie odnosząc się do Bożej miłości okazanej w Chrystusie. A jednak, jest to Boże, błogosławione działanie, które skutkowało nawróceniami (w. 34). Swoją drogą: czy nie powinniśmy czuć się równie niekomfortowo lekceważąc zwiastowanie autorytetu Jezusa? Czy mamy dobre wytłumaczenie dla faktu, że nie naśladujemy Pawła w jego sposobie głoszenia? I – najwyraźniej – Pawła, który głosi w sposób zgodny z Wielkim Nakazem Misyjnym? Czy nie powinno nas zastanowić, że ten apostolski sposób głoszenia Chrystusa jest praktycznie nieobecny w naszych kazaniach ewangelizacyjnych? Zastanowić i zaniepokoić? Nie sądzę, że jest to bezpieczne ani dobre, by lekceważyć tak ważny schemat głoszenia, który widzimy w Nowym Testamencie. Czy nie jest tak, że właśnie nasze przyzwyczajenie, by opierać się wyłącznie na miłości Bożej czyni nas zupełnie oderwanymi od wielu obszarów i dyskusji, w których powinniśmy zabierać głos? Miłość Boża nie ma bezpośredniego odniesienia do wszystkich sfer społecznych, podczas gdy autorytet Stwórcy (i Twórcy narodów) ma. W końcu - czy to nie sprawia, że nie jesteśmy tak skuteczni w naszej misji, jak byśmy mogli być?

 

Odbiorcy Ewangelii

Po trzecie, pomyślmy nad tym, kto ma odpowiadać posłuszeństwem na nasze poselstwo o autorytecie Chrystusa. Wiemy, kto ma odpowiadać na wezwanie miłości – potępieni grzesznicy. To oni potrzebują zbawienia, usprawiedliwienia, odpuszczenia win, nowego życia w Duchu i to wiecznego.

A co z autorytetem? Czy sprawa wygląda tak samo?

Niekoniecznie. Oczywiście, grzesznik, który odpowiada na przesłanie Bożej miłości, również powinien poddać się panowaniu Chrystusa – uznać Go za swego Pana. Niemożliwe jest mieć Chrystusa jako Zbawiciela, nie uznając w Nim również swego Pana. W gruncie rzeczy, patrząc na Nowy Testament, otrzymywanie zbawienia łączy się raczej z rozpoznaniem go Jako Pana niż Zbawiciela. I tak w Rzymian 10:9 czytamy: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz”. Warto również zauważyć, że nowotestamentowe wyznanie wiary to wyznanie Jezusa Panem – Panem nad wszystkim, nie tylko nade mną samym (choć oczywiście to się ze sobą wiąże).

Jak więc mamy głosić autorytet Jezusa w naszym współczesnym świecie?

Bierzmy przykład z Jana Chrzciciela i apostoła Pawła. W obu przypadkach zwiastowana jest Boże moralna wola. W przypadku Heroda, ma zakończyć grzeszny związek; w przypadku Ateńczyków, mają porzucić bałwochwalstwo. W przypadku Heroda ma to być „prostowanie ścieżek Pańskich” - część jego przygotowania na nadchodzącego Mesjasza; w przypadku Ateńczyków: przygotowanie na Boży, nadchodzący sąd. To BARDZO KONKRETNE WEZWANIE. Nie miękkie, niejasne, i niesprecyzowane wezwanie do przyjęcia Bożej miłości, ale wyraźne, określone wezwanie do porzucenia konkretnego grzechu, który ściśle i mocno związany jest z ich sposobem życia. Zwróćmy uwagę, że takie głoszenie – choć rzucające wielkie wyzwanie – jak bardzo uwalniające – bowiem skutki przemieniają całe życie. Takie głoszenie również nie jest „dwutaktem” - podchodzeniem do życia określonej osoby na dwa razy – raz z miłością, i drugi raz z wymaganiami świętego życia. Od razu kandydat na chrześcijanina skonfrontowany jest z autorytetem Jezusa nad jego życiem. Chrześcijaństwo od początku jest aktem woli i poddania. Oczywiście, miłość Boża i przebaczenie musi się pojawić i być uwolnieniem sumienia do szczerej służby żywemu Bogu – jak przedstawia to autor Listu do Hebrajczyków (9:14). Ale nie musi być wcale pierwszym, co dana osoba usłyszy.

Warto również nieco zrehabilitować zwiastowanie Bożego sądu. Tak przecież uczynił Paweł na Aeropagu. Dzisiaj często zwiastowanie Bożego sądu wiąże się ze średniowieczem i jakimś odejściem od Bożego Słowa. Cóż, to nieprawda. Boży sąd ustanawia autorytet Chrystusa: oto Sędzia okazuje się Królem, któremu możemy podlegać – i zbawicielem, który nas może od sądu uchronić.

Ale w tych dwóch przykładach jest coś jeszcze więcej. W przypadku Jana Chrzciciela widzimy wezwanie do władzy, by się poprawiła. Innymi słowy, wezwanie do nawrócenia nie tylko w życiu osobistym, ale również w jakimś wymiarze w publicznym. Nauczanie narodów woli Chrystusa to nie tylko wezwanie do osobistego nawrócenia, ale również uczciwości i sprawiedliwości w realizacji swego powołania – w tym również osób, które tę władzę posiadają. Mamy być solą ziemi i światłem dla świata – czyli przykładem, mającym wpływ i informującym (czy nawet konserwującym) świat wokół nas.

W przypadku Pawła na Aeropagu, to konfrontacja współczesnych mu naukowców. Wie, że jego idea zmartwychwstania nie będzie łatwo przyjęta – i faktycznie, kilku z nich się z niego naśmiewało (Dz 17:32). Paweł się jednak tym nie przejął, choć z pewnością mógł się takiej (między innymi) reakcji spodziewać. A jednak zwiastował to, co uznał za konieczne – sąd Boży i powracającego Chrystusa.

Paweł również nie bał się konfrontować silnych ateńskich tradycji – czyli bałwochwalstwa. Nie bał się przemiany tożsamości tego narodu. Wymagało to od niego wiary, odwagi, opanowania i gotowości na poświęcenie. I Paweł na to wszystko jest gotów. Tak jak gotów jest jechać do Rzymu, do centrum wszystkiego w owych czasach, ponieważ wie, że kto jest przy nim i jaka jest wola Jego Pana: „przez którego otrzymaliśmy łaskę i apostolstwo, abyśmy dla imienia Jego przywiedli do posłuszeństwa wiary wszystkie narody” (Rz 1:5). wsłuchajmy się w jego słowa. Ogłaszanie Ewangelii to zwiastowanie Jego autorytetu; to przyprowadzanie do posłuszeństwa Chrystusowi wszystkich narodów.

Bądźmy świadkami autorytetu Jezusa! Nie zamierzam zaprzeczać realności Jego miłości. Ale jestem przekonany, że za mało zwiastujemy Jego autorytet. Ten brak balansu może być również powodem, dla którego zyskujemy więcej kobiet niż mężczyzn. Zwiastowanie miłości bez autorytetu może bowiem skutkować sentymentalizmem i odwoływaniem się do uczuć, a nie woli.

Zwiastując Jego autorytet, powinniśmy oczekiwać Jego pełnej mocy obecności. Nasze zwycięstwa nie będą na pewno tanie, będą musiały wiązać się z reakcją silnych struktur; ale będziemy w nich doświadczać obecności naszego Pana. Nasza walka będzie miała może więcej do czynienia z krzyżem, rozumianym nie tylko w perspektywie obciążeń osobistego życia, ale również wkraczania w obszary przemiany świata, w których zazwyczaj nas nie ma. Ale nasze zwycięstwa będą również podobne do zmartwychwstania. Widzialne, pełne mocy i rzucające światu wyzwanie. Chrystus to obiecał. I ma moc to uczynić. Od samego Ojca.

Jemu niech będzie chwała! Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki! Dana Mu jest wszelka moc na niebie i na ziemi. Idźmy więc. I poddawajmy w posłuszeństwo wiary dla Jego Imienia, chwały Ojca, Syna i Ducha, wszystkie narody. A On będzie z nami, zobaczymy to, bo tak obiecał; i będzie tak aż powróci w chwale, sądzić żywych i umarłych, a Królestwo Jego nie będzie końca, Amen.

Kazanie wygłoszone w trakcie konferencji Acts 1:8 w Warszawie, 23.03.2019